Minister zdrowia Adam Niedzielski w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" powiedział: "Chcemy, żeby ludzie przypomnieli sobie i przestrzegali zasad dyscypliny społecznej, jakie stosowaliśmy wcześniej. Musimy wrócić do maseczek i egzekwowania obowiązku ich noszenia". Lekarze wskazują, że noszenie masek jest niezwykle istotne. Mówił o tym Bartosz Fiałek w programie "Gość Wydarzeń". - Powinniśmy nosić maski w pomieszczeniach - stwierdził jednoznacznie lekarz. Przywołał przy tym badania przeprowadzone w Bangladeszu i opublikowane w piśmie naukowym "Scientific American", z których wynika, że w zamkniętych pomieszczeniach powinno nosić się maseczki o wyższym stopniu ochrony, czyli KN95 albo FFP2. - One realnie zmniejszają ryzyko transmisji wirusa. Oczywiście nie o sto procent, ale ono jest mniejsze - tłumaczył. Dlaczego zatem przestaliśmy maski nosić? Co wpłynęło na taką postawę społeczeństwa? Dr Konrad Maj, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS w rozmowie z Interią ocenia: - My się odzwyczailiśmy od tego, że są obostrzenia, że ten wirus z nami jest. Jak wynika z szeregu badań, również naszych, im dłużej trwa pandemia, tym bardziej ludzie się z nią oswajają. Zaczynamy traktować COVID-19 jak element krajobrazu. Ten "powrót do masek" może być zatem bardzo trudny. Letnie rozprężenie - Zauważmy, co się działo latem. Ludzie uznali, że maseczki są zbędne widząc, jaki jest poziom zakażeń w Polsce. Mniej osób się zarażało, a skoro w swoim otoczeniu ludzie nie mieli osób zakażonych, to stwierdzili, że maski nie są potrzebne. Ponadto większość czasu przebywaliśmy na świeżym powietrzu, gdzie nie trzeba zakrywać ust i nosa, część osób mogła zwyczajnie zapomnieć zabrać ze sobą maseczkę - analizuje dr Konrad Maj. Z tym doświadczeniem wchodzimy w jesień. - Częściej będziemy w zamkniętych pomieszczeniach, bliższy będziemy mieć kontakt międzyludzki i trudniej będzie utrzymać dystans społeczny. W tych okolicznościach część osób, które latem zapominało o maseczkach, będzie dalej mieć z tym problem. Liczba dziennych zakażeń rośnie lawinowo i już przekracza dwa tysiące. To też taki moment, w którym zapalić się powinna lampka - stwierdza psycholog. Nie tylko ci, którzy negują pandemię Dr Konrad Maj zauważa, że w ostatnich miesiącach osób nienoszących masek było bardzo dużo. - Oznacza to, że najprawdopodobniej nie są to tylko osoby negujące pandemię. Mogą to być też ozdrowieńcy albo i zaszczepieni, u których zadziałał taki schemat myślowy: mam już pewną ochronę, nie potrzebuję dodatkowej, jestem gotów ponieść pewne ryzyko dla wygody. Oczywiście wiemy, że to błędne myślenie, bo oni również mogą zachorować. I potrzebują tej maseczki - podkreśla. - Najbardziej obawiam się o niezaszczepionych, są oni najbardziej zagrożeni, gdyż oprócz dystansu społecznego, jest to dla nich w zasadzie jedyna forma ochrony. Oni nie powinni oglądać się na zaszczepionych, którzy nawet jak czasami zapomną maski, to ryzykują znacznie mniej - dodaje. Inni nie noszą, więc ja też nie zakładam "Oglądanie się" na innych w przypadku maseczek stanowi obecnie problem. - Niestety, kiedy ktoś zastanawia się, czy maseczkę założyć, a widzi, że większość osób jej nie ma, to też jej nie założy. Nawet jeśli wie, z jakim zagrożeniem to się wiąże, nawet jeśli nie zaszczepił się, ale zazwyczaj tę maskę nosił. To czysty konformizm - zauważa dr Konrad Maj. Podkreśla, że tu też często działa siła autorytetu. - Weźmy taki przykład: komunikacja miejska, w której pojawiają się kontrolerzy. Jeśli nie mają masek, to pasażerowie, którzy również ich nie mają, oczywiście będą mieć opory przed założeniem ich. A zatem wszyscy urzędnicy publiczni powinni modelować społeczne zachowania - tłumaczy psycholog społeczny. Rola służb. "Inaczej nie wypracujemy społecznego nawyku" - Generalnie duża jest rola wszelkich służb, które powinny egzekwować obowiązek noszenia masek. Kiedyś, gdy jeszcze zakładanie pasów w samochodzie nie było obowiązkowe, negowano to zalecenie. Sprawdzanie zapinania pasów i mandaty, ale też edukacja sprawiły, że stało się to normą i dla wielu automatycznym zachowaniem po wejściu do samochodu. Myślę, że podobnie zadziałałoby to w przypadku masek. Wszędzie przed wejściem do galerii, sklepów, na dworcach, powinny być służby porządkowe, które przypominają o tym obowiązku. A jeśli to nie będzie skuteczne, powinny się pojawić mandaty nakładane przez policję czy straż miejską. Inaczej niestety nie utrwalimy tej normy i nie wypracujemy społecznego nawyku - ocenia dr Konrad Maj. Podkreśla jednocześnie, że nacisk i sankcje nie mogą być zbyt silne. Co wydarzyłoby się, gdyby obowiązek zakrywania nosa i ust został rozszerzony? - Dodatkowe regulacje, związane z surowszymi karami, albo ze zwiększeniem miejsc, w których te maski byłyby konieczne, mogą spowodować efekt odwrotny. Mogą zaktywizować się grupy, które będą głośno namawiać do negowania takiego obowiązku. Już teraz wiele osób się buntuje, zwłaszcza zaszczepionych - zauważa. Potrzebna kampania edukacyjna - Największą pretensję za obecny stan rzeczy mam jednak do rządzących - przyznaje dr Konrad Maj. Dlaczego? -Zabrakło dostatecznego elementu edukacyjnego i świecenia przykładem. Powinno się również mocniej tłumaczyć rolę masek zwłaszcza w zamkniętych przestrzeniach oraz wyjaśniać, jak je zakładać w sposób prawidłowy - stwierdza psycholog. - Marzy mi się w tym temacie tak szumna konferencja prasowa, jak chociażby ta zorganizowana przez ministra Mariusza Kamińskiego na temat uchodźców na granicy, czy ta Patryka Jakiego o rzekomych negatywnych skutkach polskiej obecności w Unii Europejskiej. Nie rozumiem, dlaczego takich spektakularnych konferencji w temacie ochrony przed COVID-19 nie ma. Nie można sprowadzać tego do jednego zdania wypowiedzianego przez ministra Adama Niedzielskiego "musimy nosić maski". W mojej ocenie za mało jest działań rządu w tej kwestii - podkreśla dr Maj. Zadaniem psychologa za mało dzieje się wokół szczepień. - Z maseczką zawsze ktoś wymyśli wymówkę, może powiedzieć, że to niewygodne, kosztowne, męczące. A szczepienie - to jest przecież jedno ukłucie, ewentualnie 2-3 dni dyskomfortu i po sprawie. Zamiast słyszeć "musimy wrócić do masek", chciałbym zobaczyć ministra zdrowia z premierem i prezydentem ze wsparciem przedstawicieli Kościoła, którzy pojawiają się w rejonach, w których szczepienia idą najgorzej. To jest przecież ich elektorat, który potrzebuje takiej zachęty, "popchnięcia" do zaszczepienia się ze strony istotnych dla nich autorytetów - proponuje nasz rozmówca. Duże wyzwanie Dr Konrad Maj podsumowuje: - "Powrót do maseczek" będzie niezwykle trudny, bo społeczeństwo musiałoby zmobilizować się i wspólnie wrócić do nawyku sprzed wakacji. Konieczne jest też wsparcie służb i dobrze przemyślana, intensywna kampania edukacyjna. Psychologiczne zjawisko oswajania się z zagrożeniem daną chorobą jest zrozumiałe, ale konsekwencją tego jest to, że z koronawirusem nie wygramy. Jeśli nie zewrzemy szyków, to choroba ta będzie z nami przez długie lata. I będzie nas nadal zabijać.