W Polsce zanotowaliśmy znaczny wzrost zakażeń wariantem Omikron. - Dzisiejszy wynik to 30 586 nowych zakażeń. To jest liczba, której nie spotkaliśmy w trakcie całej czwartej, jesiennej fali. Tam maksymalne wyniki dotyczące infekcji były poniżej 30 tys. - powiedział minister zdrowia Adam Niedzielski. Jak ogłosił, wariant odpowiada już za ponad 22 proc zakażeń. Piąta fala wywołana przez Omikron staje się faktem. Praca zdalna. Zmiana w administracji publicznej i apel ministra W związku ze skokiem zakażeń minister zdrowia zapowiedział obowiązkowe przejście na pracę zdalną w administracji publicznej. W ciągu najbliższych dni zostaną przygotowane rozporządzenia w tej sprawie. Ponadto Niedzielski zaapelował, by w miarę możliwości przejść na prace zdalną także w innych zakładach pracy. Minister zwrócił się także do Polaków o przestrzeganie rygorów sanitarnych, ograniczenie mobilności, a także stosowanie limitów i paszportów covidowych. Zapowiedział również, że resort zdrowia nie planuje na razie wprowadzania edukacji zdalnej. - Szkoda, że dopiero teraz. Lepsze oczywiście takie działania niż żadne, ale nie zatrzymamy w ten sposób piątej fali - mówi Interii prof. Krzysztof Pyrć. Omikron niegroźny? Prof. Krzysztof Pyrć: Kompletna bzdura Wirusolog podkreśla jednak, że kroki które ograniczą skalę fali wywołanej Omikronem, są konieczne. - Nawet jeśli będzie istotna różnica i odsetek zgonów na tle dziennych liczb zakażeń będzie niewielki, co widać w krajach gdzie Omikron stał się wariantem dominującym, to pamiętajmy, że Omikron to nie jest katarek. Pojawiają się informacje, że ten wariant jest niegroźny, a to kompletna bzdura - podkreśla. Prof. Pyrć przypomina, że WHO alarmowała, by nie lekceważyć wariantu Omikron, bo może to doprowadzić do katastrofy w służbie zdrowia. - Nawet te łagodne przypadki, które się pojawiają - ze względu na ich liczbę - i tak przeciążają służbę zdrowia, a nawet mogą doprowadzić do niewydolności w codziennym funkcjonowaniu. Proszę sobie wyobrazić, co się zdarzy, jeśli stracimy pilotów, kierowców, strażaków - bo zachorują, albo będą w izolacji czy na kwarantannie - wylicza. Specjalista zwraca uwagę na konieczność egzekwowania obowiązujących zaleceń: stosowania maseczek, zachowywania dystansu oraz limitów. Testy na koronawirusa. "Spotkamy się ze szklanym sufitem" W środę minister zdrowia informował nie tylko o rekordowej liczbie zakażeń, ale także testów - wykonano ich ponad 122 tys. Oznacza to, że prawie 25 proc. testów dało wynik pozytywny. - Tak wysoki odsetek dodatnich testów oznacza, że nie wiemy, ile dokładnie mamy nowych zakażeń. I nie jest to tylko problem Polski. Te wartości w wielu krajach przekraczają tzw. bezpiecznik czyli punkt, kiedy wiemy, co się faktycznie dzieje - mówi prof. Krzysztof Pyrć. Jak dodaje, miarodajne wyniki to wykrywalność na poziomie kilku procent. - Wykryliśmy 30 tys. co oznacza, że tych nowych przypadków jest znacznie więcej. Nie epatujmy zbytnio liczbami, bo one nie do końca oddają rzeczywisty obraz aktualnej sytuacji epidemicznej - tłumaczy. Specjalista nie ma wątpliwości, że zabraknie nam testów, by określać faktyczną skalę zakażeń. - Na pewno spotkamy się ze szklanym sufitem. Możliwości będą ograniczone - zapowiada. Zobacz także: Realnie nawet 800 tys. zakażeń dziennie. Dwie niezależne prognozy W Interii informowaliśmy, że możemy nie zarejestrować rzeczywistej fali wywołanej przez Omikron. - Dziennie jesteśmy w stanie wykonywać ponad 200 tys. testów na koronawirusa - mówiła nam w ubiegłym tygodniu prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych Alina Niewiadomska. Tymczasem prognozy rozwoju pandemii przygotowane przez ICM UW wskazują nawet na 150 tys. zakażeń dziennie. Dr Franciszek Rakowski, kierownik zespołu modelującego, zastrzegł jednak, że te liczby nie zostaną uchwycone, jeśli znacząco nie wrośnie liczba wykonywanych testów.Na środowej konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział zwiększenie liczby wykonywanych testów. Nie padły jednak konkretne liczy. Czytaj także: Szczepionka firmy Novavax wkrótce trafi do Polski