Jolanta Kamińska, Interia: Rosjanie zbrojnie przejęli kontrolę nad dwiema elektrowniami atomowymi - w Zaporożu i Czarnobylu. Czy w związku tym wciąż możemy czuć się bezpieczni? Dr Łukasz Młynarkiewicz, prezes Państwowej Agencji Atomistyki (PAA): - W Polsce obecnie sytuacja radiacyjna jest w normie. Pod tym względem nie występuje jakiekolwiek zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi oraz dla środowiska. Państwowa Agencja Atomistyki stale monitoruje sytuację radiacyjną w kraju, 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Nie ma żadnego powodu do niepokoju. Warto podkreślić, że promieniowanie to zjawisko naturalne, które towarzyszy nam stale. Otacza nas promieniowanie pochodzące z kosmosu oraz z wnętrza Ziemi. Wyniki monitoringu radiacyjnego, które na co dzień są prezentowane na stronie PAA, pochodzą głównie od tych naturalnych źródeł promieniowania. Dodatkowo mamy też sztuczne źródła promieniowania wykorzystywane w medycynie, nauce i przemyśle. Działalność związana z tymi źródłami jest kontrolowana, tak aby wykorzystywane promieniowanie było dla nas bezpieczne. Jaki poziom promieniowania na terenie naszego kraju byłby powodem do ostrzegania ludności? - Maksymalna dozwolona dawka promieniowania dla społeczeństwa pochodząca od sztucznych źródeł promieniowania jonizującego wynosi jeden milisiwert na rok. Jej przekroczenie nie jest jednak równoznaczne z wystąpieniem jakiegokolwiek zagrożenia dla zdrowia. Wartość ta nie uwzględnia bowiem dawek otrzymanych przez pacjentów w wyniku stosowania promieniowania w celach medycznych (np. badanie rentgenowskie). W razie wystąpienia zdarzenia radiacyjnego, Polacy zostaną poinformowani o każdej możliwości przekroczenia wspomnianej dawki. W tym celu Agencja dysponuje nowoczesnymi programami, które służą do prognozowania rozwoju zdarzenia radiacyjnego. Oznacza to, że w razie potrzeby, z odpowiednim wyprzedzeniem przekażemy społeczeństwu konkretne informacje i zalecenia, zanim w Polsce pojawią się skutki takiego zdarzenia. Trzeba także zaznaczyć, że wielkości dawek promieniowania jonizującego, które byłyby powodem do podjęcia, określonych prawem, działań interwencyjnych są kilkaset razy wyższe od wartości stanowiącej kryterium informowania ludności. A dokładnie? - Te wartości są różne dla określonych sytuacji. Dla przykładu, jeżeli przebywanie na danym, zagrożonym terenie skutkowałoby przyjęciem przez mieszkańców tego terenu w ciągu dwóch dni z rzędu dawki na poziomie minimum 10 milisiwertów, wówczas byłaby to przesłanka do wydania nakazu pozostania w pomieszczeniach zamkniętych. Podkreślam, że jest to wartość mierzona dla dwóch dni, a nie jak w przypadku maksymalnej dozwolonej dawki - wartość liczona dla całego roku. Podanie preparatów ze stabilnym jodem może mieć miejsce, jeżeli u dowolnej osoby z zagrożonego terenu zachodzi możliwość otrzymania na tarczycę dawki pochłoniętej równej co najmniej 100 mGy (miligrejom). Załóżmy, że promieniowanie jest na tyle duże, że konieczna jest interwencja. Co się zdarzy? - To zależy od rozwoju sytuacji związanej z wystąpieniem zdarzenia radiacyjnego. Dla przykładu, społeczeństwo może zostać poinformowane o miejscu podania preparatów ze stabilnym jodem, czy o konieczności pozostawania w zamkniętych pomieszczeniach lub zakazie spożywania określonych produktów. Od czasu wybuchu wojny w Ukrainie nic takiego nie miało miejsca. Nie było potrzeby przyjmowania stabilnego jodu, a mimo to apteki informowały, że na wieść o walkach w Czarnobylu ludzie zaczęli wykupywać płyn Lugola. Hasło "Czarnobyl" wciąż działa na wyobraźnię wielu Polaków, powodując niepokój. - Tym bardziej podkreślam - w Polsce nie ma dzisiaj zagrożenia. Nie rejestrujemy odchyleń od normalnej wartości tła naturalnego promieniowania jonizującego. Średnia wartość dziennej mocy dawki w 2021 r. rejestrowana przez nasze urządzenia wynosiła od 40 do 135 nanosiwertów na godzinę. Wyniki te są różne, w zależności od uwarunkowań geograficznych oraz miejsca pomiaru. Jednak sytuacja radiacyjna w kraju nie odbiega od stanu sprzed agresji Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy. PAA odradza przyjmowanie na własną rękę preparatów ze stabilnym jodem, w tym tzw. płynu Lugola. Chciałbym, aby czytelnicy to wyraźnie zrozumieli. Płyn Lugola nie pomoże, a wręcz przeciwnie - może zaszkodzić. - Samodzielne przyjmowanie tego typu preparatów może prowadzić na przykład do nadczynności tarczycy lub innych poważnych komplikacji zdrowotnych. Preparaty ze stabilnym jodem należy przyjmować tylko w przypadku wystąpienia konkretnych zaleceń. W innym przypadku spożywanie płynu Lugola jest po pierwsze bezsensowne, a po drugie może być szkodliwe dla zdrowia. Mówiąc wprost - nie pijcie państwo płynu Lugola, ani tym bardziej nie podawajcie go swoim dzieciom. Nie należy tego robić bez wyraźnych wskazań. Czy drugi Czarnobyl jest w ogóle możliwy? - Czarnobylski RBMK czyli Reaktor Kanałowy Dużej Mocy z moderatorem grafitowym, który uległ awarii w 1986 roku nie spełniał norm bezpieczeństwa obowiązujących w państwach zachodnich. Tego typu reaktory budowano wyłącznie na terenie byłego Związku Radzieckiego. Do czasu awarii w Czarnobylu zainstalowane w reaktorach RBMK systemy zabezpieczeń ze względu na wady projektowe nie były w stanie zagwarantować bezpieczeństwa reaktora w każdych warunkach eksploatacyjnych. Po 1986 roku zostały w nich wprowadzone zmiany dostosowujące je w wyższym stopniu do standardów bezpieczeństwa obowiązujących w świecie. Obecnie poprawione i ulepszone reaktory typu RMBK funkcjonują tylko w Rosji. Awaria w Czarnobylu była wynikiem m.in. błędów konstrukcyjnych. Upraszczając cały proces - w momencie próby wyłączenia reaktora poprzez wpuszczanie tzw. prętów kontrolnych do reaktora jego moc wzrosła. Pręty kontrolne powinny zatrzymywać reakcję rozszczepienia, czyli de facto wygaszać reaktor. Ale w Czarnobylu w 1986 r. wady w projekcie reaktora oraz błędy ludzkie doprowadziły do katastrofy. W przypadku Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej zajętej przez Rosjan wystąpienie takiej awarii jak w Czarnobylu uniemożliwia zupełnie inna konstrukcja reaktora oraz prawa fizyki. Dlaczego? - Elektrownia w Zaporożu składa się z zupełnie innego typu reaktorów niż te, które były używane w Czarnobylu. Reaktory w Zaporożu należą do grupy reaktorów PWR (lekkowodne reaktory ciśnieniowe). Jak zabezpieczono je przed uszkodzeniem? - Elektrownie jądrowe projektowane są z myślą o zagrożeniach zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. To masywne konstrukcje przystosowane do tego, by dawać odpór zagrożeniom wynikającym z działań ludzkich, ale i sił natury. W Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej działają reaktory, które są zabezpieczone różnymi, zwielokrotnionymi systemami bezpieczeństwa chroniącymi przed awarią jądrową. Obiekty te są także zabezpieczone barierami fizycznymi, z których najistotniejszą jest tzw. obudowa bezpieczeństwa. Jest to żelbetowy bunkier ze ścianami o grubości ponad jednego metra, dodatkowo wzmocniony stalową wykładziną. Sam reaktor, który znajduje się wewnątrz takiego bunkra, jest umieszczony w szczelnym, stalowym zbiorniku o grubości 20 cm, otoczonym dodatkowo betonowym korpusem. To prawda, że te konstrukcje są odporne np. na uderzenie samolotu? - Tak je zaprojektowano. Wymogi i standardy bezpieczeństwa dla elektrowni jądrowych są bardzo wyśrubowane. Zniszczenie obudowy bezpieczeństwa wymagałoby precyzyjnego, ale i celowego działania. Żaden z reaktorów takich jak w Zaporożu, a pracuje ich na świecie niemal 30, nigdy nie uległ istotnej awarii, powodującej jakiekolwiek skutki radiologiczne. Dokładnie takie same reaktory pracują też na terenie państw Unii Europejskiej: Czech i Bułgarii. Dodatkowo każdy blok reaktora, prócz międzynarodowych misji eksperckich, przechodzi cykliczne oceny bezpieczeństwa. Takie oceny przeszła Zaporoska Elektrownia Jądrowa, a jej bezpieczeństwo potwierdzał ukraiński dozór jądrowy oraz Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej. Jakie informacje na ten moment napływają do państwa w kwestii obu elektrowni kontrolowanych przez Rosjan? - Od początku agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę jesteśmy w stałym kontakcie z ukraińskim urzędem dozoru jądrowego (SNRIU). Dostajemy regularne komunikaty na temat sytuacji obiektów jądrowych. Ukraina ma piętnaście reaktorów jądrowych, które są rozlokowane w czterech elektrowniach. Ile z nich na ten moment pracuje? - Z najnowszych informacji wynika, że obecnie pracuje osiem reaktorów: dwa na terenie Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, trzy w Rówieńskiej Elektrowni, jeden w Chmielnickiej oraz dwa w Południowo-ukraińskiej Elektrowni. Poziomy promieniowania we wszystkich elektrowniach jądrowych są w normalnym zakresie. A co radioaktywnymi odpadami przechowywanymi w Czarnobylu? Napływały informacje o przerwach w zasilaniu na terenie elektrowni. - Przechowywane w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia wypalone paliwo jądrowe nie stwarza żadnego zagrożenia dla zdrowia i życia Polaków. Wyraźnie podkreślamy, że nawet całkowity brak zasilania zewnętrznego w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia nie stanowi zagrożenia radiologicznego. W przypadku utraty jakiegokolwiek zasilania, temperatura wody, która chłodzi wypalone paliwo nie przekroczy 60-70 stopni Celsjusza. Magazynowane w Czarnobylu zużyte paliwo jądrowe ma ok. 30 lat. Jest to na tyle długi czas, że paliwo to nie stwarza zagrożenia w przypadku utraty zasilania. Nie ma tu mowy o zagrożeniu radiologicznym - ani lokalnym, ani tym bardziej na terytorium Polski. Jest pan pewien? - Potwierdzają to liczne analizy, w tym Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, Europejskiej Grupy Organów Regulacyjnych ds. Bezpieczeństwa Jądrowego, czy też Zachodnioeuropejskiego Stowarzyszenia Regulatorów Jądrowych. Poza tym z najnowszych informacji przekazanych nam przez ukraiński urząd dozoru jądrowego wynika, że awaria linii wysokiego napięcia została usunięta, a strefa ponownie podłączona do prądu. W ostatnim czasie doszło też do częściowej rotacji personelu, co jest niezwykle ważne w kontekście zapewnienia bezpiecznej obsługi obiektów znajdujących się w Czarnobylu. Pytam o to, bo ukraiński wywiad ostrzegał, że Rosja przygotowuje prowokacje w elektrowni w Czarnobylu. Jednym z rozpatrywanych scenariuszy ma być podpalanie radioaktywnych lasów wokół elektrowni. "Powstała w ten sposób chmura radioaktywna zostałaby uniesiona przez wiatr" - ostrzegają Ukraińcy. Jakie to mogłoby mieć skutki? - Pożary występujące na terenie Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia nie stanowią żadnego zagrożenia dla życia i zdrowia Polaków. To zresztą często występujące zjawisko w okolicy Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia, zauważalne szczególnie wiosną. W 2020 r. w tej okolicy paliło się ok. 20 hektarów lasów, co wówczas wywołało duży niepokój i sporo zapytań o sytuację radiacyjną w Polsce. Ale pożary te nie spowodowały wzrostu mocy dawki promieniowania jonizującego w Polsce, a tym samym nie stwarzały zagrożenia radiologicznego dla Polaków. Wszelkie doniesienia o rzekomej chmurze radioaktywnej wywołanej pożarami w Czarnobylu oraz mającej zmierzać nad Polskę są po prostu nieprawdziwe. Przestrzegam przed dezinformacją oraz powielaniem fake newsów. Wywiad informował o drugim możliwym scenariuszu prowokacji - ostrzał magazynów z promieniotwórczymi odpadami. - Skutki uszkodzenia magazynów miałyby wyłącznie charakter lokalny. W razie sabotażu lub ostrzału artyleryjskiego w Czarnobylu, wystąpienie jakiegokolwiek zagrożenia radiologicznego na terenie Polski jest praktycznie niemożliwe. Skutki istotne z punktu widzenia ochrony radiologicznej byłyby ograniczone do najbliższego otoczenia wokół Czarnobyla. Skąd ta pewność? - Po pierwsze, obiekty do przechowywania czy też składowania odpadów promieniotwórczych, w tym wypalonego paliwa jądrowego, są wyposażone w szereg barier i osłon fizycznych. Mają one za zadanie uniemożliwić przedostawanie się skażeń promieniotwórczych do atmosfery. Po drugie, należy wziąć pod uwagę właściwości fizyczne, w tym ograniczoną, niewielką lotność radionuklidów, które mogłyby mieć ewentualny, istotny wpływ na zdrowie człowieka. Co to znaczy? - W pewnym uproszczeniu, w razie uwolnienia tego rodzaju radionuklidy, zwłaszcza transuranowce, szybko opadną na powierzchnię. Mając na uwadze stosunkowo dużą odległość obiektów w Czarnobylu od granic Polski (ok. 420 km), nie należy się obawiać ani pożarów, ani też działań militarnych, które mogłyby mieć miejsce w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia. Chciałbym, aby to wyraźnie wybrzmiało. Agencja rozpatrywała wiele scenariuszy i w żadnym z nich nie występuje potencjalne zagrożenie dla zdrowia i życia Polaków. Ustalenia zagranicznych dozorów jądrowych są analogiczne. Jakiekolwiek zdarzenie radiacyjne w Czarnobylu mogłoby powodować skutki wyłącznie w najbliższym otoczeniu uszkodzonych obiektów. Czarnobyl nie powinien więc niepokoić Polaków. - Podkreślam, że Państwowa Agencja Atomistyki stale monitoruje sytuację. Krajowy monitoring radiacyjny to ponad 70 urządzeń pomiarowych, które weryfikują obecność izotopów promieniotwórczych w powietrzu. Duża ich część rozlokowana jest przy wschodniej granicy kraju. Zachęcam do bieżącego śledzenia danych pomiarowych na naszej stronie internetowej.