Śmierć fascynuje ludzkość co najmniej od czasów starożytności. Jednak to zdobycze nowoczesnej medycyny pozwalają uchylić rąbka tajemnicy, bo pacjentom częściej udaje się przeżyć. Mogą więc opowiedzieć o tym, co ich spotkało, kiedy jedną nogą byli już na tamtym świecie. Z tego samego powodu trudno się dziwić, że badaniami problematyki związanej ze śmiercią kliniczną zajęli się przede wszystkim lekarze. Sensacyjne i przełomowe okazały się badania holenderskiego kardiologa, opublikowane w 2001 r. na łamach prestiżowego "The Lancet". Na czym polegały? W latach 1988-1992 lekarz szpitala Rijnstate w Arnhem, dr Prim van Lommel, przyjrzał się grupie 344 z 509 pacjentów, którzy przeżyli reanimację po zawale serca. Doświadczenie stanu bliskiego śmierci przeżyły 62 osoby. "Zjawisko to można zdefiniować jako relację ze wspomnień i wszystkich przeżyć podczas nadzwyczajnego stanu świadomości, w którym występują specyficzne elementy, takie jak doświadczenie przemieszczania się przez tunel ze światłem na końcu, film z życia, spotkanie ze zmarłymi osobami, możliwość obserwowania reanimacji własnej osoby. Ten niezwykły stan świadomości może wystąpić w czasie zatrzymania pracy serca, podczas śmierci klinicznej, ale również ciężkiej choroby lub bez żadnych powodów zdrowotnych" - stwierdził holenderski medyk. Ustalenia Lommela uznano za przełomowe, bo lekarz monitorował swoich pacjentów przed, w trakcie i po doświadczeniu bliskim śmierci. Tożsame badania przeprowadzono w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Wyniki były podobne, niemniej nie udało się naukowo wytłumaczyć samego zjawiska. Myli się jednak ten, kto sądzi, że na odkrycie NDE trzeba było czekać aż do początku XXI w. Nie sposób pominąć badań prof. psychologii i doktora medycyny Raymonda Moody’ego, który w 1976 r. opublikował swoje badania, tytułując publikację "Życie po życiu". Również to on jest autorem pojęcia "near death expierience". Książka zyskała wielką popularność, na jej podstawie nakręcono nawet film. Mówi się, że to dzięki Amerykaninowi naukowcy z całego świata zaczęli przyglądać się doświadczeniom związanym z NDE. - Po rozmowach z tysiącami osób, które miały podobne doświadczenia, wielokrotnie mając do czynienia z zaskakującymi i nietypowymi elementami tych doświadczeń, mam pewność, że jest życie po śmierci. Bazując na tym, co powiedzieli mi pacjenci, muszę szczerze przyznać: oni rzucili okiem na to, co jest po drugiej stronie - wyznał lekarz w wywiadzie dla amerykańskiej serii "Thinking Allowed". W książce "Życie po śmierci. Teologiczne śledztwo", chyba jedynej takiej publikacji na polskim rynku, ks. Wiktor Szponar podaje, że według różnych ankiet przeprowadzonych na przestrzeni ostatnich 40 lat, do NDE przyznaje się od 4,2 do 5 proc. społeczeństwa. Co wiemy o życiu po życiu? Dotychczas klasyfikowaniem NDE zajmowali się różni lekarze i naukowcy: Kenneth Ring, Michael Sabom, Bruce Greyson czy Jeffrey Long. Warto jednak wyjść od klasyfikacji zaproponowanej przez Raymonda Moody’ego. Psycholog i lekarz wyróżnił dwanaście możliwych elementów near death expierience. Zaznaczył przy tym, że większość pacjentów doświadcza tylko kilku z nich. Co przeżywają ludzie, którzy mają za sobą śmierć kliniczną i NDE? Przede wszystkim wiedzą, że umierają. Nie czują jednak bólu i trudno im później ubrać w słowa swoje przeżycia. Większość pacjentów odczuwa uczucie opuszczania ciała. Są w stanie obserwować własną reanimację, bądź operację. Co ciekawe, niemal wszystkie relacje łączy odczucie odnalezienia się w ciemnym pomieszczeniu. Przy czym ledwie 12 proc. pacjentów takie doświadczenie przeraża. W relacjach pojawia się także świetlany, przyciągający punkt. Do tego trzeba dodać oszałamiający krajobraz i piękne kolory, spotkania ze zmarłymi, a wreszcie obcowanie ze źródłem promieniującego światła czy świetlista, osobową istotą, utożsamianą z samym Panem Bogiem. Niektórzy są w stanie spojrzeć w przyszłość i w mgnieniu oka "przeżyć jednocześnie całe swoje życie". Ludzie, którzy przeszli przez NDE mówią też o uczuciu przekraczania granic, zza których nie można już wrócić. Ostatnim etapem jest powrót do ciała. Zawsze wiąże się z odczuciem utraty i głębokim zawodem. Jedno jest pewne: wszyscy, którzy zajmują się near death expierience są zgodni, że niezależnie od tego, ile wyróżnimy części składających się na samo doświadczenie, za każdym razem znajdziemy elementy wspólne. - Dotyczy to nie tylko Polaków, ale osób z różnych epok historycznych i szerokości geograficznych, przykładowo z Indii czy Stanów Zjednoczonych. Wspomnienia są niezależne od poglądów danego człowieka, a to bardzo istotne. Najczęściej są też przeciwne ich przekonaniom. Bo większość relacji dotyczących NDE dotyczy osób niewierzących z Europy Zachodniej - tłumaczy Interii ks. Szponar. - To dla nich największe zaskoczenie, skoro wierzą, że po śmierci nic nie ma. Tymczasem widzą, jak są reanimowani czy spotykają się ze zmarłymi bliskimi. Dlatego warto się zastanowić: czy wszyscy ci ludzie są w spisku, czy może coś jest na rzeczy? - pyta duchowny. I chociaż near death expierience budzi zainteresowanie na całym świecie, w Polsce trudno znaleźć specjalistów, którzy podjęliby temat. Dlaczego w kraju zajął się nim ksiądz? - Jeszcze niedawno mówiono o śmierci, a dzisiaj jest ona tematem tabu. W przeszłości spotykałem się z publikacjami o NDE, były to zazwyczaj teksty ezoteryczne, związane z New Age - tłumaczy ks. Szponar. - Miały rys chrześcijański, były dość spójne. Zacząłem zgłębiać temat. Ku mojemu zdziwieniu, Kościół katolicki nie zabrał głosu w tej sprawie. Niemniej faktem jest, że wielu ludzi tego doświadcza - dodaje. Jak mówi, wierni chcą wiedzieć, jak interpretować takie przeżycia. Katolicy nie mają do dyspozycji dokumentów kościelnych związanych z NDE, bo takie po prostu nie istnieją. Z pewnością mogą jednak skorzystać z publikacji ks. Szponara. - W swojej książce analizuję zjawisko od strony teologicznej, ale nie jest to oficjalne stanowisko Kościoła. Mnie zależało, żeby publikacja otrzymała Nihil Obstat i Imprimatur (oficjalna aprobata władz kościelnych - red.), a zatem weryfikację hierarchów - przekazał Interii duchowny. Warto dodać: nad medyczną stroną badań księdza czuwał dr Jacek Gozdalski, wybitny neurolog Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Poczuli śmierć na własnej skórze Niezależnie od tego czy ktoś jest wierzący, najciekawszą część rozważań ks. Szponara stanowią rozmowy z Polakami, którzy sami przeszli przez śmierć kliniczną i niemal znaleźli się "po drugiej stronie". Duchowny rozmawiał z Haliną Kobielą - ofiarą ciężkiego wypadku samochodowego, Andrzejem Duffkiem - opozycjonistą czasów PRL, przedsiębiorcą i kibicem Lechii Gdańsk z roztrzaskaną wątrobą oraz anonimową kobietą, którą w 1981 r. umieszczono z prosektorium ze względu na krwotok wewnętrzny po urodzeniu dziecka. W dwóch pierwszych przypadkach czytelnik może się nawet zapoznać z dokumentacją medyczną pacjentów. Halina Kobiela otarła się o śmierć w styczniu 2005 r. Razem ze swoim najmłodszym synkiem jechała odebrać drugą pociechę. W ich auto wjechał kierowca, który wyprzedzał przed skrzyżowaniem. Ostatnie, co pamięta to silne uderzenie. - Zobaczyłam całą okolicę miejsca wypadku, ale z góry. Wszystko było bardzo wyraźne, bardzo jasne, ale to światło w żaden sposób mnie nie oślepiało. Kiedy obserwowałam to skrzyżowanie, moja percepcja rzeczywistości i umiejętność zapamiętania informacji były bardzo wysokie - wspomina kobieta, która po powrocie do zdrowia była w stanie wskazać wszystkie detale, takie jak choćby drzewostan czy ułożenie cieni na jezdni. Szczegóły pamięta nawet latach od wypadku. - Nie widziałam swojej reanimacji czy rozmów ludzi nad moim ciałem. Widziałam skrzyżowanie, ale już bez rozbitego samochodu - dodała. Jak wyznała Kobiela, czuła jakby przechodziła przez "jakąś ścianę". Jednocześnie zdawało sobie sprawę, że umarła. W jej opinii, poruszała się w poziomie, czuła się także bardzo spokojnie. - Widząc cały czas to miejsce wypadku, ale cudownie przemienione tym światłem, najpierw zobaczyłam swojego tatę i sąsiada. Obaj nie żyli. Patrzyli na mnie z daleka z bardzo dużą miłością i sympatią - powiedziała ks. Szponarowi ofiara wypadku sprzed ponad dekady. Podkreślała, że z napotkanymi osobami komunikowała się za pomocą myśli. Nie mogła jednak spojrzeć w oczy swojego taty. - Widziałam dość blisko jego twarz, ale nie oczy. To była moja granica. Gdybym ją przeszła i spojrzała mu w oczy, już bym nie wróciła. Gdybym przeszła tę granicę, tobym naprawdę umarła - relacjonuje pacjentka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku. Zarówno ona, jak i inni pacjenci, z którymi rozmawiał ks. Wiktor Szponar, podkreślają, że w związku z doświadczeniem NDE, człowiek zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, co jest w życiu najważniejsze. To relacje międzyludzkie. - Widziałem sytuacje ze swojego życia, pamiętałem je. Nie miałem percepcji cielesnej, ale bardzo wyraźnie odczuwałem, miałem poznanie, co było moją motywacją, moją intencją - opowiada Andrzej Duffek. - Poznałem, że w zachowaniach, które uważałem za czysto altruistyczne z mojej perspektywy, była jakaś nieczysta intencja (...). Kiedyś myślałem, że Pan Bóg nie jest takim "kalkulatorkiem", że znaczenie mają newralgiczne, kluczowe momenty w życiu, a reszta dzieje się przypadkiem - mówi. Jak jednak stwierdza "każda sytuacja ma znaczenie". Również taka, o której zwyczajnie zapomnieliśmy. Co ciekawe, pacjenci doświadczający NDE wiele razy wskazują, że ktoś dał im wybór. - Zostałam zaproszona do przejścia tam. Do przejścia dalej. Ja bym to określiła słowem "powołanie". Powołanie do pójścia dalej. Ale to nie było zaproszenie definitywne, ale raczej zaproszenie do wyboru, czy chcę pójść dalej, czy wrócić. Decyzja należała do mnie - wspomina kobieta, która obudziła się pod białym prześcieradłem w prosektorium. - Później odpowiedziałam na zasadzie "wypłynięcia myśli z mojego mózgu": jak ja mogę zostawić nowo narodzonego syn i męża, ojca dziecka? On sobie nie poradzi. Wówczas została mi przekazana informacja myślą, że moje pragnienie powrotu zostanie uszanowane - dodała. Wierzący chcą wiedzieć Wszystkie relacje zgromadzone przez ks. Szponara łączą te same elementy. Jego rozmówcy byli w stanie wskazać fakty, o których nie mogli wiedzieć. Mowa o dyskusji ordynatora z hurtownią podczas operacji, modlitwach utrzymujących ich przy ciele czy rozmowach bliskich. Wszyscy też wskazali jednoznacznie, że chociaż od ich przeżyć mijają lata, pamiętają NDE, jakby wydarzyło się wczoraj. Jak się okazało, na świecie jest sporo ludzi o podobnych doświadczeniach. Wiele takich osób zgłosiło się do autora "teologicznego śledztwa". - Oddźwięk czytelników był spory. Jedna pani przyleciała nawet z Niemiec. Wszyscy chcieli się ze mną spotkać i porozmawiać. Część z tych osób zgodziła się na oficjalne wywiady. Miałem wewnętrzne rozeznanie, że jeśli zbiorę 15 świadectw, kolejna książka powinna powstać - tłumaczy Interii ks. Szponar. - Widywałem się też z ludźmi, którzy nie czytali "Życia po śmierci", a trafiali do mnie zupełnie przez przypadek. Można powiedzieć, że to było niesamowite - dodaje duchowny. Jak usłyszeliśmy, zainteresowani tematyką NDE będą mogli poszerzyć swoją wiedzę wiosną, kiedy ukaże się kolejna publikacja ks. Szponara. Tym razem duchowny chce się skupić bardziej na relacjach pacjentów niż aspekcie teologicznym związanym z przeżywaniem śmierci klinicznej. Wiadomo, że pierwsza książka księdza rozeszła się na pniu. Wydawnictwo planuje dodruk. Jakub Szczepański Osoby, które doświadczyły NDE, mogą skontaktować się z ks. Wiktorem Szponarem pod adresem: kswiktorszponar@gmail.com