Pandemia koronawirusa w wielu miejscach na świecie przyspieszyła trend rozwodowy. We Włoszech w kluczowym 2020 roku liczba wniosków o separację wzrosła o 60 proc., w Portugalii po zawieszeniu stanu wyjątkowego, złożono pięć razy więcej pozwów rozwodowych. W Polsce, wyglądało, że jest zupełnie inaczej. Przynajmniej w liczbach. Bo według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2020 roku liczba rozwodów spadła nagle do 51 tysięcy, czyli do poziomu sprzed 16 lat. Tyle, że jak się okazuje, nie był to efekt wzmocnienia więzi w relacjach, a skutek izolacji społecznej i ograniczeń pracy sądów. Bomba z opóźnionym zapłonem kiedyś musiała wybuchnąć. Postpandemiczny boom rozwodowy Katarzyna Łukasiewicz, adwokat, autorka bloga Łukasiewicz od rozwodów w swoim komputerze ma zanotowaną każdą poradę jakiej udzieliła. Kiedy więc pytam co z rozwodami Polaków, od razu sprawdza właściwą tabelkę. - Pandemia najpierw rozwody wstrzymała, ale kiedy życie zaczęło wracać do względnej normalności, pozwy o rozwód ruszyły. W lipcu 2020 roku to była prawdziwa lawina. Dwa, momentami trzy razy więcej spraw niż w roku poprzednim. Pierwsze trzy miesiące były takie, że drzwi do kancelarii się nie zamykały - opowiada mec. Katarzyna Łukasiewicz. Dla prawniczki liczba zainteresowanych rozwodami była o tyle wówczas zaskakująca, że był to lipiec. - Ludzie nigdy nie przychodzą rozwodzić się w wakacje. Najczęściej jest to wrzesień i czas po świętach. A tutaj fala popandemicznych rozwodów ruszyła w lipcu. Jakby zwaśnione strony czekały na pierwszy wolny termin po lockdownach, by złożyć pozew - komentuje mec. Łukasiewicz. Przed pandemią GUS wskazywał trzy najważniejsze przyczyny rozpadu małżeństwa: zdradę - 14 proc., niezgodność charakterów - 13 proc., nadużywanie alkoholu - 12 proc. W pandemii większość przyczyn można było sprowadzić do wspólnego mianownika: COVID-19, który przyspieszył rozpad wielu związków. - Klienci mówili: kiedy zostaliśmy zmuszeni, by być ze sobą w domu 24/7, nie mogliśmy po prostu ze sobą wytrzymać. W pozwach często pisaliśmy wprost, że to pandemia uwidoczniła rozpad relacji - opowiada mec. Katarzyna Łukasiewicz. Fala pozwów wyhamowała po mniej więcej 10 miesiącach. Zdaniem naszej rozmówczyni, zastąpił ją inny trend. - Strach ekonomiczny. W pierwszych trzech miesiącach 2022 roku liczba spraw rozwodowych, z którymi trafiają do mnie klienci, spada. Za to królują podziały majątków motywowane złą sytuacją ekonomiczną - tłumaczy prawniczka. Szalejąca inflacja kontra decyzja o rozstaniu W Polsce najczęściej najpierw się rozwodzimy, a dopiero potem, oddzielnym postępowaniem, dokonujemy podziału wspólnego majątku. Tę drugą część rozstania strony często odsuwają w czasie. Wiąże się ona bowiem i z kosztami finansowymi, i z emocjami, czasem większymi nawet niż przy samym rozwiązaniu małżeństwa. Katarzyna Łukasiewicz podkreśla, że aktualnie nowością jest to, w dobie szalejącej inflacji i drożyzny, do podziału majątku ruszyli nie tylko świeżo upieczeni rozwodnicy, ale i ci, którzy rozwiedli się lata temu i dotąd z podziałem im się nie spieszyło. - Ludzie liczą każdą złotówkę. Chcą wiedzieć co jest czyje i na czym można oszczędzić. Mówią dosłownie: "Zróbmy coś z tym samochodem. To auto stoi, a OC trzeba płacić i kto ma regulować polisę skoro jest wspólne? Podzielmy go. Jeśli on go nie chce, to go sprzedajmy". Każdy zaoszczędzony grosz się teraz liczy, idziemy naprawdę w szczegóły - opowiada adwokat, zaznaczając, że w pewnych sytuacjach, kryzys finansowy powoduje, że byli małżonkowie stają się nawet bardziej zgodni. - Chociaż długo nie mogli dojść do porozumienia, teraz na pewne kompromisy się zgadzają, byle szybciej majątek podzielić - dodaje Katarzyna Łukasiewicz. To jednak o tych, którzy są już po rozwodzie. Tych, którzy mają tę decyzję przed sobą, sytuacja ekonomiczna może dla odmiany odstraszyć. - Na etapie kiedy ktoś ma zadecydować o rozwodzie i wie, że nie będzie to szybka i łatwa sprawa, bywa, że ekonomia jest mocnym hamulcem w podejmowaniu tych decyzji. Dziś blokadą jest zarówno niższa zdolność kredytowa wielu ludzi, ale i same koszty życia, np. kiedy klientka wie, że mąż się nie wyprowadzi i to ona będzie musiała zarówno spłacać połowę kredytu, jak i wynająć mieszkanie, zanim nie wyprostujemy spraw. Spodziewamy się, że wielu ludzi, nim złoży pozew, będzie chciała czas inflacji i drożyzny przeczekać - mówi mec. Małgorzata Sokołowska, poznańska radczyni prawna, znana w mediach społecznościowych jako Mecenaska od Rodziny. Dodaje jednak, że wiele zależy od konkretnej sytuacji. - Przy problemach takich jak np. zdrada, względy ekonomiczne potrafią na długi czas wstrzymać decyzję o rozwodzie. Jeśli natomiast mamy do czynienia z przemocą, kobieta potrafi wyjść z domu, tak jak stoi - tłumaczy Małgorzata Sokołowska. Przeczekają więc ci, u których sytuacja nie jest na ostrzu noża. Statystyka buduje, życie weryfikuje Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości dotyczących ewidencji spraw o rozwód w pierwszej instancji w sądach okręgowych w latach 2019-2021 wynika, że w 2019 do sądu wpłynęło 85 975 pozwów, rok później 76 369, a w 2021 - 80 659. Dane z pierwszego kwartału 2022 nie są jeszcze znane. "Na piechotę" najświeższe sprawy policzył serwis agencyjny Mondaynews, który przeanalizował wpływ spraw rozwodowych od stycznia do marca 2022 roku do 46 sądów okręgowych. W pierwszym kwartale bieżącego roku, wpłynęło do nich blisko 19,9 tys. pozwów rozwodowych. Rok wcześniej w analogicznym czasie odnotowano ich dokładnie 19 873. "W porównaniu z analogicznym okresem 2020 roku nastąpił wzrost o nieco ponad 3 proc., w zestawieniu z początkiem 2019 roku - spadek o prawie 8 proc." - czytamy we wnioskach płynących z analizy. Tyle, że eksperci podkreślają, że statystyki nie oddają do końca rzeczywistości. - Może i wpływ pozwów rozwodowych jest na podobnym poziomie, ale nie zapominajmy, że jest coraz mniej zawieranych małżeństw, za to coraz więcej spraw do uregulowania po związkach nieformalnych. Sprawy o alimenty, o uregulowanie kontaktów i władzę rodzicielską, zniesienie współwłasności, wzajemnych rozliczeń. Tego jest mnóstwo - wymienia Małgorzata Sokołowska. - Mam wrażenie, że tych spraw aktualnie jest nawet więcej niż rozwodowych. To świadczy o tym, że ludzie się rozstają częściej, tylko bez oficjalnego rozwodu, bo nigdy związku nie zalegalizowali - tłumaczy poznańska radczyni prawna. Jak rozstają się Polacy? Zmiana trendów. "Jesteśmy bardziej świadomi" W rozmowie z Interią prawniczki przyznają, że ich klienci coraz częściej, nim przekroczą próg kancelarii, próbują terapii. - Przepisy są takie, że powinniśmy poinformować sąd, czy było postępowanie pojednawcze, zawsze więc pytam, czy była prowadzona terapia. Jestem bardzo zdziwiona tym, że coraz więcej osób odpowiada: tak, próbowaliśmy terapii. Nawet osoby, po których można by się spodziewać, że będą sceptycznie nastawione do tego typu pomocy. Taka zmiana mnie bardzo cieszy - mówi mec. Łukasiewicz. Adwokat Monika Zawiejska, autorka bloga Adwokat o rozwodzie, zwraca jednak uwagę, że samo pójście na terapię nie musi oznaczać pełnego sukcesu. - Pamiętajmy, że "do tanga trzeba dwojga." Do kancelarii w większości trafiają osoby na rozwód zdecydowane, u których tego rodzaju narzędzia z różnych powodów się nie sprawdziły, bo np. okazało się podczas terapii, że jeden z małżonków nadal utrzymuje relację pozamałżeńską z inną osobą i terapia małżonków w tej sytuacji nie miała sensu, a w konsekwencji została przerwana - mówi Monika Zawiejska, adwokat. Psychoterapeutka Joanna Godecka, która pomaga zarówno tym, którzy związek chcą naprawić, jak i tym, którzy są w procesie rozstania, obserwuje jednak wzrost świadomości problemów. - Ludzie zaczynają się częściej orientować, że relacja jest niewłaściwa, toksyczna. Kiedyś myśmy mieli negatywne wzorce rodzinne i uważaliśmy, że na pewne rzeczy trzeba przymykać oko, bo "tak w życiu jest". W tej chwili jeśli pojawia się w naszym związku jakiś niedobry wzorzec, to zaczynami się interesować co jest tego powodem - mówi Joanna Godecka. To przekłada się także na wiek rozwodzących się. - Zauważam więcej rozwodów wśród par z długoletnim, np. 15- czy 25-letnim stażem małżeńskim, stanowiących wynik decyzji poprzedzonej wielokrotnym szukaniem pomocy i wsparcia na różnego rodzaju terapiach par czy uzależnień - mówi mec. Monika Zawiejska. Rozwodzący się małżonkowie coraz częściej chcą też wiedzieć, dlaczego im się nie udało. - Mam naprawdę dużo pacjentów, warto dodać, że również mężczyzn, którzy po rozstaniu, chcą wyciągać wnioski, poszukać w sobie przyczyny, co spowodowało, że ten związek się rozpadł. Nie zadawalają się ogólnikiem "przestaliśmy się dogadywać", ale szukają, dlaczego tak się stało - dodaje psychoterapeutka Joanna Godecka. Motywacją do takich dociekań bywa także obawa, żeby historia się powtórzyła. - Są osoby, które np. korzystają z terapii w trakcie budowania nowego związku. Analizują swoje lęki, uczucia, żeby na bieżąco nie budować mechanizmów obronnych, które potem będą ograniczać im związek, tylko od razu zmierzyć się ze swoimi uczuciami. Taka rozwodowa prewencja - podsumowuje Joanna Godecka. Irmina Brachacz