Zamachy w Brukseli: "Ludzkie ciała bez kończyn. To był horror"
"Widziałem ludzkie ciała pozbawione kończyn" – świadkowie opisują horror zamachu na brukselskim lotnisku Zaventem.

Pracujący na lotnisku przy zabezpieczaniu taśmą bagażu Alphonse Youla ze łzami w oczach opisywał moment zamachu.
"Usłyszałem mężczyznę krzyczącego w języku arabskim, a chwilę później doszło do eksplozji. A później znów doszło do wybuchu, potężnej eksplozji, dużo silniejszej od poprzedniej" - powiedział cytowany przez "Daily Mail".
"To był horror. Widziałem co najmniej siedem martwych osób. Na podłodze było mnóstwo krwi, ludzi mieli pourywane nogi. Widziałem ludzkie ciała pozbawione kończyn" - opisuje Youla.
Inni świadkowie opowiadali o zmasakrowanych i rozczłonkowanych zwłokach
Samir Derrouich, pracownik jednej z restauracji na lotnisku, również opisał moment wybuchów.
"To były prawie równoczesne eksplozje. Okropne. Widziałem tylko krew. To była jak apokalipsa" - powiedział.
Dries Valaert oczekiwał przy kontuarze na kartę pokładową.
"Wybuchy dzieliło jakieś dziesięć sekund. To była potężna eksplozja, w wyniku której na podłogę spadł strop. Byłem jakieś trzydzieści metrów od tego miejsca. Widziałem leżących ludzi. Zacząłem uciekać w stronę sali odlotów. Pomyślałem, że tam może być bezpieczniej. Zadziałała intuicja, bałem się, że oni mogą mieć broń" - przyznał.
"Widziałem około osiemnastoletnią kobietę z dziurą w ręce, z której tryskała krew. Obok niej był mężczyzna z krwawiącym łokciem. Wszyscy wpadli w panikę. Ludzie biegali we wszystkich kierunkach. (...) Widziałem co najmniej dwie martwe osoby" - dodał.
Valaert, który wybierał się do Berlina na biznesowe spotkanie, uważa, że bomby zostały ukryte w walizkach, które były właśnie sprawdzane.
"Do wybuchów doszło za kontuarem. Według mnie bomby ukryto w walizkach. Nie wydaje mi się, by zamachu dokonała osoba w samobójczej kamizelce" - twierdzi.
Jak napisał na Twitterze Martin Buxant, który rozmawiał ze świadkiem zamachu, po wybuchu "ciała zostały wyrzucone w górę, a następnie ciężko spadły na posadzkę".
Zach Mouzoun, który do Brukseli przyleciał z Genewy na dziesięć minut przed wybuchami, w rozmowie z telewizją BFM przyznał, że druga eksplozja była o wiele silniejsza. W jej wyniku zawalił się strop i popękały rury z wodą.
"To było okropieństwo. Na głowy spadł nam sufit. Krew była wszędzie, ranni ludzie leżeli w każdym miejscu. Szedłem po odłamkach. Wyglądało to jak na wojnie" - opowiada.