- Nasi ludzie zawsze walczyli o więcej bezpieczeństwa, więcej Secret Service, a on wiedział, że nie mieliśmy tego wystarczająco - powiedział Donald Trump w wywiadzie z psychologiem-celebrytą Philem McGraw, znanym jako Dr Phil. - Myślę, że w pewnym stopniu to wina Joe Bidena i Kamali Harris. Jestem ich przeciwnikiem. Używali aparatu władzy jako broni przeciwko mnie (...) Nie byli zbyt zainteresowani moim zdrowiem i bezpieczeństwem - dodał. Sugerował też, że do zamachu przyczyniła się retoryka demokratów i oskarżanie go o zagrażanie demokracji. - To była ich standardowa linia, wystarczy ciągle to mówić i wiesz, że to może zmotywować zabójców czy potencjalnych zabójców. Może ten pocisk był wynikiem ich retoryki - powiedział, pytany przez prezentera, czy jego oponenci byliby zadowoleni, gdyby zginął w zamachu. Zamach na Donalda Trumpa. FBI podało nowe informacje W środę szef FBI w Pittsburghu Kevin Rojek stwierdził, że biuro wciąż nie jest w stanie ustalić motywu sprawcy, a jego działalność w mediach społecznościowych wskazuje na "miks różnych ideologii". 20-letni Thomas Matthew Crooks był zarejestrowany jako wyborca Partii Republikańskiej, lecz według śledczych był zainteresowany wydarzeniami politycznymi związanymi z obydwoma partiami. Według Białego Domu ochrona Trumpa została wzmocniona tuż przed zamachem, zespół Trumpa był ostrzegany przed możliwym irańskim zamachem na niego, a Secret Service nie odrzucała wniosków ludzi byłego prezydenta o dodatkowe środki bezpieczeństwa. Nadal jednak nie jest całkowicie jasne, dlaczego zamachowiec mógł oddać strzały w kierunku kandydata republikanów, a w sprawie trwają dochodzenia zarówno służb, jak i Kongresu. Słowa Trumpa z wywiadu z dr Philem były dotychczas najostrzejszym jego oskarżeniem przeciwników politycznych w związku z zamachem na jego życie w Butler w Pensylwanii. Wielu jego politycznych sojuszników, w tym kandydat na wiceprezydenta JD Vance, wielokrotnie oskarżało Bidena i demokratów, że zainspirowali zabójcę. Zamach na Donalda Trumpa. Fala krytyki na Secret Service Do zamachu na Donalda Trumpa doszło w lipcu w Pensylwanii w trakcie wiecu wyborczego na świeżym powietrzu. 20-letni sprawca, kryjący się na dachu pobliskiego budynku, strzelił kilkukrotnie w stronę byłego prezydenta. Trafił jedynie w ucho. Po zamachu na funkcjonariuszy Secret Service wylała się fala krytyki, ponieważ świadkowie zeznali, że ochrona prezydenta zdawała sobie sprawę z zagrożenia i widziała napastnika dużo wcześniej. Dyrektor agencji - Kimberly Cheatle - zrezygnowała ze stanowiska po burzliwym przesłuchaniu w Kapitolu. Część funkcjonariuszy wysłano na przymusowe urlopy, a sam Donald Trump otrzymał nową ochronę. ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!