W sądzie w Amsterdamie rozpoczęła się w środę 15 czerwca druga rozprawa w procesie o morderstwo dziennikarza śledczego Petera de Vriesa. Na ławie oskarżonych zasiedli dwaj mężczyźni: 22- letni Delano G. - to on miał oddać pięć strzałów w kierunku dziennikarza - i 36-letni Polak Kamil. E, jego domniemany wspólnik i kierowca. Zabójstwo Petera de Vriesa. Na ławie oskarżonych Polak 64-letni Peter de Vries został zastrzelony 6 lipca ubiegłego roku, kiedy wychodził ze studia telewizyjnego RTL, gdzie był gościem w programie. Kamery miejskiego monitoringu uchwyciły, jak ubrany w szary garnitur dziennikarz wychodzi z budynku stacji dokładnie o godz. 19:26. Dwie minuty później rusza za nim Delano G. Słychać pięć strzałów - jeden z nich trafił reportera w głowę - widać jak de Vries upada, słychać krzyki. Krótko później z miasta wyjeżdża szary Renault Kadjar. Świadkowie mówią, że samochód kręcił się po okolicy chwilę przed zbrodnią, zapamiętali nawet częściowo tablicę rejestracyjną. Policja zatrzymała samochód 45 minut później na autostradzie A4 w pobliżu Leidschendam. Auto było skradzione, za kierownicą siedział Kamil E., obok niego Delano G. W środku, w torbie, znajdował się karabin maszynowy i narzędzie zbrodni, czyli pistolet hukowy przerobiony na broń ostrą, na nim napis Glock. Później na broni odkryto ślady DNA obu mężczyzn, a na dłoniach Delano G. ślady prochu. Z ustaleń policji wynika, że Kamil E. miał robić rekonesans terenu już dwa tygodnie przez morderstwem. Ten zaprzecza, ale uchwyciły go kamery monitoringu, widać na szyi jego charakterystyczne tatuaże. 22-letni Delano G. jest szczupły, ciemny, brodaty. W sądzie stawia się ubrany w czarny sweter i spodnie. Pochodzi z Antyli, ale wychowywał się w Tiel. Nie skończył szkoły, w młodości był skazany za kilka włamań i kradzieży. Ma syna, w ubiegłym roku pracował krótko w sklepie spożywczym, założył też studio muzyczne, sam rapował. Kamil E. jest duży, postawny, szeroki w ramionach, ma krótko ostrzyżone włosy, duże tatuaże (podczas rozprawy zasłania je postawionym kołnierzem bluzy). Na uszach ma słuchawki z polskim tłumaczeniem rozprawy. - Nikogo nie zabiłem - powtarza. Przed zabójstwem 36-letni Polak mieszkał z ciężarną wówczas żoną i dwójką dzieci w niewielkim szeregowcu w miejscowości Maurik na południowym wschodzie kraju. Przez wiele lat pracował na budowach jako elektryk. Tuż przed zbrodnią zarejestrował jednoosobową firmę montażową. W Polsce był karany - spędził niemal pięć lat w więzieniu za brutalną kradzież. W Holandii jego kartoteka była czysta. Niech Polak połknie kartę SIM "Musicie dorwać tego psa. Rozwalcie mu głowę" - tak brzmiała jedna z wiadomości od nieznanego nadawcy, którą śledczy zobaczyli w znalezionym w Renault telefonie, a którą odczytano w sądzie. "Powiedz Polakowi, żeby zniszczył telefon i połknął kartę SIM" - brzmiała kolejna, kiedy sprawcy zdali sobie sprawę, że policja wpadła na ich trop. Kamil E. zeznał, że nie wiedział, że auto było kradzione, nie wiedział też o planowanej zbrodni. Samochód został mu przekazany przez "znajomego", został też poproszony o podwiezienie z Rotterdamu do Amsterdamu dwóch pasażerów - jednym z nich miał być Delano G., drugim: nieznany mężczyzna, też Polak. - Ten scenariusz jest kompletnie niewiarygodny - uznała prokuratura zarzucając, że Kamil E. historię o Polaku zmyślił, żeby mieć wytłumaczenie dla wiadomości. Zabójstwo de Vriesa. Polakowi grozi dożywocie Prokurator domaga się dla obu sprawców takiego samego wyroku: kary dożywocia. Jeśli sąd przychyliłby się do tego żądania, byłby to pierwszy raz w historii, kiedy w Holandii ktoś zostałby skazany na dożywocie za pojedyncze morderstwo. Prokuratura uznała jednak, że należy wysłać "wyraźny sygnał, że zabójstwa w celu wzbudzenia strachu i terroru nie będą tolerowane". To dlatego, że śledczy podejrzewają, że morderstwo dziennikarza zostało zlecone przez bossa mafii narkotykowej Ridouana Taghi, jako że Vries pełnił rolę doradcy kluczowego świadka w procesie przeciwko niemu. Nie byłoby to też jedyne zabójstwo związane z tą sprawą - wcześniej śmierć ponieśli również brat i adwokat świadka koronnego. Tymczasem adwokaci Kamila E., Ayse Cimen i Alexander Admiral, chcą jego uniewinnienia. - Jeśli to niemożliwe, to wierzymy, że sąd nie wyda wyroku surowszego niż 12 lat - mówiła w środę Cimen i argumentowała, że Polak "nie wiedział, że Peter de Vries zostanie zastrzelony". Obrona próbowała również podważyć zarzuty, że Kamil E. przygotowywał się do zbrodni. Zdaniem adwokatów fakt, że mężczyzna był w Amsterdamie kilkakrotnie w tygodniach poprzedzających zabójstwo, nie oznacza, że zajmował się rozpoznaniem terenu, tylko był zwyczajnie w kasynie. - Hazard, kobiety, polityka tolerancji dla miękkich narkotyków, Amsterdam przyciąga wielu ludzi - mówili adwokaci. Z kolei obrona Delano G. domagała się, żeby mężczyzna sądzony był zgodnie z prawem karnym dla nieletnich. W wyjątkowych przypadkach jest to możliwe do 23 roku życia. Maksymalny wymiar kary to wówczas dwa lata pozbawienia wolności i umieszczenie w ośrodku dla nieletnich. Rodzina i partnerka dziennikarza domagają się 400 tys. euro zadośćuczynienia od sprawców. - Siedzieć dwa metry od tych morderców to piekielna męka - przyznała w środę Tahmina Akefi, narzeczona zamordowanego. Mówiła, że planowali z de Vriesem ślub. Podczas pierwszej rozprawy bezpośrednio do oskarżonych zwrócili się również córka i syn dziennikarza. - Wasze dzieci będą musiały żyć z tym co zrobiliście - powiedziała Kelly de Vries. Pod koniec rozprawy obaj oskarżeni złożyli kondolencje bliskim de Vriesa. Kamil E. dodał jednak, że jest "w szoku" słysząc, że prokuratura chce dożywocia. Wyrok w sprawie zapaść ma 14 lipca. Autor: Jowita Kiwnik Pargana