Wypłynął na Morze Śródziemne, by ratować uciekinierów z Libii. „Mówią, że wolą umrzeć niż wracać”
Jako kapitan na statku „Sea Watch“ Ingo Werth pomógł uratować setki imigrantów próbujących dostać się do Europy przez Morze Śródziemne. W rozmowie z dziennikarzem Deutsche Welle opowiada, co zobaczył.

Projekt Sea Watch to prywatna inicjatywa mieszkańców Brandenburgii wspierana przez organizacje pozarządowe. Darczyńcy ci utrzymują statek i załogę, których zadaniem jest ratowanie imigrantów na Morzu Śródziemnym i dokumentowanie ich losu. Projekt ruszył w połowie czerwca 2015, a w zeszłym tygodniu statek zakończył swój pierwszy, prawie dwutygodniowy rejs - u wybrzeży Libii.
Deutsche Welle: Jak w ogóle doszło do tego, że wziął Pan udział w tej misji?
Ingo Werth, kapitan "Sea Watch": Dowiedziałem się o tej inicjatywie i od razu było dla mnie jasne, że to idealna forma okazania solidarności z potrzebującymi. Od dłuższego czasu opiekuję się u nas, w Hamburgu, młodymi mężczyznami z Afryki Zachodniej. Nie możemy zapominać o tym, że żyjemy po tej jasnej stronie naszej planety. To coś, na co sami nie zasłużyliśmy i co zostało nam dane przypadkiem. To nasz obowiązek, by - przez to bogactwo, które zebraliśmy także kosztem tych ludzi z Afryki - dać trochę od siebie. Choćby w ten sposób, że pomożemy im przeżyć.
Tydzień temu, w środę, "Sea Watch" wrócił do portu na Lampedusie po wielu dniach spędzonych na libijskim wybrzeżu. Jakie są wnioski z tej wyprawy?
- Może zabrzmi to nieco chełpliwie, ale udało nam się uniknąć błędów. To było dla nas wkroczenie na zupełnie nieznany teren. Nikt z nas nie brał wcześniej udziału w takiej wyprawie i nie ratował łodzi z uchodźcami. A uratowaliśmy przed utonięciem prawie 600 osób. I kiedy mówię o braku błędów, to mam na myśli właśnie to, że żaden człowiek nie ucierpiał. Żaden z uciekinierów nie został ranny - ani podczas naszej akcji ratunkowej, ani podczas przekazywania ich innym statkom. Nikt nie utonął - a o to najbardziej się baliśmy. Nic się nie stało także nikomu z naszej załogi. Stąd mówię: pracowaliśmy bezbłędnie i mamy z tego wielką satysfakcję.
Jak to dokładnie wyglądało?
- Pływaliśmy przed wodami terytorialnymi Libii, i gdy dostrzegaliśmy łódź, która wzywała pomocy, udzielaliśmy jej. Razem takich łodzi było sześć. W dwóch przypadkach woda przelewała się już przez pawęż (pionową część rufy - red.) na pokład. Pasażerów tych łodzi braliśmy do siebie.
Co mówili? Dlaczego decydowali się na tak niebezpieczną podróż?
- Ci ludzie całkowicie zdają sobie sprawę z ryzyka, które na siebie biorą, wsiadając do takich łodzi. Ale są też pełni nadziei, że przetrwają i że czeka ich godne życie. Bez głodu, wojny i cierpienia. Wiedzą, że mają 50 proc. szans na przeżycie tej podróży. Większość z nich nie umie pływać i nie ma kamizelek ratunkowych. Ale pytani odpowiadają: Decydowaliśmy się na to świadomie, nasze szanse na przeżycie w domu oceniamy na 1:5, dlatego rachunek jest prosty.
Jak wyglądają ich łodzie?
- To najprostsze łodzie i tak przeciążone, że nie mają szans dotrzeć tam, gdzie pływają statki Frontexu w ramach operacji "Tryton" (prowadzonej od 2014 operacji UE mającej wspomóc Włochy w patrolowaniu ich granic - red.). To ok. 30 mil od libijskiego wybrzeża. Na tych prostych łodziach nie są w stanie tam dopłynąć. Ja im w tym pomagam.
Co najbardziej poruszyło Pana podczas tej misji?
- Raz, gdy podpłynęliśmy do łodzi ze 110 osobami na pokładzie, jej załoga przestraszyła się, że jesteśmy Libijczykami. Oni zupełnie stracili orientację w trenie i nie mieli pojęcia, czy opuścili już libijskie wody terytorialne. I powiedzieli: Wolimy umrzeć tu, na morzu, niż żebyście nas zabierali z powrotem do Libii.
Co zatem powinni zrobić nasz rząd i Unia Europejska, by ulżyć cierpieniu tych ludzi?
- Niech to, co obiecali, zamienią w czyn. Tam trzeba wysyłać statki, nie tylko marynarki wojennej, ale ratunkowe. Trzeba lokalizować położenie łodzi z uchodźcami i sprowadzać ich do Europy. Oczywiście, jeśli bierze się ten problem na poważnie, a nie myśli: dobry uchodźca to martwy uchodźca.
Rozmawiał: Sven Pöhle, tłum. Monika Magraf/ Redakcja Polska Deutsche Welle