Kilka miesięcy temu miasto Pazardżik wprowadziło oficjalny zakaz noszenia burek i nikabu. Zakaz ten obowiązywał już w Bułgarii w latach 80-tych, w okresie komunistycznej władzy, jednak w 1990 r. został zniesiony. Obecnie muzułmanki w Pazardżiku chcąc wyjść na ulicę w nikabie, muszą liczyć się z karą w wysokości 150 euro. Przyłapane ponownie płacą 500 euro i kara ta jest wyższa niż przeciętne miesięczne wynagrodzenie w Bułgarii.Na posterunku policji Melissa Kartalova zmuszona została do zdjęcia nikabu i jak wspomina, pokazaniu twarzy towarzyszyło trudne do opisania uczucie zawstydzenia. Dla 40-letniej muzułmanki Swietłany to jeden z przykładów upokarzania.Ogółem 30 kobiet z gminy muzułmańskiej w Pazardżiku podobnie jak Melissa i Swietłana skrywa twarze za nikabem. Siedem lub osiem z nich zapłaciło już karę. Mężczyźni nalegają Ivan Gentszew szef miejscowej policji zna tradycje, obyczaje i styl życia tych ludzi, nie chce jednak komentować wydarzeń.W mieście znajduje się liczące 30 tys. osób osiedle Romów. Dwie trzecie z nich to według własnych zapewnień mówiący po turecku muzułmanie. Ich meczet "Abu Bekir" zyskał w Bułgarii złą sławę, kiedy wszczęto proces przeciwko 14 muzułmańskim duchownym, którzy mieli "szerzyć propagandę islamską". Jednym z okarżonych jest mąż Swietłany Ahmed Mussa - samozwańczy imam, który od pół roku przebywa w areszcie śledczym. Początkowo Swietłana regularnie go odwiedzała, bo każdorazową "rewizję osobistą przeprowadzały kobiety, ale teraz robią to tylko mężczyźni". - Nie wyobrażam sobie, by zdjąć w ich obecności nikab, nie mówiąc o tym, że zgodzę się na taką kontrolę osobistą. Dlatego muszę pozostać w domu - wyjaśnia muzułmanka.Od czasu, kiedy w Pazardżiku obowiązuje oficjalny zakaz noszenia burek i nikabu, kobiety, które ich używają nie opuszczają domostw. Ich mężowie nalegają tymczasem, by zrezygnowały z tej tradycji. - Zwyczajnie nie radzą sobie z tym, że ich żony nie robią zakupów, ani nie odprowadzają dzieci do szkoły - tłumaczy Swietłana i zastanawia się " czy można tak w ogóle żyć, kiedy pod drzwiami domu czai się policja". Podzielone zdania Nie wszyscy muzułmanie w Pazardżiku zgadzają się z opinią Swietłany. Nie zrozumie tego właściciel kawiarni znajdującej się nieopodal meczetu "Abu-Bekir". Sam tam nie chodzi, lecz modli się w innym meczecie w centrum miasta. Na pytanie czy zakaz noszenia burek i nikabu uważa za słuszny, odpowiada wzruszeniem ramion, dodając, że "muzułmanki powinny ubierać się tak, jak im odpowiada".Innego zdania są bracia z warsztatu samochodowego w centrum miasta. W ich opinii zakaz jest jednym ze środków bezpieczeństwa, bo "pod takim strojem można wszystko schować, także bombę".W Pazardżiku jest też sporo kobiet ubranych na zachodnią modłę. Jak tłumaczy 32-letni imam Ali Selim, w Koranie jest tylko dwukrotnie nadmienione, że kobieta powinna chodzić z zasłoniętą twarzą. Z kolei w dwóch z czterech interpretacjach Koranu jest mowa o tym, że twarz kobiety nie musi być zasłaniana. W liczącej 20 tys. wiernych gminie muzułmańskiej w Pazardżiku są najwidoczniej zwolennicy różnych interpretacji Koranu. Panuje natomiast zgodność co do tego, jak na przestrzeni kilku dekad zmieniała się sytuacja w mieście, jeśli chodzi o muzułmańskie stroje. W latach 70-tych nikab zniknął stopniowo z ulic, a w latach 80-tych komunistyczne władze wprowadziły oficjalny zakaz noszenia go podobnie jak i burek oraz innych odmian strojów. Także mężczyźni musieli zrezygnować z tradycyjnego nakrycia głowy. Postrzegano to jako przejaw represji władz wobec muzułmańskiej mniejszości w tym mieście.Muzułmanki powróciły do nikabu w połowie lat 90-tych, kiedy Yasar Mustafa oraz Ahmed Musa doprowadzili do wzniesienia w mieście meczetu "Abu Bekir". Jednak jak zapewniają mieszkańcy, noszenie burki i nikabu wcale od tego czasu nie stało się aż tak popularne.Muzułmanie stanowią ok. 10-12 proc. mieszkańców prawie 7-milionowej Bułgarii.Tatiana Vaksberg / Alexander Andreev / Alexandra Jarecka/Redakcja Polska Deutsche Welle