"Jestem przekonana, że są poważne podstawy, by sądzić, że gdyby pan Assange został dziś zwolniony, nie stawiłby się w sądzie w celu uczestnictwa w postępowanie odwoławczym" - wyjaśniła sędzia Vanessa Baraitser. "Jeśli chodzi o pana Assange'a, ta sprawa z jego punktu widzenia nie została jeszcze wygrana, a wynik apelacji nie jest jeszcze znany" - dodała. W poniedziałek Baraitser uznała, że wprawdzie amerykańscy prokuratorzy przedstawili wystarczające dowody, które uzasadniałyby ekstradycję Assange'a w celu przeprowadzenia procesu w USA, ale nie zgodziła się na nią ze względu na zły stan zdrowia psychicznego założyciela WikiLeaks i możliwość popełnienia przez niego samobójstwa. Wskazała, że władze USA nie byłyby w stanie powstrzymać go od próby odebrania sobie życia. Władze USA odwołały się od tej decyzji. Na razie nie wiadomo jeszcze, kiedy rozpocznie się postępowanie odwoławcze, a tym samym jak długo Assange pozostanie w więzieniu. Krótko po poniedziałkowej decyzji sądu, że nie dojdzie do ekstradycji, azyl polityczny Assange'owi zaoferował lewicowy prezydent Meksyku Andres Manuel Lopez Obrador. Władze USA zarzucają Assange'owi nielegalne zdobycie i ujawienie setek tysięcy tajnych dokumentów. Amerykańska prokuratura domaga się ekstradycji Australijczyka w związku z 18 zarzutami, które mu postawiła. Dotyczą one m.in. spiskowania z analityk wojskową Chelsea Manning (wówczas Bradleyem Manningiem) w celu włamania się do komputerów Pentagonu, a także publikacji w 2010 roku na WikiLeaks setek tysięcy wykradzionych w ten sposób dokumentów. Jak argumentowała amerykańska prokuratura, Assange naraził przez to na niebezpieczeństwo życie wielu ludzi. W przypadku ekstradycji Assange'owi groziłoby w USA do 175 lat więzienia. Zwolennicy Assange'a uważają, że ujawniając tajne dokumenty demaskował przestępstwa popełniane przez amerykańskich żołnierzy w Iraku i Afganistanie, działał on zatem jako dziennikarz śledczy i jego ekstradycja byłaby niebezpiecznym precedensem, ograniczającym wolność słowa w USA.