Necla Camuz swojego drugiego syna urodziła 27 stycznia. Nadała mu imię Yagiz, co oznacza "odważny". 10 dni później nadeszło trzęsienie ziemi. W momencie katastrofy cała jej rodzina przebywała w domu w prowincji Hatay w południowej Turcji. O godzinie 4:17 czasu lokalnego kobieta karmiła swoje dziecko, chwilę potem wszyscy zostali przysypani gruzami. "Wykrzykiwałam imiona męża i syna, ale nie było odpowiedzi" Jak informuje BBC, Camuz mieszkała razem ze swoim mężem i dwójką synów w mieście Samandag w nowoczesnym pięciopiętrowym bloku, na drugim piętrze. Jak potem relacjonowała, w budynku "czuła się bezpiecznie". Nie mogła spodziewać się ogromu katastrofy, która miała miejsce 6 lutego i pozbawiła całą jej rodzinę dachu nad głową. - Gdy zaczęło się trzęsienie ziemi, chciałam jak najszybciej dostać się do mojego męża, który był w tamtym momencie w drugim pokoju. On chciał zrobić to samo - mówiła 33-latka. Jednak w chwili, gdy mąż z drugim, trzyletnim synem, podjęli próbę dołączenia do kobiety, spadła na nich szafa. Obaj nie mogli się poruszyć. - Gdy trzęsienie ziemi się nasiliło, runęła ściana, cały pokój się trząsł, a budynek zaczął zmieniać położenie - tłumaczyła Camuz. - Kiedy w końcu ruchy ustały, początkowo nie zdawałam sobie sprawy, że spadłam piętro niżej. Wykrzykiwałam imiona męża i syna, ale nie było żadnej odpowiedzi. Trzęsienie ziemi w Turcji. "Nie było widać nic poza ciemnością" 33-latka leżała w piżamie pod gruzami z dzieckiem na piersi, które tuliła w ramionach. Tak na ratunek czekali przez niemal cztery dni. Szafa, która upadła tuż obok niej, uratowała im życie. To ona zapobiegła ich zmiażdżeniu przez wielką betonową płytę. Kobieta nie widziała nic poza wszechobecną ciemnością. Największą ulgę poczuła, gdy odkryła, że noworodek w jej ramionach wciąż oddycha. Początkowo z powodu unoszącego się wszędzie kurzu miała trudności z oddychaniem. Wydawało jej się, że leży na dziecięcych zabawkach, jednak nie była w stanie w żaden sposób się poruszyć, aby zmienić swoją pozycję. W oddali słyszała głosy i wtedy podjęła pierwsze próby wołania o pomoc,. - Czy ktoś tam jest? Czy ktoś mnie słyszy? - wykrzykiwała. Ponieważ nie przynosiło to żadnych skutków, zaczęła uderzać w szafę kawałkami gruzu, które spadły obok niej, jednak i to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Wtedy zdała sobie sprawę, że być może nikt po nich nie przyjdzie. - Byłam przerażona - mówiła. Pod gruzami straciła poczucie czasu, wiedziała tylko, że musi opiekować się maleńkim synem. Nie miała jednak dostępu do wody ani pożywienia. Była na tyle zdesperowana, że próbowała napić się własnego mleka, jednak bezskutecznie. Gdy usłyszała stłumione odgłosy i kroki, początkowo nie krzyczała, postanowiła oszczędzać energię na moment, gdy ratownicy będą bliżej. Szczekanie psów i ludzkie wołania usłyszała po 90 godzinach Po ponad 90 godzinach pod ziemią usłyszała szczekanie psów, a potem ludzki głos. Ratownicy podjęli próbę odkopania matki z dzieckiem. Gdy trafili do szpitala, kobieta rozpaczliwie szukała potwierdzenia, że jej mąż i trzyletni syn także przeżyli. Jak się okazało, ich także udało się uratować. Z powodu poważnych obrażeń nóg i stóp trafili do szpitala w prowincji Adana. Matka z młodszym synem nie odnieśli żadnych poważniejszych obrażeń fizycznych. Kobieta mówi, że przetrwała tylko dzięki Yagizowi. - Myślę, że gdyby moje dziecko nie było wystarczająco silne, by sobie z tym poradzić, ja też bym nie dała rady - mówiła.