Turecka Federacja Jaskiniowa prowadzi jedną z najtrudniejszych akcji ratowniczych w swojej historii. Ratownicy przymierzają się do uwolnienia z jaskini Morca w górach Taurus 40-letniego Marka Dickeya. Amerykańskiego grotołaza podczas wyprawy dopadły nieprzewidziane problemy zdrowotne. Mark Dickey: Grotołaz z USA utknął w jaskini Morca w Turcji Służba Ratownictwa Jaskiniowego poinformowała, że w sobotę otrzymała telefon z informacją, że grotołaz w trakcie wyprawy zachorował. Mężczyzna miał doznać krwawienia z przewodu pokarmowego. Jak wskazuje CNN, o zdarzeniu poinformował ratowników towarzysz Amerykanina, który powrócił na powierzchnię. W jaskini nie ma żadnej łączności, więc o problemach może poinformować tylko osoba, która zdoła wyjść, lub kiedy zostanie przekroczona tzw. godzina alarmowa, do której eksploratorzy powinni samodzielnie wyjść na zewnątrz. Przed tureckimi służbami trudne zadanie - konieczność zejścia pod powierzchnię ziemi na głębokość 4,3 tys. stóp (1310 metrów). Do tureckiej ekipy dołączają kolejne zespoły fachowców z całego świata. W środę z Polski wyruszył trzyosobowy zespół ratowników. Łącznie w akcji ma wziąć sześciu ratowników z Polski. Na miejscu, oprócz ratowników tureckich, są także Bułgarzy i Węgrzy. Do Turcji mają także dotrzeć ratownicy jaskiniowi z Włoch i Słowenii. Stan amerykańskiego grotołaza jest stabilny Telewizja NBC zwraca uwagę, że chociaż stan Dickeya ustabilizował się, a krwawienie ustało, może minąć kilka dni, zanim dotrze do wejścia. Jaskiniowe akcje ratownicze są szczególnie trudne i wymagają wyspecjalizowanych ratowników oraz specjalistycznego sprzętu. To bardzo trudna technicznie jaskinia. Ratownicy nie mogą zejść po niego, bo przejścia są zbyt wąskie, by przenieść nosze. Czekają więc na górze, aż mężczyzna sam przedostanie się do wyjścia. - Trudnością jest samo środowisko jaskini, jej głębokość, niskie temperatury i duża wilgotność. Amerykański speleolog jest bardzo głęboko, czyli ok. 1000 m, a żeby do niego dotrzeć potrzeba pokonać kilka tak zwanych studni jaskiniowych oraz przejść przez tak zwane meandry, czyli kręte i wąskie przejścia. Nawet nie wiemy, czy w tych meandrach zmieszczą się nosze jaskiniowe, więc może być to wielodniowa akcja - powiedział PAP ratownik GOPR Paweł Konieczny. Jak przebiega akcja ratunkowa w Turcji? Jak poinformowało w czwartek w mediach społecznościowych Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe dwóch ratowników z Polski zeszło dziś pod ziemię. "Ich zadaniem jest dotarcie z lekarstwami i pożywieniem do biwaku, gdzie znajduje się poszkodowany, a następnie razem z ratownikami z Bułgarii przygotowanie do transportu poszkodowanego w noszach odcinka jaskini od około -900 do -700 metrów" - napisano. "Co ważne, udało się już zorganizować łączność pomiędzy biwakiem, a bazą akcji na powierzchni. Dzięki temu wiadomo, że stan poszkodowanego w ostatnim czasie się poprawia, natomiast obecni przy nim medycy zdecydują, czy na powierzchnię będzie on transportowany w noszach jaskiniowych, czy też może nie będzie takiej konieczności" - czytamy. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!