To Europa dostarczy nowych wojsk do Afganistanu
To kraje Europy, a nie Stany Zjednoczone będą odpowiadać za wzmocnienie sił międzynarodowych w Afganistanie, jeśli zapadnie decyzja, że konieczne będzie wysłanie tam nowych oddziałów - twierdzą źródła w NATO, cytowane przez londyński dziennik "Guardian".
Gazeta informuje na swej stronie internetowej, że odpowiedzialny za stutysięczne siły NATO w Afganistanie amerykański generał Stanley McChrystal nie zgłosił jeszcze takiego formalnego zapotrzebowania. Zdaniem europejskich źródeł, doradzono mu, by poczekał z decyzją przynajmniej do wyjaśnienia sytuacji politycznej po kontrowersyjnych afgańskich wyborach prezydenckich.
Kiedy jednak oficjalnie ogłosi pobór, USA z pewnością wysuną argument, że w tym roku wysłały już dodatkowe 21 tysięcy żołnierzy, a ponadto są silnie zaangażowane w Iraku.
"Z Ameryki pochodzą dwie trzecie sił NATO w Afganistanie. Stąd też siłą rzeczy główny ciężar spadnie na kraje Europy" - pisze "Guardian".
Cytowane przez gazetę źródła natowskie sugerują, że możliwości zwiększenia kontyngentów w Afganistanie będą miały przede wszystkim Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania. Trzy pierwsze z tych krajów będą dysponować m.in. tysiącami żołnierzy w związku z zakończeniem misji pokojowych w Libanie i Kosowie.
Presja na kraje europejskie dodatkowo nasili się, jeśli Kanada zrealizuje zamiar odwołania w ciągu najbliższych 18 miesięcy swych 2800 żołnierzy z prowincji Kandahar na południu Afganistanu. Los czterech tysięcy niemieckich żołnierzy, stacjonujących na północy Afganistanu zależeć będzie natomiast od wyników wyborów w Niemczech pod koniec miesiąca.
Zachodnie rządy nie oczekują powołania stabilnego, demokratycznego rządu afgańskiego po sierpniowych wyborach prezydenckich w tym kraju, których wynik nadal pozostaje przedmiotem sporów w Kabulu.
"Nikt nie oczekiwał, że wybory te będą wolne i uczciwe" - przyznaje cytowany przez "Guardiana" przedstawiciel NATO.
"Rządy zachodnie spodziewają się obecnie raczej powstania w Afganistanie zdecentralizowanego, plemiennego społeczeństwa, kierowanego przez ludzi niezbyt chętnie widzianych przez Zachód, lecz takich, którzy nie pozwolą, by Al-Kaida szkoliła tu swych ludzi i dokonywała zamachów na Amerykanów, Niemców czy Brytyjczyków" - pisze "Guardian".
INTERIA.PL/PAP