Około 35 osób zebrało się w ubiegły piątek pod mleczarnią Ammerland w Oldenburgu (Dolna Saksonia). Kilka z nich wdarło się na teren firmy, wspięło się na dach budynku, by zawiesić transparenty. Aktywiści w strojach krów leżeli na ulicy, udając padłe zwierzęta. Byli wysmarowani farbą przypominającą krew. Część z nich przywiązała się do bramy mleczarni - podaje portal "Nordwest Zeitung". Lokalna policja informuje, że demonstracja miała pokojowy charakter. Nikt nie został ranny. Część aktywistów posłuchało wezwań policji i po kilku godzinach zakończyło protest. Inni, przykuci łańcuchami do płotu, byli uwalniani przez służby. W poniedziałek demonstracja przeniosła się przed rzeźnię w Badbergen (Dolna Saksonia). Około 50 osób przez cały dzień blokowało dojazd ciężarówek do firmy. Niektórzy wspinali się na naczepy. Sprzeciwiają się przemysłowi mięsnemu Wydarzenia z Niemiec to nawiązanie do protestów grupy "Animal Rebellion" w Wielkiej Brytanii. Demonstranci chcą zamknięcia firm z sektora przemysłu zwierzęcego. Jak informują w swoich mediach społecznościowych "przemysł zwierzęcy odpowiada za 28 proc. emisji gazów cieplarnianych", "przyczynia się do globalnego ocieplenia", a "uprawy pożerają ogromne powierzchnie". Aktywiści zwracają uwagę, że zwierzęta w rzeźniach umierają gwałtownie, a pracownicy ubojni, którzy wykonują traumatyczną i wymagającą fizycznie, są wyzyskiwani. Grupa "Animal Rebellion" jest zwolennikiem odejścia od mięsa i mleka i zastąpieniem tych produktów roślinnymi odpowiednikami.