Pozorowane ataki na Państwo Islamskie i antykurdyjska ofensywa Erdogana. Napięcie w Turcji

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Udostępnij

Skąd nagła chęć prezydenta Turcji Recepa Erdogana do walki z bojownikami z samozwańczego Państwa Islamskiego? Ataki na IS były najwyraźniej pozorowane i posłużyły jedynie jako parawan do przeprowadzenia rozprawy z Kurdami.

Recep Tayyip Erdoğan, prezydent Turcji
Recep Tayyip Erdoğan, prezydent TurcjiKAYHAN OZER / Presidential Palace Press Office / AFPAFP

Turcja na skraju wojny z Państwem Islamskim - ogłosiły tryumfalnie w miniony weekend niektóre media. Armia turecka zaatakowała pozycje dżihadystów. Do walki wykorzystano lotnictwo - krzyczały nagłówki. Okazuje się tymczasem, że ataków na pozycje islamskie było zaledwie kilka i do tego zaskakująco mało skutecznych. Mało skutecznych w porównaniu ze skalą i celnością uderzeń na obiekty kurdyjskie - pisze w analizie Maciej Sankowski.

Ataki na IS były najwyraźniej pozorowane i posłużyły jedynie jako parawan do przeprowadzenia rozprawy z Kurdami. Warto dodać, że akcja skoordynowana była z działaniami służb specjalnych na terenie Turcji, podczas których aresztowano wielu działaczy legalnie działających kurdyjskich ugrupowań politycznych.

W tym kontekście szczególną uwagę zwraca uwagę oświadczenie irańskiego MSZ, które ciężko przecież podejrzewać o sprzyjanie interesom IS. Podkreślmy, że Iran aktywnie wspiera zarówno władze syryjskie jak i irackie w walce z sunnickimi terrorystami spod czarnej flagi IS. Tymczasem Teheran stwierdza wprost, że korzystniejszy byłby udział Turcji w koalicji przeciwników Państwa Islamskiego niż jej jednostronne działania, podejmowane bez poszanowania suwerenności państw trzecich.

Dodajmy, że Turcja odmówiła udziału w koalicji przeciwko IS stwierdzając, że jej celem będzie nie tyle walka z terroryzmem, co wspieranie reżimu Asada w Syrii. Irańska krytyka, choć na pierwszy rzut oka może budzić zdziwienie, jest pierwszym tak wyraźnym sygnałem dezaprobaty dla antykurdyjskiej aktywności Ankary. Dlaczego?

Otóż Turcja swoimi atakami na cele kurdyjskie wspiera de facto IS, co zresztą zostało odnotowane na stronach i forach internetowych związanych z Państwem Islamskim. Sytuacja jest o tyle interesująca, że mniej więcej w tym samym czasie prezydent Erdogan w rozmowie telefonicznej z Barackiem Obamą wyraził zgodę na użycie przez Amerykanów tureckiej bazy lotniczej w Incirlik do ataków na cele  Państwa Islamskiego (IS).

Omawiane informacje ujawnił "Wall Street Journal", powołując się na przedstawicieli Pentagonu. Biały Dom nie zaprzeczył. Z jednej strony mamy więc deklarację zacieśnienia współpracy z USA w walce z IS, z drugiej zaś rzeczywiste wsparcie Państwa Islamskiego poprzez osłabienie jedynej siły, która w ostatnim czasie stanowiła realną przeciwwagę dla IS. Przypadek?

Wojna z IS to pretekst do bombardowania kurdyjskich baz? Na zdj. kurdyjscy bojownicyUYGAR ONDER SIMSEK / AFPAFP

Turcja zaczyna do złudzenia przypominać Pakistan. Mamy do czynienia z podobnym poziomem lojalności wobec zachodnich sojuszników. Niestety, wiele wskazuje na to, że służby tureckie także zaangażowane są po ciemnej stronie mocy. Nieprzypadkowo w dniu, kiedy tureckie lotnictwo dokonywało kolejnych bombardowań celów kurdyjskich, francuski dziennik Le Monde ujawnił że z ustaleń tamtejszej prokuratury wynika, iż za zabójstwem trzech działaczek kurdyjskich w Paryżu, w 2013 roku może stać MIT - turecki wywiad.

Erdogan osłabiając pozycje kurdyjskie działa nie tylko na rzecz IS, ale także zaczyna wprowadzać wojenną retorykę w samej Turcji. To może być zapowiedź ofensywy politycznej w celu zmarginalizowania coraz popularniejszych ugrupowań prokurdyjskich oraz reszty opozycji. Wydaje się, że Ankara wkracza w zupełnie nową, bardzo niebezpieczną fazę destabilizacji. Niebezpieczną nie tylko z powodów stricte wewnętrznych, ale także dlatego, że IS doskonale gra na tureckich emocjach i obawach.

Prezydent Turcji i jego ugrupowanie AKP wkroczyli na ścieżkę, która prowadzi tak czy inaczej w mroczne zakamarki. Gra z Państwem Islamskim z jednej strony i liczenie na lojalność zachodnich sojuszników z drugiej, przy wewnętrznym rozchwianiu to nie jest recepta na sukces. Należy mieć tylko nadzieję, że wojenna retoryka Erdogana nie jest zapowiedzią odejścia od demokracji.

Nie trzeba dodatkowo tłumaczyć, że destabilizacja tak poważnego gracza jak Turcja na regionalnej mapie wpływów, miałaby trudne do przewidzenia konsekwencje. Wystarczy spojrzeć na mapę.

Maciej Sankowski 

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Przejdź na