Polski ksiądz z Kanady nie stosował się do obostrzeń. Czeka go kolejny proces
Ksiądz polskiego pochodzenia Artur Pawłowski znów pojawi się w sądzie, gdzie od trzech lat walczy z władzami Kanady. Grzywny, aresztowania, kłótnie z policjantami, niestosowanie się do obostrzeń covidowych - to powody, dla których duchowny wciąż toczy sądową batalię. - To szalone - mówi w najnowszym wywiadzie dla stacji Fox News.

Pastor Artur Pawłowski pochodzi z Polski, ale od lat mieszka w Calgary, w Kanadzie. Jest przewodniczącym wielowyznaniowej inicjatywy Street Church. O duchownym zrobiło się głośno, kiedy zaczęła się pandemia koronawirusa.
Nabożeństwa bez stosowania się do obostrzeń
Duchowny był znany z tego, że mimo wprowadzonych obostrzeń, także w kościołach, zdecydował się sprawować posługę według starych zasad. Na tym tle wielokrotnie dochodziło do awantur z policją. Kulminacja sporu miała miejsce w maju 2021 roku, kiedy pastora aresztowano na środku ulicy za łamanie obostrzeń pandemicznych.
Ksiądz wdał się w kłótnię z funkcjonariuszami. Pod ich adresem rzucał wiele określeń, nazywał ich m.in. "gestapowcami" i "nazistami".
"Guru" protestu
Jak się okazuje, pastor do dziś ma z tego tytułu problemy z prawem. Jak informuje Fox News, przed Pawłowskim kolejny proces - prawdopodobnie ostatni z serii dotyczącej łamania obostrzeń. Stacja skontaktowała się z duchownym, by poprosić go o komentarz w tej sprawie.
Pastor mówi, że 2 lutego stanie przed sądem w sprawie spowodowania szkody w wysokości 400 mln dolarów podczas drogowej blokady granicy USA-Kanada. Chodzi o wydarzenia z lutego 2022 roku, kiedy pastor został poproszony o wygłoszenie 20-minutowego przemówienia, w którym wzywał demonstrantów do "trzymania linii przeciwko rządowi".
Blokada z udziałem ciężarówek miała miejsce na granicy USA i Kanady i była jedną z wielu tego typu akcji w Kanadzie. Protestujący sprzeciwiali się polityce rządu w zakresie walki z koronawirusem, obostrzeniom i szczepieniom przeciwko COVID-19.
Ks. Pawłowski został uznany przez władze za "duchownego guru" protestu, co skutkowało 51-dniowym aresztem. Duchowny twierdzi, że w tym czasie znęcano się nad nim i podżegano innych więźniów do podobnych praktyk. Pawłowski odmówił również wykonania poprzedniego wyroku, w którym sędzia nakazał mu wygłoszenie stanowiska potępiającego jego opinię o pandemii i szczepionkach. - Nie będę posłuszny - wskazał jednoznacznie ksiądz i nie wygłosił orzeczonego przez sędziego nakazu.
"To szalone"
- To szalone - komentuje sprawę w rozmowie z Fox News. Jak dodaje, odkąd w kwietniu ubiegłego roku wyszedł z więzienia, przebywa w areszcie domowym. - Jestem pastorem. Nie jestem Judaszem (uosobienie zdrady - red.), ani nierządnicą Babilonu (uosobienie zepsucia - red.). Nie zdradzam ludzi - obwieścił duchowny.
- Wszystko przez co przeszliśmy dodało nam silniejszej wiary i gorliwości - dodał. - Gdybym podczas największych obostrzeń sprowadził swoich wiernych do Ikei, to nie byłoby problemu. Ale nie mogłem mieć nabożeństwa ze 100 osobami, bo to już kłopot - kpił w trakcie rozmowy na antenie stacji.