Blisko 200 chińskich dysydentów zaapelowało do niemieckiego kanclerza Olafa Scholza, by ten zrezygnował ze swojej wizyty. Nieoficjalnie swoje wątpliwości mają administracje prezydentów Francji i Stanów Zjednoczonych, choć niemieccy dyplomaci jedynie potwierdzają, że w tej sprawie trwa intensywna wymiana opinii między Berlinem a Paryżem i Waszyngtonem. I chyba iskrzy też w koalicji rządowej, bo szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock publicznie instruuje swojego kanclerza, jak powinien rozmawiać z Chińczykami i co jest ważne dla niemieckiej racji stanu. Olaf Scholz w Chinach. Trudna wizyta kanclerza Przygotowania logistyczne do wizyty trwają od miesięcy i do najłatwiejszych nie należą, bo władze w Pekinie nie robią żadnych wyjątków w sprawie koronawirusa. Delegacja musiała testować się przed wyjazdem, również po wylądowaniu w Chinach potrzebne będą kolejne testy PCR. Jedynie kanclerz będzie miał osobne reguły i testy wykona mu jego administracja, a nie gospodarze. Opracowane zostały też specjalne instrukcje lotu rządowej maszyny. Warto zwrócić uwagę na fakt, że do podróży dochodzi, krótko po zakończeniu XX zjazdu krajowego komunistycznej partii Chin, na której Xi Jinping ponownie został wybranym sekretarzem generalnym. Chodzi w tym przypadku o wizytę, która odbywa się krótko po tym, jak chińskie władze na nowo nakreśliły przyszłość swojego kraju. Niemieccy dyplomaci w rozmowie z Polsat News przyznali, że kanclerz będzie musiał wysondować, jak wyglądać będzie możliwa współpraca z rządem w Pekinie. Od kilku dni szefowa niemieckiej dyplomacji sugerowała, że czas tej wizyty nie należy do właściwych, ale w urzędzie kanclerskim panuje przekonanie, że nie ma co czekać, bo to właśnie teraz należy namawiać Xi do tego, by wykorzystał swoje wpływy na Kremlu, tym bardziej że w rosyjskich groźbach pojawia się widmo użycia broni atomowej. Do tego wszystkiego kanclerzowi zależy na osobistej rozmowie z prezydentem Chin, zanim w Indonezji rozpocznie szczyt G20, planowany na 15 i 16 listopada. Czytaj też: Xi Jinping pozostał na stanowisku. To zerwanie z tradycją Chiny. Olaf Scholz a rozmowa z Xi Jinpingiem Olaf Scholz zamierza rozmawiać w Pekinie także o Tajwanie i ogólnej sytuacji w regionie. Jak sugerują Polsat News ludzie z otoczenia Olafa Scholza, szef niemieckiego rządu poruszy też temat praw człowieka i sytuacji mniejszości etnicznych w Chinach, choć nie należy spodziewać się otwartej krytyki. Dyplomaci sugerują, że to będzie tylko próba zachęty do dialogu. Ale nie tylko polityczne tematy zdominują wizytę niemieckiego kanclerza w Pekinie. Olaf Scholz zabiera ze sobą sporą dyplomatyczną delegację. Nie jest to niczym nowym, bo podobnie robiła już kanclerz Merkel. I znów jak bumerang powróci tzw. problem z level play. Chodzi o równowagę w robieniu interesów, której wciąż między Chinami a Niemcami (ale nie tylko) brakuje. Chińskie firmy z powodzeniem mogą inwestować w Europie, brać udział w licznych przetargach publicznych. Tymczasem europejskie koncerny są notorycznie blokowane w Chinach. Olaf Scholz dobrze o tym wie i nawet sam gra, jak mu każą Chińczycy. Przykładem może być świeża sprawa sprzedaży tamtejszemu koncernowi państwowemu Cosco Shipping udziałów w jednym z terminali hamburskiego portu. Wydarzyło się to, choć niemieckie firmy nigdy nie otrzymałyby takiej zgody, gdyby chciały zainwestować np. w Szanghaju. Kanclerz jedzie do Chin ze świadomością, że stanie naprzeciw trudnego partnera, którego niełatwo będzie przekonać do zmiany polityki, bo ta została ucementowana po ostatnim zjeździe partii. A kurs jest twardy. I przykładem tego jest choćby jawna próba wpływania na pracę dziennikarzy w Niemczech. Krótko przed wizytą Scholza w Pekinie chiński ambasador wywierał nacisk na zarząd organizacji dziennikarskiej Bundespressekonferenz e.V. Chodziło o organizację konferencji prasowej, na którą zaproszeni zostali krytycy chińskich władz. Tematem konferencji była strategia jaką powinien przyjąć niemiecki rząd w polityce z Chinami.