Spotkanie zwyczajowo odbyło się w jednym z pomieszczeń pałacu prezydenckiego w Mińsku. Łukaszenka, jak wynika z komunikatu prasowego, rozmawiał z szefową banku centralnego Rosji o wprowadzeniu wspólnej waluty w ramach Państwa Związkowego. - Jeśli chodzi otworzenie wspólnej waluty itp., nie jest to proces łatwy i prawdopodobnie nie na dzisiaj, jak ustaliliśmy z prezydentem Rosji - mówił. Komentatorzy nie mają wątpliwości, że dzisiejszy materiał biura prasowego jest wyraźnym sygnałem zaprzeczającym doniesieniom o złym stanie zdrowia dyktatora. Telegramowy kanał "Białoruski Gajun" powołując się na źródła bliskie politykowi poinformował, że wrócił on do Mińska w niedzielę o 20:20 i nie było żadnych wyraźnych znaków rzekomej choroby. Wcześniej białoruski opozycjonista Waleryj Cepkała informował, że Łukaszenka miał przebywać w jednym z moskiewskich szpitali, a jego stan był rzekomo "krytyczny". "Czołowi specjaliści zostali zmobilizowani, aby zająć się jego krytycznym stanem. Przeprowadzono procedury oczyszczania krwi, a stan Łukaszenki uznano za zbyt poważny, by mógł zostać przetransportowany (na Białoruś - red.). Zorganizowana akcja ratowania białoruskiego dyktatora miała na celu rozwianie spekulacji na temat rzekomego udziału Kremla w jego otruciu" - pisał na twitterze. Poważne problemy zdrowotne Temat choroby dyktatora z Mińska przewija się w mediach od 9 maja, kiedy to Łukaszenka uczestniczył w Paradzie Zwycięstwa w Moskwie. Polityk wyglądał na wyraźnie schorowanego. O możliwych schorzeniach przywódcy mówił, na antenie "Kanału Politycznego" białoruski dziennikarz Siarhiej Pielasa. - Alaksandr Łukaszenka ma problemy ze zdrowiem i widać to na nagraniach. Jego służba prasowa, rzeczniczka prasowa starają się tak dobierać wideo, żeby nie było tego widać. Wiadomo, że ma problem z jedną z nóg, pewnie bardziej z kolanem. Za każdym razem, kiedy wspina się na schody to jest to wyraźnie widoczne - komentował. Zdaniem Pielasy istnieją także nieoficjalne doniesienia o problemach związanych z cukrzycą. - Te informacje trzeba traktować poważnie, ale nie należy iść za sensacją. To nie oznacza, że on jutro umrze, czy zawiozą go do szpitala - dodaje.