O nieobecności przywódców Turkmenistanu - Kurbankuły Berdymuchammedowa, Tadżykistanu - Emomali Rachmona i Kazachstanu - Nursułtana Nazarbajewa, powiadomiło w środę rano mołdawskie MSZ. Po nieoficjalnych doniesieniach służby prasowe Kremla potwierdziły, że nie przyjedzie też prezydent Uzbekistanu Isłam Karimow. "Kazachów obraziło to, że Moskwa jednostronnie oznajmiła o wspólnym wejściu do Światowej Organizacji Handlu (WTO) Rosji, Białorusi i Kazachstanu (...). Tadżykistan oczekiwał od Rosji większej pomocy (...), Turkmenia nie przebaczy Moskwie, że ta oszukała Aszchabad przy kupnie turkmeńskiego gazu" - relacjonuje "NG" opinię niemieckiego politologa Alexandra Rahra. Jego zdaniem, "Moskwa nie zauważa, ile negatywów nagromadziło się ostatnio w jej relacjach z partnerami we Wspólnocie". Ekspert moskiewskiego Centrum Carnegie Aleksiej Małaszenko uważa, że nieobecność czterech prezydentów państw Azji Środkowej to "forma swego rodzaju handlu" i presji na Rosję. Ukraiński politolog Mychajło Pohrebinski ocenia zaś, że "wszystkie kraje WNP" obserwują, jak rozwiną się stosunki Rosji z Zachodem i USA. "Póki co, kraje Azji Centralnej robią pauzę" - ocenia "NG". "Swego czasu WNP została pomyślana jako forma rozwodu. Przez wszystkie lata Wspólnota opierała się na wzajemnie powiązanej gospodarce, i te więzy można było wykorzystać do stworzenia efektywnych struktur regionalnych, ale wszystkie te próby okazywały się bezskuteczne" - pisze gazeta. Według Rahra, Zachód zyskuje wpływy na Ukrainie oraz Białorusi, która "siedmiomilowymi krokami idzie do Unii Europejskiej", a także Mołdawii, i ma teraz zamiar czynić to w stosunku do Azji Środkowej. "NG" przytacza źródło w rosyjskim MSZ, które przyznaje, że Rosja nie oczekiwała takiego rozwoju sytuacji. Jednak, według tego źródła, Wspólnota przetrwa jeszcze pewien czas, ponieważ jej kraje w różny sposób powiązane są z Moskwą. "WNP będzie utrzymywana przez sztuczne oddychanie to czasu, aż o jego śmierci nie ogłosi Moskwa" - ocenia "NG". Zdaniem Alexandra Rahra, "WNP rozpada się na oczach i Moskwa musi to uznać".