- Myślę, że ponad sto. Jest kilka wyjątkowych na tej liście - mówi Jason, kiedy pytamy, ile trąb powietrznych widział i które zapamiętał szczególnie. - Na pewno moje pierwsze. Duże tornado klinowe w Wellington w Kansas w maju 2013 roku. Było na ziemi przez 45 minut. To było świetne, bo widziałem je od początku do końca, widziałem, jak powstaje - zaznaczył w rozmowie z Interią. - Trzy dni później zobaczyłem tornado w El Reno w Oklahomie. To było największe tornado, jakie kiedykolwiek uwieczniono. Wir był szeroki na ponad cztery kilometry, a prędkość wiatru przekraczała 300 mil na godzinę - dodał. To prawie 500 kilometrów na godzinę. Tornado w El Reno opisano jako EF5 - czyli najsilniejsze w pięciostopniowej skali. - Jedno z najsilniejszych tornad, jakie kiedykolwiek wystąpiły na Ziemi. Tragiczne w skutkach. Wtedy po raz pierwszy zginęli łowcy burz. Zabiło badaczy z grupy TWISTEX - podkreślił Jason. Tornado pochłonęło wtedy życie ośmiu osób. Ponad 150 zostało rannych. Zniszczone miejscowości opisywano wówczas jako "strefę wojny". Czytaj także: Ekspedycja Interii. Ścigaliśmy burze w amerykańskiej alei tornad Instynkt tornad. "Niektórzy to po prostu mają" Jason Weingart obecnie mieszka w Teksasie, ale pochodzi z regionu Rust Belt w Ohio. - Właściwie od dziecka miałem obsesję na punkcie burz. Zawsze przyciągały moją uwagę. Kiedy się zbliżały, chciałem być na zewnątrz i je oglądać. Potem zrobiłem pierwsze zdjęcie błyskawicy i od razu się się uzależniłem - opowiada. To było w 2009 roku. Jason kończył fotografię na Uniwersytecie Centralnej Florydy w Orlando. Początkowo jednak utrzymywał się ze zdjęć w zupełnie innej dziedzinie. - Robiłem dużo zdjęć imprez sportowych. To z czasem stawało się nudne. Cały czas te same sporty, te same, kolejne gry i uwiecznienie kolejnych takich samych momentów. Przy burzach każdy dzień jest inny - zaznacza. - Pogoń za burzami jest inna? Też masz kolejne burze, kolejne tornada - pytamy. - Każde tornado jest inne. Widząc je, nigdy nie pomyślałem: to jest takie samo jak poprzednie. Każde jest szczególne, wyjątkowe - podkreśla Jason. - Co jest najważniejsze, by wykryć tornado? Prognoza i radar czy instynkt? - Instynkt, bez dwóch zdań. W zasadzie bardzo łatwo przewidzieć, na jakim obszarze wystąpi burza. Ale instynkt jest ważny, żeby wiedzieć która z nich ewoluuje. Tego się nie da nauczyć. Niektórzy to po prostu mają, inni nie. - A doświadczenie? - Też, zdecydowanie. Kiedyś wydawało mi się, że mam instynkt do przewidywania tornad od moich pierwszych zaobserwowanych. Dopiero doświadczenie pozwala zrozumieć, jak one się zachowują. El Reno to dobry przykład. Tam początkowo nie było zapowiedzi o zagrożeniu tak dużym tornadem. Nikt się go nie spodziewał. A ja wiedziałem, że tam coś będzie. Nie potrafię wytłumaczyć jak. W jakiś sposób wiedziałem - odpowiada nasz rozmówca. Tornado w El Reno dotknęło ziemi 31 maja 2013 roku, chwilę po godzinie 18:00. Komunikat o zagrożeniu wydano pół godziny wcześniej. Strach przed tornadem. Kiedy trzeba uciekać? - Wciąż mam wiele obaw. Nikt nie chce być wessany. A wszystko może się wydarzyć natychmiast. To, czego się nauczyłem przez ostatnie lata łowienia burz, to że tornado rozwijają się naprawdę bardzo szybko. I zawsze trzeba mieć szacunek do każdej burzy. Ich ewolucja jest nie do przewidzenia - podkreśla Jason. - Jeśli jesteśmy blisko centrum burzy i widzę kule gradu wielkości piłek bejsbolowych, wiem, że trzeba uciekać - dodaje. Pytamy o najbardziej niebezpieczną sytuację. - Z pewnością El Reno. Kiedy próbowaliśmy się stamtąd wydostać, był wielki korek na drodze. Tam był taki problem, że kiedy już tornado było na ziemi, nie można było przewidzieć, jak będzie się zachowywać. Ludzie z okolicznych miejscowości zaczęli się ewakuować i wszyscy ruszyli autostradą na południe - opowiada. - Utknęliśmy w tym korku, a obok była superkomórka i zrzucała na ziemie pomniejsze tornada. Szczęśliwie skręciła i ostatecznie rozproszyła się. W innym wypadku byłyby tysiące ofiar - zaznacza. Burze sposobem na życie - Właściwie wiedziałem, że chcę prowadzić wyprawy dla łowców burz, odkąd ukończyłem studia. Wydawało mi się, że to będzie najlepszy sposób na życie. Wtedy zajmowałem się na przykład sprzedażą zdjęć dla mediów. To było finansowo w porządku, ale wiedziałem, że wyprawy to sprawdzony sposób na biznes - mówi nam Jason. W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje cała branża dla entuzjastów ekstremalnej pogody. Na rynku działają duże i małe firmy, różniące się podejściem do pościgu za superkomórkami oraz doświadczeniem w ich wykrywaniu. Za tydzień pościgu tornad turyści płacą najczęściej od 2,5 do 3,5 tysiąca dolarów. - To jest dobry biznes. Bardzo dobry. COVID był dla nas ciężki, ale teraz wszystko wraca do normy. Wtedy mieliśmy mnóstwo anulowanych rezerwacji, obostrzenia. Ludzie z zagranicy mieli problem, żeby dostać się do Stanów Zjednoczonych ze względu na wprowadzone restrykcje - zaznacza Weingart. Jason specjalizuje się w warsztatach fotograficznych. Oprócz samej pogoni za tornadami ważna jest też logistyka. - Wszystko zaczyna się od tego, że musisz udowodnić ludziom, że potrafisz to robić. Zabierasz ich w vanach. Są firmy, które organizują konwoje składające się z pięciu samochodów. Dla mnie to byłby koszmar. Poradzę sobie z dwoma, może trzema. Ale pięć? O nie. Spróbuj tym wszystkim ludziom znaleźć miejsca w hotelach - śmieje się Jason. Twarda rywalizacja Weingart swoje zdjęcia publikował w "Guardianie", "The Thelegraph". Jego zdjęcia pokazywały Weather Channel, CNN, BBC czy Associated Press. Ale w branża łowców tornad jest pełna rywalizacji. - Jak wygląda takie środowisko. Jesteście o siebie zazdrośni? - pytamy. - Z pewnością. To dziedzina, w której jest bardzo duża konkurencja. To ludzi interesuje, więc łowcy burz konkurują ze sobą, kiedy ich zdjęcia są na okładach magazynów, a oni występują w programach telewizyjnych. Każdy się stara być najlepszym, ale część z nas nie jest - mówi Jason z przymrużeniem oka. - Są też napięcia między łowcami - wskazuje dalej. - Też mam takich, z którymi nie chcę gadać. Są ludzie, którzy mnie nie lubią. Są również tacy, którzy uwielbiają wszystkich. Ale to rzadkość. Najczęściej zdarzają się ludzie lubiący konkurencję - dodaje. ZOBACZ: Huragan, cyklon i burza. Dlaczego noszą ludzkie imiona - wyjaśniamy Tornado na pierwszej randce Jason prowadzi biznes ściga burze razem ze swoją żoną Savannah. Pytamy, kto kogo zainspirował. - Obydwoje byliśmy łowcami burz, zanim się poznaliśmy. W zasadzie poznaliśmy się, goniąc burzę. Myślę, że nawzajem się inspirujemy. Uzupełniamy - podkreśla Weingart. - Jestem raczej osobą, która naciska na niebezpieczne sytuacje, a ona zwraca moją uwagę, kiedy dzieje się coś niepokojącego i musimy się na przykład wycofać, uciekać. To dobra relacja - zaznacza. - Jesteśmy razem od 2013 roku. Z nią widziałem swoje pierwsze tornado - mówi Jason i dodaje, że była to ich "pierwsza randka".