Dla Litwina Nerijusa Kuskysa praca dla miliardera wydawała się zajęciem marzeń. Wszystko posypało się w grudniu 2022 roku, gdy do posiadłości Fridmana w Highgate w Londynie wkroczyli funkcjonariusze z Narodowej Agencji ds. Przestępstw i przeszukali dom w związku z sankcjami, jakimi zostali objęci rosyjscy oligarchowie mieszkający w Wielkiej Brytanii. Co ma oczywiście związek z agresją Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. Fridman trafił na przesłuchanie. Ale nie tylko on. - Poczuliśmy się jak przestępcy - mówi Narijus, których pochodzi z Litwy, ale od kilkunastu lat mieszka i pracuje w Londynie. Tylko on zdecydował się rozmawiać z mediami. Wśród Polaków byli pracownicy kuchni, gosposie, ogrodnicy, złota rączka i ochrona. Dziś uważają się za ofiary systemu. Sytuacja do tego stopnia była skomplikowana, że Ukrainka, która pracowała w posiadłości, a musiała jechać do Ukrainy, nie miała środków na podróż. Jej konto też zablokowano. Pożyczała pieniądze, by jechać. Po powrocie, po wielu miesiącach odblokowano jej środki. Dlaczego zablokowano konta pracownikom rezydencji? Nerijus ma zablokowane cztery konta bankowe w Wielkiej Brytanii. Gdy pytał bank o wytłumaczenie, nie uzyskał odpowiedzi. Usłyszał tylko, że "działają zgodnie z prawem". Jest objęty śledztwem, choć mówi, że nie wie dlaczego, był pracownikiem, który miał zajmować się posiadłością. Jest między innymi podejrzany o to, że pomagał pracodawcy w obchodzeniu sankcji. Został wypuszczony za kaucją. Teraz utrzymuje go rodzina, bo nie może podjąć żadnej pracy, zabrano mu też paszport, więc nie może wyjechać. Do tej pory nie usłyszał zarzutów. Na pytanie Interii, dlaczego zdecydował się pracować dla Fridmana, oligarchy kojarzonego z Władimirem Putinem, Nerijus Kuskys odpowiada: - Był szanowanym biznesmenem na Wyspach, nie widzę powodu, by dyskryminować kogokolwiek, bo jest Rosjaninem. Wszyscy Rosjanie nie są odpowiedzialni za działania jednego szaleńca. Poza tym Fridman jest z Ukrainy. Prowadził legalnie interesy na Wyspach, zatrudniał tysiące ludzi. Michaił Fridman. Rosyjski oligarcha z Ukrainy Fridman sprzeciwał się wojnie w Ukrainie, z której pochodzi. Ale wątpliwości budzi sposób, w jaki wzbogacił się na prywatyzacji w Rosji w latach 90. Twierdzi, że jego pieniądze nie pochodzą z kontraktów z Kremlem, a jego przedsiębiorstwa nie mają szans dokładać się do budżetu Rosji i tym samym finansować wojny. Gdy został objęty sankcjami, jego majątek zamrożono. Wypłacane mu są jedynie środki na podstawowe utrzymanie. Zwracał się do brytyjskiego rządu, by kwota została zwiększona na utrzymanie pracowników. Tylko część jest opłacana, więc ci pracownicy, którzy zostali bez zajęcia, są sfrustrowani, muszą polegać na rodzinie. Co ciekawe, Nerijus ma cały czas kontakt z Fridmanem. - Jest zdruzgotany, nie sądził, że po tylu latach prowadzenia interesów w Wielkiej Brytanii zostanie tak potraktowany. On jest dobrym pracodawcą, zawsze starał się pomagać, gdy ktoś był w potrzebie. A ja i moi koledzy z pracy czujemy się ofiarami polityki - mówi Kuskys. Polacy boją się rozmawiać, obawiają się, że wypowiedzi w mediach mogą zaszkodzić im w oczach brytyjskich władz. Części z nich odblokowano konta po kilku miesiącach, lecz nie wszystkim.