Jak pisze brytyjski "Guardian", coraz częściej dochodzi do przypadków "autorytaryzmu cyfrowego", który ma na celu kontrolę społeczeństwa przez rządy danego państwa. "Autorytaryzm cyfrowy". Jedna wtyczka do kontroli społeczeństw Według dziennikarzy wyłączanie internetu bądź "kontrolowane awarie" doprowadzają do paraliżu państwa - blokowane są systemy finansowe, zaczyna szwankować system opieki zdrowotnej. Tylko w 2021 roku - według danych organizacji pozarządowej Acces Now - liczba wyłączeń internetu wzrosła o 15 proc. rok do roku. To, czego nie zauważa świat zewnętrzny, to olbrzymie szkody gospodarcze, jakie powoduje "autorytaryzm cyfrowy". Szacuje się, że tylko w ubiegłym roku doprowadził on do strat na świecie o wartości 5,5 miliarda dolarów. Pierwsze słowa potępienia w tym zakresie padły w ostatnim czasie ze strony Organizacji Narodów Zjednoczonych. Szefowa ONZ ds. praw człowieka zaznaczyła, że "wyłączanie dostępu do internetu powoduje nieobliczalne szkody, zarówno pod względem materialnym, jak i praw człowieka". Czytaj też: Rosja odłącza się od globalnego internetu. Uruchomiono RuNet Internet a różne oblicza państw. Problem nie tylko dyktatur Problem nie dotyczy tylko państw Trzeciego Świata, ale też mocarstw i naszych sąsiadów. Idealnym przykładem odcięcia dostępu do internetu jest chociażby Ukraina, gdzie na godziny przez inwazję cyberatak ze strony Rosji odciął znaczną część społeczeństwa od sieci i dostępu do informacji. W podobnych warunkach przebiegłą odłączenie internetu w Sudanie. Tam "autorytaryzm cyfrowy" dosięgnął obywateli zaraz po tym, gdy władzę przejęli wojskowi. Jak przypomina "Guardian", W Kazachstanie oraz Etiopii internet wyłączono po to, by zapobiec politycznej mobilizacji wskutek militarnego tłumienia protestów. Z danych wynika jednak, że "autorytaryzm cyfrowy" najbardziej objawił się w Birmie oraz w Indiach. W pierwszym z państw junta odcięła naród od sieci na 73 dni, w Indiach z kolei "wyłączenia" miały miejsce największą liczbę razy w skali całej listy. Jak czytamy, po sporadycznych całodniowych przestojach dostępu do internetu w Birmie w połowie lutego junta zaczęła co noc wyłączać sieć. Pod przykrywką "cyfrowej ciemności" wojskowi przeprowadzali nocne naloty, wyważając drzwi, porywając z domów polityków, aktywistów i celebrytów. Naloty miały głębokie żniwo psychologiczne. "Wydawało się, że kontrolowali wszystko, że nie ma wolności. To forma terroru" - mówi Simon Angus, ekonomista z Uniwersytetu Monash, którego Obserwatorium Internetowe Monash śledzi globalną łączność z internetem w czasie rzeczywistym. Z kolei Indie - teoretycznie największa na świecie demokracja - w 2021 roku wyłączyła swój internet 106 razy. To więcej niż reszta świata razem wzięta. Najbardziej ucierpiały pogrążone w konfliktach regiony Dżammu i Kaszmiru, w których doszło do 85 odłączeń sieci pod pretekstem powstrzymania separatystów. "Cyfrowy autorytaryzm" doprowadził tam do przerw w edukacji studentów, którzy korzystali z zajęć zdalnie w dobie pandemii koronawirusa, ale też odcięły lekarzy od pacjentów, którzy korzystali z porad specjalistów przez Internet. "Byłem wtedy w depresji. Czułem się bezradny, czułem się odizolowany, czułem się niepełnosprawny" - podkreśla Sajid Yusuf Shah, były prawnik kryminalny. "Autorytaryzm cyfrowy" przenika do demokracji. Eksperci: Sytuacja jest zła Media zwracają uwagę również na inny sposób wykorzystywania "autorytaryzmu cyfrowego". Chcąc mieć pod kontrolą życie społeczne, władze Algierii odcinają internet obywatelom w czasie egzaminów dojrzałości oraz sesji na uniwersytetach. Powód? Rządzący chcą mieć pewność, że młodzież nie ściąga i korzysta wyłącznie ze swojej wiedzy. To z kolei budzi oburzenie nie tylko u egzaminowanych, ale też wśród reszty obywateli. "To zawsze frustrujące, że rok po roku musimy być odcięci od reszty świata" - podkreśla 21-letnia Aya Hich, która ostatnie kilka lat spędziła na jednej z algierskich uczelni. Jak podkreślają eksperci, przenikanie "autorytaryzmu cyfrowego" z państw noszących znamiona rządów dyktatu do państw rozwiniętych, świadczy o tym "jak zła jest sytuacja". "Wystarczy spojrzeć na przykłady. Te odcięcia internetu przeniosły się z państw takich jak Togo czy Kamerun do Indii. 'Autorytaryzm cyfrowy' stał się jednym z narzędzi państw, które uznaje się za demokratyczne" - mówi David Kaye, profesor prawa na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine i były specjalny sprawozdawca ONZ ds. wolności słowa.