Mayon to jeden z 24 aktywnych wulkanów na Filipinach znajdujący się we wschodniej prowincji Albay. Już w ubiegłym tygodniu zaczął on wyrzucać lawę. Ewakuacja mieszkańców rozpoczęła się jednak dopiero w weekend, gdy skala erupcji nasiliła się - czytamy na BBC. Władze przeniosły ponad 12 600 osób. To głównie rodziny rolnicze żyjące w promieniu sześciu kilometrów od krateru. - Jeśli zjawisko nasili się, w nadchodzących dniach ewakuować trzeba będzie więcej ludzi - powiedział Teresito Bacolcol, dyrektor Filipińskiego Instytutu Wulkanologii i Sejsmologii. Dodał, że "to, co teraz obserwujemy, to erupcja lawowa". Groźna erupcja wulkanu na Filipinach. Tysiące ewakuowanych Media podkreślają, że podnóże wulkanu to miejsce, w którym władze zabroniły osiedlania się. Kolejne pokolenia Filipińczyków jednak mieszkają tam i uprawiają rolę wbrew zakazom. Władze i mieszkańcy wsi przeganiali w niedzielę bydło z zagrożonych gospodarstw na tymczasowe pastwiska w bezpiecznej odległości od wulkanu. W niedzielę wieczorem ludzie w pośpiechu wychodzili z restauracji i barów w nadmorskim mieście Legazpi, stolicy prowincji Albay, leżącym około 14 km od Mayonu, aby obserwować erupcję. Wielu z nich robiło zdjęcia wulkanowi, który jest popularną atrakcją turystyczną - czytamy na Associated Press. W Albay wprowadzono w piątek stan wyjątkowy, aby umożliwić szybką dystrybucję pomocy na wypadek poważnej erupcji. Na razie oceniono ją na poziomie 3. Najwyższy alarm - 5, oznaczałby, że trwa gwałtowny wybuch, pojawiają się materiały piroklastyczne, czyli popioły, pyły, bloki wulkaniczne. Mayon ostatnio wybuchł gwałtownie w 2018 roku. Doprowadził do ewakuacji dziesiątek tysięcy okolicznych mieszkańców. W 1814 roku w wyniku erupcji Mayonu pod lawą znalazły się całe wioski, a ponad tysiąc osób zginęło.