DW: Co chcą Państwo tą kampanią osiągnąć? Marcus Knuth: Chcemy wysłać jasny przekaz przemytnikom ludzi, którzy wg nas dokładnie wiedzą, które kraje Europy przeznaczają najwięcej środków na pomoc społeczną dla imigrantów. Odkąd w Danii do władzy doszli liberałowie, obcięliśmy pomoc społeczną dla przybyszów, by zmniejszyć tę wielką, naprawdę wielką presję, jaką na Danię wywierają nielegalni imigranci. Przywróciliście też kontrolę na granicy z Niemcami. Widzi Pan już jakieś efekty tych działań? - O ile wiem, przywrócenie kontroli nie przyniosło żadnych dramatycznych zmian. Ale, co ciekawe, po tym, jak na początku lipca obcięty został socjal, liczba nowoprzybyłych imigrantów spadła o jedną trzecią. Choć, oczywiście, za wcześnie jeszcze, by stwierdzić czy dokładnie z tego powodu. Myśli Pan zatem, że wieści szybko się roznoszą. - Z pewnością tak. Z naszych spotkań z przedstawicielami Frontexu wiemy, dlaczego ubiegający się o azyl nie wnioskują o niego w pierwszym kraju UE, do którego się dostaną, np. w Grecji czy we Włoszech, a robią to dużo dalej. Powód to wysoki poziom świadczeń socjalnych w państwach na północy Europy. Dlatego ograniczyliśmy wsparcie dla nowoprzybyłych do takiego, jakie otrzymują nasi studenci dzienni i jakie jest też oceniane jako wystarczająca pomoc dla rodziców z dziećmi. Dziennik "Jyllands-Posten" opublikował niedawno tabelę porównującą, jak wysokie wsparcie socjalne oferują państwa UE ubiegającym się o azyl. Myśli pan, że jest ona w obiegu wśród przemytników ludzi? - Tak. Ta tabela wpłynęła na Państwa decyzję? - Sprawozdanie Frontexu było dla nas ważniejsze. Tabela została opublikowana już po tym, jak dokonaliśmy zmian. Ale jest ona dla nas jedną z całego szeregu wskazówek, że poziom świadczeń socjalnych to jeden z najważniejszych powodów, które sprowadzają ludzi do określonych krajów. Wasi krytycy mówią, że jesteśmy jednak w Europie i Dania jest zobowiązana do tego, by chronić ludzi, którzy tej ochrony potrzebują. Co Pan na to? - Po pierwsze, Dania jest w czołówce państw, które pomagają mieszkańcom Syrii. Mamy w tym kraju jeden z najszerszych programów pomocowych. Na marginesie: w poprzednich latach sam tym programem kierowałem i widziałem, jak dużo tam robimy w porównaniu do innych państw Europy. Jeśli chodzi o osoby, które przejeżdżają do Danii, o każdą z nich bardzo, bardzo dobrze tu zadbamy. Ale to zbędne, by nasze świadczenia były dużo wyższe, niż w innych krajach Europy. Duńska Partia Ludowa (narodowcy zasiadający w parlamencie - red.) proponuje, by rząd sfinansował spot podobny do słynnego australijskiego, w którym pojawia się ostrzeżenie: kto nielegalnie wjedzie do Australii, ten nigdy nie uzyska prawa osiedlenia się w tym kraju. Co Pan o tym sądzi? - (śmiech) Nie. Moja partia chce, by nasza kampania była rzeczowa. Nie chcemy rozkręcać machiny strachu, jak to zrobiono w kampanii australijskiej. Po prostu chcemy przekazać ludziom poparty liczbami komunikat o tym, że Dania o ok. połowę obcięła świadczenia socjalne. Bo to nie fair, że Dania przyjmuje 7 tys. ubiegających się o azyl Syryjczyków, podczas gdy porównywalny z nami kraj - Finlandia - gości tylko 150 osób z Syrii. A nasi wyborcy ciągle nam powtarzają, że przy tak wysokich liczbach to się nigdy nie skończy. Kampanię w gazetach zaproponowała minister ds. integracji Inger Stöjberg. Co w ogóle znaczy dla Państwa słowo "integracja"? Czy jest ona zagrożona przez taki napływ uchodźców? - Tak, tak właśnie myślimy. I dlatego nie tylko obcięliśmy pomoc, ale i wprowadziliśmy bonus w wysokości dla 200 euro miesięcznie dla tych, którzy szybko nauczą się duńskiego. I wprowadzimy jeszcze szereg impulsów, by ci ludzie jak najszybciej odnaleźli się na rynku pracy. Bo wadą wysokich świadczeń społecznych było nie tylko to, że czyniły one Danię atrakcyjną jako cel przyjazdu. Bodźce do podjęcia pracy były za słabe, bo dzięki wysokiemu zabezpieczeniu socjalnemu nie było takiej konieczności. Integracja jest zatem podstawą naszej nowej polityki. Religia, a szczególnie islam, osłabia integrację? - (westchnienie) Tak bym nie powiedział. Główny powód, dla którego staramy się teraz ograniczyć liczbę nowych imigrantów, to brak miejsca do ich przyjęcia. Burmistrzowie donoszą, że po prostu nie mają już pustych szkół czy domów starców. Niektóre gminy już budują sztuczne wsie. I to, oczywiście, obciąża je finansowo. Christoph Hasselbach/Monika Margra, Redakcja Polska Deutsche Welle