Według ministra w tej sytuacji nie ma potrzeby podejmowania dalszych nadzwyczajnych kroków w celu zagwarantowania bezpieczeństwa pasażerów, personelu na lotnisku i infrastruktury. "Wydarzenia z ostatnich godzin pokazały jednak, że jesteśmy gotowi do działań w nadzwyczajnych sytuacjach" - podkreślił. Wcześniej wiadomość o tym, że bomby nie było, przekazała prokurator z burgaskiej prokuratury okręgowej Kalina Czapkynowa. Powiedziała, że alarm okazał się fałszywy. 67-letniego pasażera, obywatela Polski, który ten alarm wywołał, zatrzymano na 24 godziny. Według Czapkynowej Polak był nietrzeźwy, nie potwierdziła ona jednak słów przedstawiciela MSW, który powiedział, że pasażer "zażartował". Polak w najbliższych godzinach ma zostać oskarżony. Bułgaria nie przekaże go na razie stronie polskiej - dodała Czapkynowa. Airbus A320 ze 161 osobami na pokładzie, należący do polskich czarterowych linii lotniczych Small Planet, lecący z Warszawy do Hurghady, wylądował w Burgas o godz. 5.48 (godz. 4.48 czasu polskiego). Tamtejsze lotnisko natychmiast zamknięto. Alarm bombowy ogłoszono, kiedy samolot znajdował się w bułgarskiej przestrzeni powietrznej. Pasażerowie opuścili maszynę i zostali wprowadzeni do sali tranzytowej lotniska, gdzie sprawdzono ich dokumenty i bagaże. Z Sofii sprowadzono ekipę służby operacyjno-technicznej bułgarskiego MSW, która skontrolowała samolot. Linie lotnicze Small Planet wysłały drugi samolot, który przyleciał do Burgas i ma przewieźć znajdujących pasażerów do Hurghady. Z Sofii Ewgenia Manołowa