Strona białoruska wezwała chargé d'affaires Polski Marcina Wojciechowskiego do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Dyplomata usłyszał "ostry protest". Mińsk po raz kolejny oskarżył Warszawę o naruszenie przestrzeni powietrznej państwa. Reżimowe władze stwierdziły, że naruszenie granicy zostało udowodnione "za pomocą obiektywnych środków kontroli". Białoruś domaga się śledztwa. Polskie wojsko dementuje "W związku z tym zwraca się uwagę, że przemilczanie i zaprzeczanie oczywistemu faktowi będzie wyglądało ze strony polskich władz wręcz śmiesznie" - napisano w oświadczeniu. Strona białoruska już wcześniej informowała o podjęciu działań przez MON oraz MSZ w celu wydania "odpowiedniej noty". Tym razem domagano się przeprowadzenia śledztwa przez stronę polską oraz poinformowanie Mińska o jego wynikach. Do rzekomego naruszenia przestrzeni powietrznej miało dojść w czwartkowe popołudnie. Polski helikopter - zdaniem Białorusi - dwukrotnie wleciał na teren kraju. Za pierwszym razem miał przekroczyć granicę o 1,5 km, za drugim - o 300 metrów. Polska armia dementuje białoruskie doniesienia. "Jednoznacznie zaprzeczamy" Wiadomość natychmiast zdementowała polska armia. - Jednoznacznie zaprzeczamy. Nie było naruszenia przestrzeni z naszej strony. Mamy potwierdzenie z naszych systemów radiolokacyjnych oraz meldunków - powiedział Interii ppłk Jacek Goryszewski, rzecznik prasowy Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Sprawę rozwinięto w komunikacie opublikowanym w mediach społecznościowych. "Do informacji udostępnianych przez media białoruskiego reżimu trzeba zawsze podchodzić z ostrożnością i rozwagą, gdyż wielokrotnie były elementem prowokacji i dezinformowały społeczeństwo" - przekazano. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!