Atak na posterunek ONZ skutkiem błędu na mapach
Dokonany podczas izraelskiej akcji wojskowej w Libanie nalot na posterunek ONZ, w którym zginęło czterech obserwatorów z sił międzynarodowych, był skutkiem błędów na wojskowych mapach - oświadczyły w czwartek władze Izraela.
Przeprowadzony w lipcu nalot zniszczył posterunek, zabijając czterech przebywających w nim obserwatorów wojsk ONZ - oficerów z Austrii, Kanady, Chin i Finlandii. Izrael przedstawił w czwartek tym państwom wyniki śledztwa - oświadczył rzecznik izraelskiego ministerstwa spraw zagranicznych Mark Regew.
Według niego mapy okolic posterunku zostały powielone w związku ze skierowaniem tam dodatkowych wojsk. "Po stronie izraelskiej podczas powielania map doszło do pomyłki, pozycje ONZ nie zostały na mapach zaznaczone tak, jak powinny, i spowodowało to tragedię" - powiedział Regew.
Jak równocześnie zaznaczył, śledztwo ustaliło, że około 100 metrów od posterunku ONZ znajdowała się placówka Hezbollahu, podejmująca "wrogą działalność".
"Ataku dokonano przypuszczając, że kieruje się go przeciw Hezbollahowi. Gdyby wojsko wiedziało, że namierzona pozycja to posterunek ONZ, ataku nigdy by nie dokonano. Popełniono błąd, przy czym posterunek ONZ nie wyglądał wyraźnie tak, jak powinien" - powiedział Regew.
ONZ twierdzi, że w godzinach poprzedzających ten atak kilkanaście razy zwracano się do strony izraelskiej o zaprzestanie bombardowań rejonu posterunku. Bezpośrednio po incydencie Izrael wyraził głębokie ubolewanie, informując jednocześnie, że śmierć obserwatorów była rezultatem "tragicznej pomyłki operacyjnej".
INTERIA.PL/PAP