Piotr Witwicki, redaktor naczelny Interii, na początku rozmowy wskazał: - Myślałem, że jesteś zafascynowany, wręcz zakochany w Ameryce, a jak czytam twoją książkę "Stany Podzielone Ameryki", to mam wrażenie, jakbyś kreślił obraz upadającej oligarchii. - Jak jadę do Stanów Zjednoczonych, to widzę rozejście się wizji, jaką miałem wcześniej, z tym, co zastaję na miejscu - przyznał dr Łukasz Pawłowski. Dodał, że oglądając ponownie filmy, które widział wcześniej jako dziecko, też zauważa zupełnie inną Amerykę. - W "Gliniarzu z Beverly Hills" dostrzegam rozpadające się Detroit, narastające nierówności, upadek jednego miasta i absurd bogactwa innego - wskazał. - Trochę inaczej patrzę teraz na USA - dodał. Piotr Witwicki zacytował wówczas fragment tekstu piosenki Kazika. "Ameryka też się sypie, to osobny rozdział". - O tym mówi się od dawna, wielu autorów to przewidywało - odpowiedział amerykanista. - W latach 90. wydawało się, że Stany Zjednoczone będą potężne, bez konkurencji, a model amerykański rozprzestrzeni się wszędzie. Teraz, jak pyta się Amerykanów, czy grozi im wojna domowa, to większy odsetek mówi, że tak - dodał. Zobacz całą rozmowę: USA w potrzasku. Dr Łukasz Pawłowski o widmie wojny domowej - Na pewno na taką wojnę obywatele USA są przygotowani, bo tam jest więcej broni niż obywateli - dowiadujemy się podczas rozmowy. - Na dodatek jest ona nierówno rozdzielona - podkreślił dr Pawłowski. - To nie jest tak, że każdy Amerykanin ma dwie sztuki broni. Są tak zwani superposiadacze, którzy są uzbrojeni po zęby - dodał. Ekspert wskazał, że broń to element tożsamości Amerykanów. I nawet po tragicznych strzelaninach w szkołach, kiedy wydawało się, że uda się wprowadzić jakieś regulacje, do tego nie dochodziło, a sprzedaż broni rosła. - Ludzie reagują w ten sposób - dodał. Co ciekawe, jak mówił amerykanista, 90 proc. Amerykanów godzi się na to, aby sprawdzać osoby, które chcą mieć broń. Jednak jak się na to nałoży "czapkę partyjną" i "republikanie powiedzą, że nie wolno tak robić, to ich wyborcy nie będą się buntowali przeciwko swojej partii". Radykalizacja. "Oni nie przegrywają" - W którym momencie zaczyna się rozjazd polityczny w stronę radykalizacji? - zapytał redaktor naczelny Interii. - W latach 50. Amerykańskie Towarzystwo Politologiczne pisze, że partie są zbyt podobne. Ludzie się frustrują, bo niezależnie, czy głosują na republikanina czy demokratę, dostają to samo. I te partie dla zdrowia demokracji powinny być rozbieżne - odpowiedział amerykanista. Wyjaśnił: - System polityczny Stanów Zjednoczonych promuje dwupartyjność, więc w tych dwóch partiach muszą się zmieścić bardzo różni ludzie. Zaznaczył też, że w USA najistotniejsze są prawybory. - Tu głosuje zdeterminowany elektorat, więc mobilizuje się najbardziej zaangażowanych, a najlepiej to robić przez radykalizm. Radykałowie opowiadający niestworzone historie nie przegrywają. Przez to, że tacy są, w swoich okręgach zwyciężają - dodał dr Pawłowski. Mówił następnie o tym, co wydarzyło się pomiędzy 2000 a 2015 rokiem. - Mamy wówczas dwie wojny i rosnącą frustrację Amerykanów. Jest też kryzys finansowy, przez który cierpi wielu ludzi - wymienia. - Jednocześnie w ostatnim czasie mamy postępującą migrację. Odsetek ludzi nieurodzonych, a mieszkających w Stanach, sięga rekordowych poziomów. To 14 proc. populacji - wskazał. Narastające nierówności. "Odstają od Europy" Amerykanista dostrzega narastające nierówności. - Wystarczy pojechać do Stanów, żeby to zobaczyć. Jakbym miał wskazać miejsce, gdzie powinna wybuchnąć rewolucja lewicowa, to powinno to być w Las Vegas. Tam poziom nierówności niesamowicie rzuca się w oczy, bo są kasyna, gdzie wydaje się masę pieniędzy, a zaraz obok jest cała ta bieda na ulicach - opowiadał. - Jak patrzy się na dane pokazujące szanse awansu z dolnej części drabiny społecznej wyżej, i utrzymanie się na tym nowym poziomie, to naprawdę Stany Zjednoczone odstają od Europy. Szanse są dla nielicznych - dodał. Dr Pawłowski zauważa też, że gospodarka amerykańska ma się nieźle, ale Amerykanie czują inaczej. - Niektórzy z sentymentem wspominają Trumpa. Wyborcy czasami zakładają różowe okulary - ocenił. - Gdyby uwzględnić inflację, płace Amerykanów od lat 70. nie rosną, a nawet spadają. Poziom życia dla wielu jest gorszy, a ich sytuacja materialna jest niepewna - wskazał. Wybory prezydenckie 2024 w USA. Kto wygra? Rozmowa nie mogła nie zahaczyć o temat wyścigu o Biały Dom. W listopadzie w Stanach Zjednoczonych odbędą się wybory prezydenckie. Wystartują w nich m.in. urzędujący prezydent Joe Biden oraz były prezydent Donald Trump. Kto wygra? - Jest wiele zmiennych, które sprawiają, że trudno to przewidzieć - ocenił amerykanista. - O wyniku zdecydują poszczególne hrabstwa w kilku stanach, co do których nie wiemy, jak zagłosują. Najczęściej wymienia się tu Nevadę, Arizonę, Georgię, Pensylwanię, Wisconsin i Michigan. Bitwa rozgrywa się właśnie tam - mówił amerykanista. Według eksperta czarnym koniem tych wyborów może być Robert Kennedy Jr. - Nie wiemy, gdzie ostatecznie się zarejestruje i komu będzie odbierać głosy. Może odbierać demokratom jako Kennedy, ale i republikanom jako zwolennik teorii spiskowych, czy też przeciwnik szczepionek. - Wygra ten, który bardziej pokaże, że jest na chodzie? - spytał Piotr Witwicki. Amerykanista odpowiedział: - Gdyby Bidenowi zdarzyła się taka sytuacja, że podczas konferencji się nagle zawiesi, to myślę, ze jego szanse spadają do zera. Pytany, czy możliwe jest sądowne zablokowanie startu Donalda Trumpa przez toczące się procesy stwierdził, że nie. - Część wyborców Partii Republikańskiej mogłaby się do niego zniechęcić. Wtedy jego szanse spadną. Ale zablokowanie jego kandydatury nie jest prawdopodobne. Dotychczasowe odcinki videocastu Piotra Witwickiego obejrzysz TUTAJ. ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!