Tylko w Interii: sześć komitetów, sześciu liderów, sześć wywiadów na wybory. W ramach akcji "Polska wybiera" publikujemy równocześnie sześć rozmów z czołowymi przedstawicielami sześciu komitetów wyborczych, które zarejestrowały kandydatów we wszystkich okręgach. Na finiszu kampanii liderzy komitetów opowiadają o swoich planach na zwycięstwo. Co przygotowali na ostatnią prostą? Kamila Baranowska, Interia: Kilka dni przed wyborami rezygnacje składają szef Sztabu Generalnego generał Rajmund Andrzejczak i dowódca operacyjny generał Tomasz Piotrowski. To ogromny cios w narrację rządu o bezpiecznej Polsce i rządzie PiS jako gwarancie bezpieczeństwa. Premier Mateusz Morawiecki, Prawo i Sprawiedliwość: - To obawy zdecydowanie na wyrost. Niepotrzebnie się tak dajemy podkręcać. Bezpieczeństwo wiąże się ze zwiększonym budżetem na wojsko, z odbudowywanymi jednostkami wojskowymi, z zakupami broni i sprzętu wojskowego na ogromną skalę, z rekrutowaniem nowych żołnierzy, a nie z tym, czy dwóch generałów odchodzi czy zostaje. Mamy wojnę w Ukrainie, niepewną sytuację na granicy polsko-białoruskiej, wojnę na Bliskim Wschodzie, a odchodzi dwóch doświadczonych dowódców. Będę się upierać, że to jednak nie jest bez znaczenia dla bezpieczeństwa państwa. - Spójrzmy na to, co faktycznie tworzy bezpieczeństwo danego kraju, czy jest to silna armia, która poprawia swoją zdolność bojową, czy są to personalia. Ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że warunkiem bezpieczeństwa kraju jest właśnie silna armia - taka, jaką budujemy i taka, jaką dziś doceniają sojusznicy z NATO. A dlaczego ktoś w takim akurat momencie chciał podać się do dymisji, to już jest pytanie nie do mnie, tylko do tych osób. Czy dochodziły do pana sygnały, że jest jakieś napięcie na linii MON-wojsko, że coś takiego może się wydarzyć? - Nie było niczego takiego. Nie sądzę też, żeby było jakieś istotne napięcie. Donald Tusk na konferencji prasowej informował o kolejnych odejściach wysokich rangą oficerów i apelował do wojskowych o spokój. Dowództwo Generalne zdementowało jego informacje. Ma pan wiedzę na ten temat? - To bardzo źle świadczy o Donaldzie Tusku i sugeruje podłoże polityczne sprawy. To wyglądało jak przygotowana akcja, choć nie chcę niczego nikomu sugerować. Tak jak odejście jednego czy dwóch ministrów nie wpływa zasadniczo na działalność rządu, tak jak odejście dwóch, nawet kluczowych menedżerów nie ma większego znaczenia dla działania korporacji, a wiem coś o tym, tak decyzja dwóch generałów nie będzie miała wpływu na funkcjonowanie armii i na bezpieczeństwo kraju. A może mieć wpływ na wynik wyborów? - Sądzę, że nie. Polacy postrzegają bezpieczeństwo w taki sposób jak my - widzą, co dzieje się naprawdę. Mają wiedzę, kto inwestuje w armię, w nasze bezpieczeństwo. Wiedzą także, kto Polskę rozbrajał, kto likwidował jednostki wojskowe (i to nie tylko w Polsce wschodniej, bo w Polsce zachodniej też zostało zlikwidowanych bardzo wiele jednostek), kto chciał bronić Polski tylko do linii Wisły. Robił to ten sam Donald Tusk, który dziś bije na alarm i który jest w tym wszystkim zwyczajnie niewiarygodny. To co w takim razie będzie miało wpływ na wynik wyborów, patrząc z perspektywy całej kampanii, której finisz za chwilę? - O wyniku tych wyborów przesądzą ludzie, którzy rozglądając się wokół siebie, zobaczą zasadnicze zmiany względem tego, co było wcześniej. Oni pójdą głosować, żeby Polska dalej rozwijała się jak najlepiej. - Mocno wierzę, że ten tzw. głęboki naród widzi, jak zmieniło się życie w porównaniu do tego, co było wcześniej. Dokonaliśmy gigantycznego skoku rozwojowego. Od głodowych emerytur do godziwych waloryzacji oraz 13., 14. emerytur, od zwijania Polski lokalnej, po nowe inwestycje na każdym kroku, za każdym rogiem, od braku inwestycji w drogi po inwestycje na skalę, jakiej nigdy nie było, od Polski, która się wstydzi swojej kultury i historii do Polski, która z dumą pokazuje swoją przeszłość i swoje ambicje na przyszłość. Myślę, że ludzi, którzy to widzą, jest więcej i dlatego jestem przekonany o naszym zwycięstwie. Mówi pan premier, że to wyborcy niezdecydowani, wahający się mogą przesądzić o wyniku wyborów. Ich raczej nie przekona straszenie Donaldem Tuskiem, a do tego sprowadza się dziś kampania PiS. - Nie zgadzam się. Nasza oferta dla Polaków jest bardzo pozytywna i bardzo konkretna. Składa się z ponad 150 programów i projektów wielkich zmian spisanych w dokumencie, który ma 300 stron. O szczegółach programowych mogę opowiadać godzinami, ale to, co liczy się najbardziej, to wiarygodność. Mamy tę wiarygodność, bo co obiecujemy, to robimy i to z nawiązką. Nawet jeśli popełniamy błędy, jeśli nie wszystko do końca wychodzi, to i tak ludzie widzą, ile się dzieje. - A jeśli uda nam się zrealizować to, co mamy zaplanowane i zapisane w naszym programie, to wierzę, że za kolejne cztery, może osiem lat Polacy będą żyli na poziomie bogatych państw zachodu, ale nie doświadczą błędów, które tamte państwa popełniły po drodze, choćby w sprawie migracji. Powiedział pan premier o błędach. Afera wizowa była błędem, który sporo w kampanii kosztował? - Była tematem o rozmiarze myszy, z którego opozycja zrobiła temat rozmiarów słonia. A uczciwsza część mediów dała się na to nabrać. Bo tuby propagandowe Platformy Obywatelskiej - wiadomo jak w takiej sytuacji grają. Jednak mieliśmy CBA w ministerstwie spraw zagranicznych, jest śledztwo w prokuraturze, są zatrzymani. - Cała sprawa dotyczy nieprawidłowości przy wydawaniu 268 wiz, co opozycja próbuje przedstawiać jako wielką aferę. Nawet nasi koledzy z Rady Europejskiej doskonale wiedzą, że nie ma tutaj żadnych istotnych nieprawidłowości, bo nawet z kilkoma premierami na ten temat rozmawiałem i śmieją się z tego, mówiąc że takich "afer wizowych" u nich jest więcej i to każdego miesiąca. To jest sprawa, którą Platforma przy wsparciu swoich kanałów propagandowych próbowała wykorzystać w kampanii, ale mówiąc o błędach, nie to miałem na myśli. Były dużo trudniejsze tematy, z którymi musieliśmy się mierzyć przy okazji kryzysów, które nas spotkały - jak pandemia, kryzys energetyczny, potem wojna. Trochę bagatelizuje pan sprawę wiz, ale ona uderzyła w kluczową dla was sferę, czyli wiarygodność i to w kluczowym temacie - migracji. Nie jest więc tak, że nic się nie stało. - Wierzę w zdrowy rozsądek Polaków i wierzę w to, że dla nich ich własne bezpieczeństwo jest najważniejsze, a ono zależy od odpowiedzi na co najmniej dwa pytania referendalne: czy jesteś za rozebraniem zapory na granicy z Białorusią i czy jesteś za nielegalną imigracją. Tutaj to Prawo i Sprawiedliwość jest jedynym gwarantem utrzymania tego kursu i żadne rozdmuchiwane przez opozycję "afery" tego nie zmienią. Wróciłem niedawno ze szczytu Rady Europejskiej w Grenadzie, gdzie wyraźnie postawiłem nasze weto wobec paktu migracyjnego, który zakłada relokację migrantów lub wysokie kary za brak zgody na nią. - Przy czym, proszę pamiętać, że my nie mówimy o hipotetycznym zagrożeniu, my mówimy o tym, co Komisja Europejska z Niemcami na czele próbuje na siłę przepchać. My jesteśmy gwarantem tego, że to się nie uda. Jeśli rząd Prawa i Sprawiedliwości będzie kierował sprawami kraju, to nie dopuścimy do takich rozwiązań. Skąd ta pewność, przecież legislacja unijna w sprawie paktu nie została całkiem zablokowana i idzie swoim rytmem? - Jestem tego pewien, ponieważ już raz taka sytuacja miała miejsce. Komisja Europejska parę lat temu także zarządziła relokację, zarządziła dystrybucję nielegalnych imigrantów. Kiedy myśmy się przeciwko temu opierali, straszono nas karami, straszono nas odebraniem środków. Niczego się nie przestraszyliśmy i w czerwcu 2018 roku doprowadziliśmy na Radzie Europejskiej do decyzji, że jakakolwiek relokacja nielegalnych imigrantów musi się odbywać na zasadach dobrowolności. Potrafimy być skuteczni. - Chcemy pomagać Afryce na tyle, na ile nas stać, ale przede wszystkim tam na miejscu. Chcemy w mądry sposób pomagać stabilizować sytuację poza granicami UE, ale jednocześnie chcemy zapewnić sobie bezpieczeństwo. A to oznacza szczelność granic zewnętrznych i silna armia, silne służby wewnętrzne. Dziś w Polsce w sprawie migracji i ochrony granic wszystkie partie mówią podobnie. - To nieprawda, bo inni tylko tak mówią wyłącznie na potrzeby kampanii. Jeżeli zamiary opozycji byłyby szczere, to czemu prawie w całości głosowała przeciw referendum w tej sprawie? Chyba nie ma w demokracji lepszego sposobu na wyrażenie swojej opinii niż referendum. Opozycja była przeciw referendum, nie chciała oddać głosu Polakom. To dlatego, że po wyborach chce mieć wolną rękę i zrobić to, co powiedzą jej brukselscy biurokraci. Opozycja wiele razy mówiła, że traktuje to referendum jako element kampanii wyborczej PiS i dlatego nie chciała go wspierać. - Zupełnie się z tym nie zgadzam, ponieważ referendum jest aktem obywatelskim, wyrażeniem woli, swojej opinii przez obywatela w zasadniczych sprawach. I jestem przekonany, że Polacy wezmą udział w referendum i zagłosują bardzo rozsądnie, zgodnie z polskim interesem. Nazywają się "demokratami", a próbują unieważniać wielkie święto demokracji jakim jest referendum. Co sytuacja na Bliskim Wschodzie oznacza dla Europy? - Po pierwsze grozi nam kolejną wielką i bardzo groźną falą migracji, której jedynie nasz rząd może się przeciwstawić. Bardzo groźną, bo wśród dziesiątek tysięcy muzułmańskich migrantów będą islamscy bojownicy i terroryści. Przestrzegam przed tym. - Po drugie grozi destabilizacją kruchego układu geopolitycznego, bo widzimy, że jest to kolejne ognisko zapalne gdzieś wcale nie tak daleko od Polski, w którym prawdopodobnie Rosjanie lub ich satelici maczają palce. - W samej Strefie Gazy żyje około dwóch milionów ludzi na bardzo niewielkim terytorium. Jest wysoce prawdopodobne, że za chwilę na terytorium Europy pojawi się kolejna wielka fala imigrantów. Fala ze strefy, w której znajduje się mnóstwo bojowników Hamasu, podejrzewam, że Hezbollahu też. To przede wszystkim młodzi mężczyźni, muzułmanie, którzy za nic mają prawa kobiet. Podkreślmy to również, ponieważ Tuskowi się wydaje, że wpuszczając islamskich imigrantów, można jednocześnie dbać o prawa kobiet, a moim zdaniem te dwie rzeczy się wykluczają. Jest coś co pana zaskoczyło w tej kampanii wyborczej? - Nie spodziewałem się takiego poziomu hejtu ze strony naszych przeciwników politycznych. Począwszy od słów na przykład "głosujesz na PiS, to wyp...", przez ogłaszanie przez posłów PO, że ich programem jest "osiem gwiazdek", a skończywszy na słowach, które nawet nie wiem, czy chcę powtarzać, o "szambie", "smrodzie", czy "seryjnych mordercach kobiet". - To są słowa, które nigdy nie powinny paść. Ostra krytyka, nawet bardzo ostra to jedno, ale tego typu sformułowania powtarzane regularnie są dla mnie dowodem, że to przemyślana decyzja polityczna, która musiała zapaść w kierownictwie Platformy. Chodziło o jak najbardziej brutalny atak na poziomie emocji, by poprzez emocje zmanipulować ludzi. Pan w debacie TVP mówił z kolei o "bandzie rudego"... - Nie da się porównywać mówienia o "szambie" czy "krwi na rękach" do parafrazy podwórkowego zawołania, które jest na pograniczu żartu, a nie inwektywy. Słowa, które padają pod naszym adresem są nie do porównania do czegokolwiek wcześniej w polskiej polityce. Tusk i Platforma Obywatelska zniszczyli język debaty publicznej do szczętu. Skoro jesteśmy przy debacie. Donald Tusk cytował na niej pańskie słowa sprzed 13 lat, w których popierał pan podniesienie wieku emerytalnego. Zmienił pan pogląd w tej sprawie? - Fakty są takie, że to rząd, w którym byłem, obniżył wiek emerytalny, a Donald Tusk podniósł wiek emerytalny. I choćby nie wiem, jakich sztuczek pan Tusk próbował, jakie słowa sprzed kilkunastu lat cytował, to fakty mówią same za siebie. Owszem, obniżenie wieku emerytalnego oznaczało ubytek w finansach publicznych, ale poprzez naprawę budżetu, jego uszczelnienie znaleźliśmy na to środki. Dlatego też możliwe jest wprowadzenie emerytur stażowych, które proponujemy Polakom. Donald Tusk zwrócił się też do pana słowami: "Zastanawiam się, Mateusz, co się z tobą stało. Jak prosiłeś mnie o pracę, wyglądałeś na człowieka spokojnego i przyzwoitego". Jak to w końcu było z tym doradzaniem Donaldowi Tuskowi? - Pan Tusk w jednym zdaniu powiedział dwa kłamstwa. Po pierwsze, nigdy nie byliśmy po imieniu, a po drugie nigdy nie byłem jego doradcą. Dwa kłamstwa w jednym krótkim zdaniu. Dlaczego mnie to nie dziwi. - A zdanie: "jak prosiłeś mnie o pracę" - pozostawiam do oceny naszym czytelnikom. Miałem wtedy pracę prezesa banku - międzynarodową karierę przed sobą, więc naprawdę nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać, na takie słowa. Był pan członkiem Rady Gospodarczej przy premierze w latach 2010-2012. - Precyzyjnie - do listopada lub grudnia 2011, niecałe dwa lata - mniej więcej w tym czasie ostatni raz pojawiłem się na Radzie. Byłem członkiem Rady Gospodarczej, na której Donald Tusk nigdy lub prawie nigdy się nie pojawił. - Z tego co pamiętam, pojawił się, uwaga, jeden raz, w czasie kiedy ja byłem, co łatwo sprawdzić. A zatem proszę sobie wyobrazić, jak mogło wyglądać moje "doradzanie". Powtórzę, nigdy nie byłem jego doradcą, byłem członkiem Rady Gospodarczej. - Mogę także dodać, że rzeczywiście szkoda, że na wielu ciekawych dyskusjach się wtedy nie pojawił, bo rozmawialiśmy m.in. o uszczelnieniu systemu podatkowego, gdyż już wtedy luka w VAT była czymś bardzo widocznym. Jaki dzisiaj jest najbardziej prawdopodobny scenariusz po wyborach? - Taki, że albo Prawo i Sprawiedliwość wygrywa wybory i ma samodzielną większość i wtedy mamy względny spokój, bezpieczeństwo, kontynuację różnych dobrych projektów, albo możliwy jest scenariusz bułgarski. To oznacza jedne wybory za drugimi, bo skłócona opozycja, opozycja chaosu, opozycja wojująca z prezydentem niczego dobrego Polsce nie przysienie. Czeka nas po prostu permanentny konflikt opozycji z prezydentem i demolka w instytucjach państwowych. Dzisiejsze sondaże nie wskazują na to, by PiS mogło nadal samodzielnie rządzić. Może elektorat PiS nie jest wystarczająco zmobilizowany, by iść głosować. Po stronie opozycji mobilizacja wydaje się większa. - Uważam, że cały czas jest ogromna szansa na nasze samodzielne rządy i o to będę walczył do ostatniej minuty w kampanii wyborczej, tak aby żadne koalicje nie były potrzebne. - Co do mobilizacji, to myślę, że tak było kilka tygodni temu, ale ja bardzo regularnie jeżdżę po różnych miastach, wioskach i miasteczkach w Polsce i muszę powiedzieć, że na szczęście przez ostatnie dwa-trzy tygodnie widzę duże poruszenie wśród naszych wyborców. To napawa mnie optymizmem. I na tej ostatniej prostej zachęcam wszystkich, aby wykonali kilka telefonów dziennie, wysłali kilkanaście SMS-ów dziennie, aby wykręcili Tuskowi numer, aby zmobilizowali tych, którzy niespecjalnie się polityką dotąd interesowali. - Zachęcam też każdego, by rozejrzał się wokół siebie i żeby sobie odpowiedział na pytanie, czy może jest nowy żłobek u niego w mieście, na który nie było szans od 40 lat, a może nowa droga, której nie było 50 lat, a może nowa linia kolejowa, a może został otwarty posterunek policji albo jednostka wojskowa wróciła. Może w szpitalu jest nowe skrzydło wyposażone w najlepszy sprzęt, a może miejsc pracy jest dużo więcej. - A może jakiś nowy przedsiębiorca pojawił się w okolicy? Nowe przedszkole? Wyremontowana szkoła? Nowy sprzęt dla Ochotniczych Straży Pożarnych? A może lokalne zespoły sportowe, taneczne lub koła gospodyń wiejskich dostały wreszcie dofinansowanie na działalność kulturalną? Mógłbym takie pytania mnożyć w nieskończoność. - To jest życie codzienne naszych rodaków i jeśli sobie odpowiedzą na te pytania i uświadomią, ile w ciągu ostatnich siedmiu-ośmiu lat udało się zrobić, a potem porównają do tego, co działo się w poprzednich latach, to wierzę, że ich werdykt wypadnie na naszą korzyść. Czytaj pozostałe wywiady Interii: Rafał Trzaskowski: Prezydent Duda ma szansę na naprawienie swoich błędów Szymon Hołownia: My z Władkiem myślimy 50 lat do przodu Krzysztof Bosak: Nie zgadzam się z wieloma poglądami kandydatów Konfederacji Adrian Zandberg: Nie mam zamiaru wchodzić z brunatnymi do rządu Robert Raczyński: Nie opłacają nas ani kosmici, ani PiS