Marcin Jan Orłowski: 8 marca 2022 roku pan, Artur Dziambor i Jakub Kulesza ogłaszaliście odejście z Konfederacji. Chwilę później prezentowaliście nazwę i zapowiadaliście budowę nowego ugrupowania. Mija rok, partii nie widać w sondażach, a pan ogłasza powrót do macierzy. Skąd taka decyzja? Dobromir Sośnierz: W partii od pewnego czasu trwały bardzo intensywne dyskusje o przyszłości. Moim zdaniem absolutnie przespaliśmy moment, w którym można było wyjść na szersze wody, zbudować pozycję, która pozwalałaby na realne działania. Teraz byliśmy w sytuacji, że trzeba było szukać alternatywnych rozwiązań. Alternatywy? Czyli samodzielny start nie był brany pod uwagę? - Trzeba zdawać sobie sprawę z realiów. Po prostu nie było możliwości samodzielnego startu. Zdaliśmy sobie z tego sprawę za późno i trzeba było szukać rozwiązań. To w konsekwencji nas podzieliło. W oświadczeniu na Facebooku czytamy, że pan i Artur Dziambor mieliście "rozbieżną wizję partii i zdecydowanie niekompatybilne zdolności koalicyjne". Chodzi o współpracę z PSL-em? - Przede wszystkim mieliśmy z Arturem Dziamborem zupełnie inną wizję przyszłości politycznej naszego ruchu. Zapewne można się domyślać, co się za tym kryje. Nie chcę wchodzić w szczegóły, każdy zainteresowany się domyśli, że chodziło przede wszystkim o to, z kim iść do wyborów, jeśli nie możemy sami. To były stanowiska tak odległe, że nie dało się dojść do porozumienia. To koniec Wolnościowców? - To nie jest tak, że Wolnościowcy się rozpadają, tego nie mogę powiedzieć. Na pewno kończą się w takiej formule, w jakiej ta formacja powstawała. Tworzyliśmy to we trzech, a teraz... A teraz pan wraca do Konfederacji. Trudno było podjąć decyzję? - Trzeba sobie powiedzieć jasno. Jeśli chce się być w polityce, to trzeba budować formację, która może coś zmienić w Polsce bądź być członkiem takowej. Można się oszukiwać, być ideowcem w partiach o marginalnym poparciu i mówić o złym systemie. Konfederacja obecnie staje się trzecią siłą polityczną w kraju i po wyborach może być kluczowym ugrupowaniem. Przychodzę tu po to, żeby wzmocnić skrzydło wolnościowe. Ale to jednak dalej Konfederacja, z którą nie chciał pan był łączony - To jest, w pewnym stopniu, inna Konfederacja i to też jest ważne. Ten projekt znacząco się zmienił, jest to widoczne na niemal każdym kroku. Gdy ogłaszaliśmy odejście to była to inna partia niż ta, do której wracam. Siada pan do stolika z Mentzenem. Wydaje się, że nie były to łatwe rozmowy. - Chyba każdy obserwujący szczegółowo politykę rozumie, w jakiej pozycji negocjacyjnej byłem. Rozmawialiśmy o powrocie do partii, z którą wcześniej nie chcieliśmy mieć nic do czynienia. Wiadomo, że było to trudne, ale też nie polegało to na tym, że musiałem przepraszać. Widziałem już te komentarze sugerujące, że "Sośnierz jak zbity pies". Cóż, po prostu na drugi raz muszę inaczej się zaprezentować na zdjęciu. Absolutnie tak nie było. Doszliśmy do porozumienia bez sugerowanego "kajania się". Zobacz też: Niemiecki dziennik ocenia Konfederację. "Od chuliganów do partii środka" W komunikacie Sławomira Mentzena czytamy, że wystartuje pan z okręgu siedleckiego. To była jedyna propozycja czy były jakieś alternatywy? - Trzeba sobie zdawać sprawę z czasu, w którym wracam. Najlepsze miejsca, najbardziej atrakcyjne okręgi były już rozdane. Otrzymałem propozycję okręgu siedleckiego, który wydawać się może trochę abstrakcyjny. Cóż, trzeba sobie zdać sprawę z miejsca w którym się znajduje i zacząć pracę. Nic innego mi nie pozostaje, jak walczyć o wyborców. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!