Ogromna skala korupcji w rosyjskiej armii. Żołnierze "kupują" kontuzje i urlopy
Urlop, rotacja, kontuzje wykluczające z walk - wszystko to żołnierze rosyjskiej armii mogą "wykupić" u swoich przełożonych. Okazuje się, że w trakcie trwającej wojny w Ukrainie skala korupcji w rosyjskich Siłach Zbrojnych urosła do niebotycznych rozmiarów.
O skandalicznych "zabiegach finansowych" stosowanych wśród wojskowych informuje "Nowa Gazeta Europa", powołując się na rozmowy z matką byłego więźnia zwerbowanego do oddziału "Burza" walczącego na Ukrainie.
Informacje uzyskane przez dziennikarzy potwierdził także anonimowy oficer z oddziałów strzelców zmotoryzowanych.
Jak przekazano, syn kobiety, która udostępniła informacje mediom, chwali się, że jego oddział od dawna nie bierze udziału w walkach z przeciwnikiem. Dzieje się tak dzięki wielomilionowym łapówkom, które żołnierze płacą swoim dowódcom.
- Nawet ludzie, którzy mają karty bankomatowe wydawane przez Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej (przyznawane więźniom werbowanym na front w celu otrzymywania pensji - red.) praktycznie nie widzą pieniędzy, bo ciągle muszą uciekać się do łapówek i prezentów dla generałów. "Burza" stoi w miejscu od sześciu miesięcy - relacjonował.
Wojenny cennik za "usługi"
Jak twierdzi oficer jednostek strzelców zmotoryzowanych w rozmowie z dziennikarzami "Nowa Gazeta Europa", wśród personelu wojskowego istnieje cennik "usług", które można wykupić od dowódców.
Dla przykładu "kontuzja" wykluczająca z walk kosztuje od 10 do 50 tysięcy dolarów. Za rotację z pola walki lub przeniesienie na inną część frontu należy zaś zapłacić od 500 do 3 tys. dolarów.
O łapówkach w rosyjskiej armii informował, jeszcze przed rozpoczęciem wojny, obrońca praw człowieka Serhij Krywenko. Już wówczas mundurowi płacili za unikanie rozkazów, zwolnienia czy urlopy.
- Przekupstwo lub ucieczka z jednostki często staje się jedyną szansą na uratowanie życia i zdrowia żołnierza - przyznał.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!