28-letni Krystian jeszcze na początku pandemii płacił 2000 zł za wynajem kawalerki na warszawskim Mokotowie. - Teraz płacę 2800 zł czynszu, do tego dochodzą jeszcze woda, prąd, gaz i internet - wydatki niezbędne. Z racji panującej drożyzny, coraz więcej wydaję też na jedzenie. W ostatnim czasie kwota ta przekracza 1500 zł miesięcznie. Doliczając do tego abonament w telefonie, dwie platformy streamingowe, bilet miesięczny na komunikację miejską i spłatę pożyczki gotówkowej - mam ponad 5000 zł wydatków - wymienia mężczyzna. I wyznaje: - Bywają miesiące, kiedy faktycznie kończę z groszami na koncie i oczekuję wypłaty, mocno zaciskając pasa. Nie ukrywa, że życie w pojedynkę jest finansowo trudne. - Zdecydowanie bardziej opłaca się mieszkanie z kimś, choćby dlatego, że wszystkie rachunki dzielone są na minimum dwie osoby, można też wspólnie uzupełniać domowe zapasy. Mowa nie tylko o jedzeniu, ale i o środkach czystości, chemii czy ewentualnej interwencji hydraulika. Moi znajomi, którzy zarabiają mniej ode mnie, a mieszkają wraz ze swoimi partnerkami, nie mają większych problemów z dopięciem miesięcznego budżetu - zauważa. Inflacja dobiła budżet singla Krystian dużo lepiej radził sobie, zanim inflacja zaczęła szaleć. - Potrafiłem zaoszczędzić jakieś środki na wakacje, mimo że to były czasy przed moim awansem i zarabiałem mniej. Teraz ceny poszybowały nieproporcjonalnie w górę w stosunku do płac - ocenia. - Z powodu inflacji mocno ograniczyłem wyjścia towarzyskie, poza spacerami czy spotkaniami na kawę w sieciówce. Muszę ponadto odkładać pieniądze na płatne zabiegi medyczne lub stomatologiczne, nie mogę sobie pozwolić na to, by zapłacić za nie "ot tak" - a one także drożeją - podkreśla 28-latek z Warszawy. Dwukrotnie musiał zaciągać drobne pożyczki gotówkowe w sytuacjach nagłych. - Jedną udało mi się spłacić dzięki otrzymanej podwyżce w pracy. Gdyby nie awans, pewnie nie mógłbym już pozwolić sobie na mieszkanie samemu. Szukałbym kogoś do wspólnego wynajmu - dodaje. Życie z miesiąca na miesiąc Milena również mieszka w Warszawie, ma 31 lat. Płaci 2100 zł miesięcznie za najem kawalerki i jak sama przyznaje, jest to cena bardzo atrakcyjna. Na jedzenie wydaje około 1200 zł. W jej stałych wydatkach znajduje się też abonament do kina (45 zł), multisport (55zł) i koszty komunikacji, czyli karta miejska plus od czasu do czasu taksówka z aplikacji od 100 do 200 zł miesięcznie. Ubrania kupuje rzadko, rzeczy do domu też. Do tego nie chodzi do kosmetyczki. 31-latka jeszcze w ubiegłym roku wynajmowała pokój w mieszkaniu z innymi osobami. - Z opłatami zamykałam się w 1000 zł. I pamiętam, że w pandemii, przy niższych zarobkach niż mam teraz, udało mi się oszczędzić. Więc faktycznie czuję, że te opłaty które wynoszą mnie dwa razy więcej są sporym ubytkiem na budżecie - dodaje. Nie ukrywa, że chodzi na koncerty, do teatru, a raz na dwa miesiące wyjeżdża za granicę. Ale robi to po kosztach, szukając tanich biletów i śpiąc w hostelach lub u znajomych. - Oczywiście mogłabym te pieniądze odłożyć, ale co to by było za życie? No i to są niewielkie kwoty, więc musiałabym odkładać naprawdę długo, żeby coś z nimi zrobić. A moim celem na pewno nie jest odkładanie na mieszkanie, bo przy obecnych cenach kredytów nie chciałam się podjąć takiego zobowiązania - podkreśla Milena. Żyje więc z miesiąca na miesiąc. "Nikt nie sprzedaje porcji dla singli" Milena zauważa, że nie dość, że kosztów związanych z mieszkaniem nie dzieli z nikim innym, to jeszcze przez inflacje czuje, że wydaje dużo więcej na jedzenie. I dodaje: - Jak żyje się samemu i robi zakupy tylko dla siebie, to dużo jedzenia się marnuje. Bo przecież nikt nie sprzedaje porcji dla singli. - Mam też problem z naprawami w mieszkaniu. Muszę płacić za coś, co zapewne ogarnęłaby druga osoba, bo ja jestem roztrzepana i po prostu płacę za swoją głupotę - śmieje się Milena. I ocenia: - Finansowo jest trudniej być singlem. I choć myślę, że wiele par jest ze sobą ze względów ekonomicznych, to mi to nie odpowiada i nie chcę się wiązać z kimkolwiek. 31-latka mimo wszystko uważa, że jest w dobrej sytuacji i sobie radzi. - Ale jak ktoś jest jeszcze młodszy, na początku swojej zawodowej kariery, zarabia mniej niż średnia krajowa i chce wynająć coś sam w dużym mieście, to prawie połowa jego pensji pójdzie na opłaty mieszkaniowe. A to już niebezpieczne - ocenia Milena. Ponad połowa pensji na wynajem W takiej sytuacji jest Weronika z Tychów. Ma 21 lat, jest magazynierką, ma umowę zlecenie i stawkę godzinową, więc i zarobki różne, ale nie przekraczające 3700 zł. Wynajmuje kawalerkę. - Wszystkich opłat wychodzi mi zazwyczaj około 2000 zł. Najwięcej wydaję na zakup żywności i chemii gospodarczej, rachunki za zakupy na kilka dni potrafią opiewać na kwoty w okolicach 200 zł, zaznaczając przy tym, że nie wybieram najdroższych z możliwych opcji w sklepach - mówi Weronika. W jej miesięcznych wydatkach są również opłaty za szkołę i ubezpieczenie oraz subskrypcje za kanały streamingowe - łącznie ok. 200zł. - Na oglądanie filmów w domu przerzuciłam się kilka miesięcy temu, bo wyjścia do kina zaczęły za bardzo ukruszać budżet. Zrezygnowałam też z kosmetyczek wszelkiej maści, bo przez takie wydatki przestało mi wystarczać na podstawowe potrzeby gdy nadchodził koniec miesiąca. Zrezygnowałam również z siłowni, bo ceny karnetów poszły w górę i był to kolejny wydatek ponad moje miary - wymienia 21-latka. Przyznaje, że zdarza się, że pieniędzy brakuje jej już po dwóch tygodniach od wypłaty. - Muszę się wtedy zapożyczać u znajomych i rodziny, przez co kolejna wypłata również się uszczupla przez spłacanie później tych długów - wskazuje. - Kilka razy na przestrzeni ostatnich miesięcy musiałam zrezygnować z wykupienia lekarstw w aptece przy chorobie, bo po prostu nie było mnie na to stać. Żadne wielkie niespodziewane wydatki jeszcze na szczęście mi się nie przydarzyły. Jedynie jakieś pilne wizyty u dentysty na które też niestety w ostateczności musiałam kilka razy pożyczyć pieniądze - przyznaje. Bez wsparcia państwa - Niestety nie tak sobie wszystko wyobrażałam, nie miałam pojęcia, że w pojedynkę będzie aż tak ciężko się utrzymać - mówi 21-letnia Weronika. I dodaje: - Jest to trochę przykre, że jako osoba pracująca, ale mieszkająca samotnie nie mam żadnych możliwości uzyskania jakiejkolwiek pomocy od państwa. Milena dodaje: - O singlach nikt nie myśli. Programy rządowe ze wsparciem kredytowym promują pary. Więc kupić samemu mieszkanie jest niemal niemożliwe. A szukanie czegoś na wynajem też jest frustrujące - mam wrażenie, że dla wynajmujących mieszkania pary wydają się być bardziej wypłacalne i chętniej je wybierają. I zaznacza: - Sporo moich znajomych singli planując większe wydatki musiało sobie dorabiać. Brali dodatkowe zlecenia, udzielali korepetycji. Mimo że pracują w korporacjach i mają dobre zarobki. Po prostu singlom jest trudniej. Krystian podsumowuje: - Mimo, że mam wykształcenie, pracuję od 19. roku życia, płacę uczciwie podatki - nie mogę liczyć na żadną pomoc od państwa. To frustrujące, ponieważ czuję się jak obywatel gorszej kategorii od kogoś, kto nie pracuje, a ma dzieci. Nie jestem przeciwnikiem programu 500 plus, ale nie popieram podwyższenia kwoty tego świadczenia. Są inne grupy społeczne, które nie otrzymują żadnego wsparcia, a rodzice nie dość, że dostają, to obiecano im jeszcze wyższą sumę. Czytaj też: 1300 zł i żadnych warunków? Kiedy Polacy dostaną te pieniądze? Skromny budżet częściej u singla, niż w parze Według badania dla Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor przeprowadzonego w lutym, 24 proc. żyjących samotnie Polaków ma skromny budżet, a w parach mówi o tym jedynie 16 proc. ankietowanych. I częściej dla singli, niż dla par, finanse są powodem stresu. Autorzy badania zwrócili uwagę, że choć singiel wydaje na co chce, jest jednak zazwyczaj zdany wyłącznie na siebie i obciążony wyższymi kosztami życia. "Trudniej mu zaciągnąć kredyt, a utrata pracy wiąże się z dużo wyższym stresem, niż w przypadku osób żyjących w związkach, gdzie przetrwanie przerwy w zatrudnieniu zwykle ułatwiają dochody partnera lub partnerki" - zaznaczono. Ze stwierdzeniem "pieniędzy nie wystarcza nawet na najpilniejsze potrzeby" identyfikuje się niecałe 4 proc. osób żyjących w związkach, ale już 6 proc. singli. Z kolei sformułowanie "by wystarczyło na życie musimy odmawiać sobie wielu rzeczy" jest prawdziwe dla niecałych 13 proc. badanych mających drugą połówkę i dla ponad 17 proc. osób żyjących samodzielnie. Imiona bohaterów zostały zmienione.