Renata Beger: Przyrzekam, że już nigdy nikogo nie nagram
- We wtorek Jarosław Kaczyński nas zlekceważył. A nie jestem taka zła, na jaką wyglądam. Nigdy nie zrobiłabym krzywdy swojemu rozmówcy. Przyrzekam też, że już nigdy nikogo nie nagram. A jeśli się i tego boją, to mogę oddać telefon i torebkę. Porozmawiajmy, nie jestem potworem - mówi Interii Renata Beger, była posłanka Samoobrony, która dziś staje po stronie hodowców i rolników. - Jak tylko prezydent podpisze tę ustawę, to widły będą stały non stop przed moim wejściem. Kupię nowe, żeby się z daleka świeciły - ostrzega.
Łukasz Szpyrka, Interia: We wtorek, gdy pojawiła się pani z rolnikami przy Nowogrodzkiej, znów poczuła pani "to coś"?
Renata Beger: - To była potrzeba chwili. Zawsze, jak jest niepokojąca sytuacja, niebezpieczeństwo, to jadę z rolnikami i im pomagam.
Jakie widzi pani dziś niebezpieczeństwo?
- Ta ustawa może zniszczyć ok. 350 tys. gospodarstw. W ślad za tym idą ubojnie, ich pracownicy i cała branża. Nie można niszczyć gospodarki. Przeanalizowałam konsekwencje, a norki amerykańskie utylizują odpady zwierzęce i rybne. Jeżeli nasi hodowcy będą musieli je zlikwidować, to nie będziemy mieli utylizacji, bo najbliższe takie zakłady są w Niemczech. I to my będziemy im za to płacić. Zapłaci za to każdy, bo na pewno żywność zdrożeje. To prosta sytuacja - każdy dostanie po kieszeni. Nie cierpię hipokrytów, którzy celowo grają na emocjach.
Kto jest hipokrytą?
- Ludzie, którzy na pokaz kochają zwierzęta, którzy twierdzą, że się nimi opiekują. We wtorek, gdy szłam na Nowogrodzką przed tym protestem, słyszałam bardzo głośno wyjącego psa. Dwa-trzy budynki przed siedzibą PiS. Nikogo to nie interesowało. Dla mnie to hipokryzja, gdy walczy się o prawa zwierząt, a chodzi się w skórzanych butach i skórzanych kurtkach. To hipokryzja.
Jarosław Kaczyński jest hipokrytą?
- Trudno odpowiedzieć na to pytanie.
- Broń Boże! Współpracował kiedyś z Andrzejem Lepperem. Dla mnie, kiedy objął tekę ministra rolnictwa, to tak, jakby wrócił Andrzej Lepper. Człowiek konkretny, z ogromnym doświadczeniem. Wie czego chce i co mówi. Oczywiście każda partia każdego polityka będzie próbowała trzymać za lejce.
I spotkała go kara. Został zawieszony w prawach członka PiS, bo głosował przeciw tej ustawie.
- Ta ustawa to pomieszanie z poplątaniem. Prawdziwy kogel-mogel. Wszystko wrzucono do jednego worka. Nie wiem, czy celowo. Są tam np. jakieś pseudoorganizacje, pseudoinspektorzy, którzy mogą wchodzić na prywatną posesję. Mówię twardo: już raz tu byli i wiedzą, że u mnie żartów nie ma.
Co to znaczy?
- Oni wiedzą doskonale, a sprawa jest w sądzie. Więcej do mnie nie wrócą. Jak tylko prezydent podpisze tę ustawę, to widły będą stały non stop przed moim wejściem. Kupię nowe, żeby się z daleka świeciły. Jest wolność gospodarcza i nikt nie ma prawa wchodzić na moją własność.
Jest pani hodowcą norek?
- Nie, i nie mam żadnego interesu w tym, by pomagać tym ludziom. Kilka lat temu w miejscowości Rościn poproszono mnie o pomoc w sprawie norek. Byłam tam. Faktycznie, norki uciekały, nie było szczelnego ogrodzenia, pełno much i szczurów. Pracownicy nie otrzymywali pensji, a norki nie były dobrze karmione. Okazało się, że właścicielem jest Duńczyk. Udało się zlikwidować tę hodowlę. Widziałam też inne, prowadzone przez naszych hodowców. Norki są niesłychanie zadbane, pięknie utrzymane. Na zachodzie cieszą się na tę ustawę i już liczą zyski.
W Polsce mówią natomiast, że Renata Beger zaczęła mówić jednym głosem z Konfederacją.
- Renata Beger mówi swoim głosem. Nie interesuje mnie ani Konfederacja, ani PiS, ani nikt inny. To głupie gadanie i szukanie dziury w całym. Jak będę chciała, to wrócę. Ale póki co ma być porządek w rolnictwie.
Rozważa pani powrót?
- Jeśli będę chciała, to wrócę. Są ludzie w Warszawie, którzy przyjechali do mnie przed poprzednimi wyborami i zaproponowali start. Odmówiłam. Jestem bardzo uparta i jeśli w mojej głowie zrodzi się pomysł, by coś zmienić, to znajdę partnerów do współpracy. Ale to ja muszę chcieć, a nie dziennikarze czy politycy.
Czuje się pani autorytetem polskiej wsi?
- Tak bym tego nie określiła. Ludzie odzywają się do mnie regularnie, szczególnie wtedy, gdy media o mnie przypomną. Zawsze chętnie pomagałam, w miarę możliwości. Dziś miałam telefon z Niemiec, wczoraj też dzwoniła pani, która miała kłopot z przykrymi zapachami dochodzącymi z gospodarstwa sąsiada. Staram się doradzać i pomagać.
Schlebia to pani?
- Z natury jestem skromna i spokojna. Każdy człowiek chce być potrzebny. A wiara chrześcijańska mówi, że nie żyjemy dla siebie, ale dla drugiego człowieka.
I tego drugiego człowieka mogłaby pani reprezentować w Sejmie lub choćby w "ulicznej" polityce.
- Jeżeli jest potrzeba, to nie myśli się z kim, po co i dlaczego. Idzie się realizować cel. W Warszawie teraz był m.in. Michał Kołodziejczak i inne środowiska.
Bo środowisko rolnicze wydaje się podzielone. Za waszych czasów Samoobrona jednoczyła znaczną część polskiej wsi.
- To były inne czasy. Cieszyłam się, że mieliśmy takiego przywódcę. Andrzej był bardzo wartościowym człowiekiem i nigdy o nim nie zapomnę. Teraz pojawiam się czasem, by pomóc rolnikom. Ja tak naprawdę nic już nie muszę. Mogłabym np. odejść na emeryturę, ale nawet jej nie biorę.
Dlaczego?
- Bo czuję się mężczyzną.
Co to znaczy?
- W Warszawie są ludzie, którzy czują się kobietami, to dlaczego ja nie mogę czuć się mężczyzną? Czuję się mężczyzną i nie idę na emeryturę. Pójdę jak skończę 65 lat. Dobrze się czuję, siły są, więc wciąż będę pracować.
Jak odbiera pani dzisiejszy świat polityki z perspektywy tych kilkunastu lat, odkąd pani nie ma?
- Jest stanowczo gorszy. Kiedy wchodziliśmy do parlamentu mówiono, że przyszli tam ludzie, delikatnie mówiąc, nieogarnięci. Zarzucano nam wiele. To, co dzieje się teraz, przechodzi pojęcie. Kto tam jest? Jak oni się wypowiadają? Gdy w prywatnej rozmowie, która została nagrana, powiedziałam, że "gówno mnie to obchodzi", robiono ze mnie potwora. Dziś przekleństwa są wymawiane publicznie. To jest żenada. Jestem zdegustowana takim postępowaniem. Muszę tłumaczyć wnukom, jaki ci ludzie mają przekaz. Jedynie pokazują, jak walczyć ze sobą, jak wulgarnie mówić i jak nie szanować drugiego człowieka.
Wspomniała pani o nagraniu, ale było też inne, głośniejsze - z Adamem Lipińskim. Dobrze znany pani polityk właśnie przechodzi do NBP, przestanie być wiceprezesem PiS, przestanie być posłem, będzie zarabiał ok. 50 tys. zł miesięcznie.
- Jeżeli jest do tego przygotowany, ma kwalifikacje, to gratuluję. Jeśli pyta mnie pan o tamtą rozmowę, to robił wtedy to, co musiał. Wykonywał rozkazy. Każdy członek partii jest jak żołnierz, wykonuje rozkaz.
Rozmawialiście państwo o tej sytuacji po latach?
- Nie. Nie mam też do niego absolutnie żalu. Obawiam się, że to on może mieć żal do mnie, ale też do siebie. Ja wtedy mówiłam, że nie będę rozmawiała z nikim innym, tylko z Jarosławem Kaczyńskim.
I się pani nie doczekała. Tak jak we wtorek.
- We wtorek Jarosław Kaczyński nas zlekceważył. A nie jestem taka zła, na jaką wyglądam. Prezes Kaczyński jest bardzo inteligentnym człowiekiem, za to go szanuję i podziwiam. A jeżeli mam partnera, to z każdym mogę się dogadać. Byłabym wdzięczna, gdyby zechciał ze mną porozmawiać i wyjaśnić pewne sprawy. Nie chciał, więc jest mi z tego powodu przykro. Tym bardziej, że jestem byłym posłem, a być może i przyszłym.
Może trzeba było krzyknąć na tej Nowogrodzkiej, wzorem Andrzeja Leppera, "Kaczyński musi odejść!"?
- To się jeszcze nie skończyło, to dopiero początek protestów. Wszystko jeszcze może się wydarzyć. Jedno jest pewne - tyle policji nie widziałam nigdy. To niewyobrażalne. Przecież można poprosić, nawet w asyście policji, ze dwie, trzy osoby do pokoju prezesa, żeby porozmawiać. Nigdy nie zrobiłabym krzywdy swojemu rozmówcy. Przyrzekam też, że już nigdy nikogo nie nagram. A jeśli się i tego boją, to mogę oddać telefon i torebkę. Porozmawiajmy, nie jestem potworem. Mam nadzieję, że prezes Kaczyński się zastanowi.
Rozmawiał Łukasz Szpyrka