"Dwa miesiące temu obiecałem, że przygotuję prezydenckie projekty, które będą usuwały i zmieniały elementy, z którymi się nie zgodziłem. Jednym z tych elementów była ogromna władza prokuratora generalnego-ministra sprawiedliwości nad Sądem Najwyższym. Ta obietnica została zrealizowana" - powiedział prezydent Andrzej Duda podczas poniedziałkowego wystąpienia. Czy oczekiwany efekt rzeczywiście został osiągnięty i jakie są ewentualne scenariusze dla przyszłości prezydenckich projektów? Sprawdźmy. Ukłon w stronę PiS? W zawetowanej przez prezydenta ustawie o Sądzie Najwyższym największe wątpliwości wzbudzał fakt, że PiS chciało przenieść w stan spoczynku wszystkich sędziów SN. Ta "czystka" spotkała się z wielkim oporem, także ze strony prezydenta, który uznał propozycję za niekonstytucyjną. Co zaproponował w zamian? Prezydent chce, aby kadencja sędziów kończyła się w momencie, gdy skończą oni 65. rok życia. Kiedy sędzia skończy 65 lat i dalej będzie chciał orzekać, będzie mógł ubiegać się o przedłużenie kadencji u prezydenta. Sędzia będzie zobowiązany przedstawić zaświadczenie o stanie zdrowia, na podstawie którego prezydent zdecyduje o losach jego kandydatury. Ustawa precyzuje także czas, w którym sędzia musi złożyć stosowne oświadczenie. Jednak tym sposobem prezydent Duda poniekąd kłania się PiS. Dlaczego? Warto spojrzeć na obecny skład SN. Wielu spośród sędziów zasiadających w tym organie to osoby, które zgodnie z propozycją prezydenta, niebawem będą musiały przejść w stan spoczynku. Pomysł PiS zostaje więc częściowo zrealizowany. - Jest to próba pogodzenia sprzecznych wymagań. PiS oczekuje radykalnych zmian w stylu reformy sądownictwa, jakiej dokonał Orban. Prezydent jednak nie chciał przerwania kadencji wszystkich sędziów SN. Nowa propozycja jest więc poniekąd oparta na zasadzie: wilk syty i owca cała. Chociaż oczywiście i co do tego rozwiązania są pewne wątpliwości - wskazuje w rozmowie z Interią dr hab. Jarosław Flis. Pytanie pojawia się jednak przy funkcji Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Zgodnie z konstytucją, Pierwszego Prezesa SN powołuje na 6-letnią kadencję prezydent. Od 2014 roku funkcję tę pełni Małgorzata Gersdorf. Jednocześnie, Gersdorf kończy 65 lat 22 listopada 2017 roku. Jak zatem przepis o 6-letniej kadencji ma się do przepisu o przechodzeniu w stan spoczynku w wieku 65 lat? "Osoba powołana na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego może zajmować to stanowisko tylko do czasu przejścia w stan spoczynku, przeniesienia w stan spoczynku albo wygaśnięcia stosunku służbowego sędziego Sądu Najwyższego" - głosi ustawa. W taki sposób prezydent omija zapis konstytucji o 6-letniej kadencji i pozbawia obecną prezes pewności w kwestii dalszego zatrudnienia. Zaproponowaną przez prezydenta zmianą byłoby także wprowadzenie skargi nadzwyczajnej. Mogliby taką skargę wnosić obywatele za pośrednictwem np. prokuratora generalnego, RPO, czy grupy 30 posłów lub 20 senatorów. KRS pod wielkim znakiem zapytania Oprócz zmian w SN, prezydent pochylił się także nad propozycjami dotyczącymi Krajowej Rady Sądownictwa. Podczas swojego wystąpienia, prezydent poświęcił temu zagadnieniu mało czasu, a kolejne wydarzenia spowodowały, że wokół KRS powstało ogromne zamieszanie. Przypomnijmy, że zgodnie z założeniami prezydenta, członków KRS ma wybierać Sejm większością 3/5 głosów. To rozwiązanie od początku nie podobało się PiS, gdyż wymaga ono większej liczby posłów niż większość sejmowa Zjednoczonej Prawicy posiada. "W przypadku gdy w terminie dwóch miesięcy Sejm nie wybierze kandydatów większością 3/5 głosów, to wówczas wyboru, spośród kandydatów zgłoszonych Sejmowi, dokona prezydent" - zaproponował Andrzej Duda. Duda uznał jednak, że propozycja ta... jest niezgodna z konstytucją i postanowił temu zaradzić. "Złożę projekt zmiany konstytucji, by nie było wątpliwości, czy takie rozwiązanie jest konstytucyjne" - wskazał. I zaczęły się kłopoty. - W działaniu prezydenta jest niemało chaosu. Brakuje spokoju. A to dość zaskakujące, bo pozycja prezydenta jest dość pewna. Przez kolejne trzy lata będzie głową państwa i nikt mu tego nie odbierze. Z jednej strony prezydent ma więc formalne powody do pewności, a z drugiej w jego działaniach nie widać, że wszystko jest pod kontrolą - ocenia dr hab. Jarosław Flis. Ekspert wskazuje także, że zmiany w konstytucji są zbędne i przytacza zapisy art. 187: Krajowa Rada Sądownictwa składa się z: 1) Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, Ministra Sprawiedliwości, Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego i osoby powołanej przez Prezydenta Rzeczypospolitej, 2) piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych, 3) czterech członków wybranych przez Sejm spośród posłów oraz dwóch członków wybranych przez Senat spośród senatorów. Krajowa Rada Sądownictwa wybiera spośród swoich członków przewodniczącego i dwóch wiceprzewodniczących. Kadencja wybranych członków Krajowej Rady Sądownictwa trwa cztery lata. Ustrój, zakres działania i tryb pracy Krajowej Rady Sądownictwa oraz sposób wyboru jej członków określa ustawa. - Ten przepis (piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych - przyp. red.) nie wskazuje, kto ma wybierać tych piętnastu członków. Domniemanie, że to sami sędziowie się wybierają, może być poddawane w wątpliwość. Dosłownie rzecz odczytując, to kto wybiera sędziów do KRS można uregulować ustawą - tłumaczy. Polityczny festiwal Wróćmy jednak do poniedziałkowych wydarzeń. Po ogłoszeniu swoich pomysłów, prezydent zaprosił przedstawicieli klubów parlamentarnych na spotkanie jeszcze tego samego dnia. Podczas rozmów nie doszło jednak do porozumienia w kwestii zmiany konstytucji. Opcja awaryjna w postaci decydującego głosu prezydenta nie przeszła. - Wszystkie działania wokół tych propozycji są rozgorączkowane. Ruchy prezydenta były dość niepoważne. Obok tego PO, która chce pokazać swoje nieprzejednanie. Takie działanie raczej im się do tej pory nie opłacało - mówi dr hab. Jarosław Flis. Pojawiła się jednak opcja awaryjna numer 2. Jeden poseł - jeden głos. O co chodzi? Otóż każdy poseł będzie musiał zagłosować tylko na jednego kandydata do KRS. Do obsadzenia przez Sejm jest 15 stanowisk. W momencie, w którym jednocześnie trzeba wybrać całą piętnastkę, posłowie z danego ugrupowania dzielą się na umówione wcześniej grupy i głosują za jednym kandydatem zapewniając mu wejście w skład KRS. W taki sposób PiS miałoby oczywiście najwięcej "swoich" sędziów w KRS, ale reszta ugrupowań też dostałaby kawałek tego tortu. Politycy mówią, że to pluralizm. Ale niestety jest to tylko smutna rzeczywistość polityczna. Wspomniany "pluralizm" mógłby przy takim rozwiązaniu zaistnieć tylko wtedy, gdy Sejm wybierałby jednocześnie wszystkich piętnastu członków KRS. Wobec tego na dniach musiałoby dojść do wygaśnięcia kadencji wszystkich obecnych sędziów. "Wspólna kadencja nowych członków Rady, wybieranych spośród sędziów, rozpoczyna się z dniem następującym po dniu, w którym dokonano wyboru ostatniego z nich. Członkowie Rady poprzedniej kadencji pełnią swoje funkcje do czasu rozpoczęcia wspólnej kadencji nowych członków Rady" - głosi nowelizacja ustawy o KRS, którą we wtorek opublikowała Kancelaria Prezydenta. Wygląda więc na to, że prezydent nie pozostawił wątpliwości, co do przyszłości piętnastu obecnych sędziów KRS. Scenariusze Podstawowe pytanie brzmi dziś: Co dalej? Wiemy na pewno, że propozycji prezydenta nie przyjmuje przychylnie nawet jego rodzima partia. Wypracowany na spotkaniu z przedstawicielami klubów pomysł "jeden poseł-jeden głos" został nazwany "dyskusyjnym" przez szefa klubu PiS Ryszarda Terleckiego. Takich zmian nie popierają także partie opozycyjne. Z propozycji Dudy zadowoleni są jedynie przedstawiciele Kukiz’15, którzy przekonywali, że wiele spośród ich propozycji znalazło się w rozwiązaniach przedstawionych przez głowę państwa. Poparcie Kukiz’15 to jednak za mało, żeby zmiany weszły w życie. - Teraz wszystko zależy od poziomu oczekiwań PiS. Nurt radykalny w tym obozie uważa, że jakiekolwiek ustępstwo na rzecz "kasty", to zdrada. Jeśli jednak prezydent wykaże się determinacją, to tego typu głosy nie będą miały znaczenia - wskazuje ekspert. - Póki co prezydent okazał się niewzruszony na groźby i prośby. Stanowisko Andrzeja Dudy nie zmieniło się jakoś znacząco względem tego, co zapowiadał podczas informacji o wetach. Myślę jednak, że ta "gra" będzie się przeciągać - dodaje.