Glucksmann: Pozbycie się Husajna - priorytetem
Żyjemy w epoce szalejących biesów. CNN powinna być dubbingowana fragmentami powieści Dostojewskiego. Lepiej zrozumielibyśmy wtedy nową epokę, w której żyjemy od czasów pamiętnych zamachów terrorystycznych w USA. Lepiej zrozumielibyśmy też międzynarodową burzę wokół potencjalnej wojny w Iraku - mówi w wywiadzie dla RMF jeden z najsłynniejszych europejskich filozofów Andre Glucksmann.
W Polsce opublikowano właśnie zbiór esejów Andre Glucksmanna "Dostojewski na Manhattanie". W swoich rozważaniach francuski myśliciel ostrzega, że wkraczamy w epokę triumfującego nihilizmu, kultu nicości, które zapowiadał sto lat temu rosyjski pisarz Fiodor Dostojewski w "Biesach".
Marek Gładysz: W jakiej epoce żyjemy? Jaka jest nasza cywilizacja?
Andre Glucksmann: Nihilizm jest przeciwieństwem cywilizacji. Jego niezwykle groźną siłą jest łamanie zakazów, które istniały we wszystkich cywilizowanych społeczeństwach od zarania naszych dziejów - a przede wszystkim zakazu ślepej przemocy jako reguły nadrzędnej. Nie było żadnej cywilizacji, żadnej rozwiniętej kultury, w której wszystko można było osiągnąć nagą siłą, na zasadzie: zabijam i niszczę wszystko, co mi się żywnie podoba.
Marek Gładysz: Żyjemy więc w epoce triumfującego nihilizmu?
Andre Glucksmann: W strategicznym układzie sił na świecie coraz bardziej liczą się kraje, których jedynym kapitałem jest możliwość wyrządzania szkód. Stało się to szczególnie jasne po pamiętnych zamachach terrorystycznych z 11 września. Dlaczego np. Putin jest zapraszany na szczyty najbardziej uprzemysłowionych państw świata? Rosyjska ekonomia jest przecież w nie najlepszym stanie. Rosja stanowi jednak drugą pod względem wielkości potęgę atomowa na świecie, eksportuje masę broni i może zaszkodzić, komu zechce. Może sprzedawać technologie jądrową czy okręty podwodne z napędem nuklearnym Pakistanowi, Iranowi albo choćby Libii. I na tej potencjalnej szkodliwości polega teraz jej status "mocarstwa". Dawniej, wielkimi mocarstwami stawały się kraje, które potrafiły stworzyć wysoce cywilizowane społeczeństwa o wspólnych korzeniach kulturowych. Tak było w przypadku wielkich europejskich monarchii: Francji, Anglii, Hiszpanii, cesarstwa Austro-Wegierskiego, jak również - przez pewien czas - Polski. Mocarstwa te były jednocześnie w stanie obronić się przed atakami wrogów. Dzisiaj bardziej liczy się siła potencjalnego niszczenia niż tworzenia cywilizacji.
Marek Gładysz: Przykład Osamy bin Ladena?
Andre Glucksmann: Oczywiście. Bin Laden chce stać się szefem muzułmanów nie dzięki stworzeniu lepszego społeczeństwa, lecz dzięki sile niszczenia wroga, którą pokazał na Manhattanie. Saddam Husajn chciał zawładnąć Kuwejtem nie po to, żeby mieć więcej ropy naftowej, bo ma jej u siebie tyle, ile zapragnie. Chciał pokazać, że potrafi zniszczyć sąsiada i zyskać jak największy potencjał destrukcyjny w całym regionie Zatoki Perskiej. Następnym etapem byłaby Arabia Saudyjska, która ma nie tylko ropę i inne bogactwa, ale przede wszystkim Mekkę - święte miejsce pielgrzymek muzułmanów, co jest bezcennym symbolem w świecie islamu.
Marek Gładysz: Problemem Iraku jest rozbrojenie czy Saddam Husajn?
Andre Glucksmann: Pozbycie się Saddama Husajna powinno być - moim zdaniem - naszym głównym priorytetem. Jest on bowiem bezsprzecznie jednym z najbardziej krwawych tyranów na świecie, który wyrósł - z jednej strony - na ideologii nazistowskiej, a z drugiej - na fascynacji Stalinem, któremu składał hołdy. Jego kariera zaczęła się od zabicia strzałem w głowę politycznego wroga jednego z jego kuzynów. Nie zapominajmy, za jego rządów wymordowanych zostało aż pół miliona Kurdów i ćwierć miliona szyitów. To przede wszystkim kat własnego ludu.
Marek Gładysz: Czy agenci CIA i innych służb specjalnych powinni poczytać Dostojewskiego, żeby lepiej zrozumieć to, co się stało 11 września?
Andre Glucksmann: (Śmiech) Zachęcanie agentów CIA do czytania Dostojewskiego wydaje mi się syzyfową pracą. Nikt chyba nie jest w stanie ich do tego zmusić! Podobnie zresztą jak i rosyjskich służb specjalnych, chociaż Dostojewski był przecież Rosjaninem. Chodzi mi głownie o to, że 11 września był czymś niezmiernie ważnym. Europa źle robi traktując te zamachy jako "przypadek", o którym można szybko zapomnieć. Trzeba bowiem przeanalizować ten "przypadek" w szerszym kontekście historycznym. I wtedy zdamy sobie sprawę, że istnieje ciągłość ideologiczna od czasu pierwszych rosyjskich nihilistów, którzy chcieli rozprawić się z całą Rosją ogniem i krwią. Od tego czasu koncepcja ta aż do dnia dzisiejszego, do terrorystycznych zbrodni nie przestała się rozwijać. Istnieje bowiem wspólny mianownik wszystkich niszczycielskich ideologii, takich jak teraz islamski ekstremizm, a wcześniej: komunizm i faszyzm. Ten wspólny mianownik brzmi: "Wszystko mi wolno - teraz i tutaj". Jako bojowników "wyższej sprawy" mogę dokonać zbrodni przeciwko ludności cywilnej w imię "świetlanego jutra". W przypadku marksizmu, "świetlane jutro" miało oznaczać koniec wyzyskiwania ludu pracującego, w przypadku hitleryzmu - królowanie wyższej rasy, a w przypadku islamskiego ekstremizmu - raj Allacha. "Świetlane jutro" nigdy nie następuje, ale w praktyce nie ma to żadnego znaczenia, bo liczy się to, co dzieje się "tu i teraz". A tu i teraz: "Zabijam i niszczę, co chcę."
Marek Gładysz: W przypadku islamskich terrorystów chodzi o nihilizm czy o religijny fanatyzm?
Andre Glucksmann: Powróćmy do tajemniczego Stawrogina z "Biesów" Dostojewskiego. Kim on tak naprawdę jest? Człowiekiem wiary? Po prostu cynikiem? Nie wiadomo. Kto wie tak naprawdę, kim tak jest teraz bin Laden? Nikt do końca nie wie. Wiadomo, że w młodości nie był zbyt wierzący, lubił tańce i zabawy itd., tak czy inaczej na obrzeżach każdej religii jest miejsce na nihilizm.
Marek Gładysz: Prezydent Francji Chirac, który jako przeciwnik wojny w Iraku jest kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla, jest popierany głownie przez Rosję i Chiny. Czy sytuacja nie staje się trochę surrealistyczna...?
Andre Glucksmann: To nie tylko surrealistyczne, ale bardzo niepokojące i wcale nie zabawne. Francja, która szuka sojuszników w Moskwie i Pekinie przeciwko Waszyngtonowi! Żeby pozyskać sobie Putina, Chirac zgadza się na targi "coś za cos": "Ty dasz mi swój głos w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, a ja ci dam ciche błogosławieństwo na mordowanie Czeczenów do woli!". Uważam, że jest to obrzydliwe. Dołączają do nich Chiny, które celują w represjach przeciwko ludności Tybetu. Czy można tę trójce nazwać "osią dobra", osią pokoju", "osią moralności"? Co to wszystko znaczy?! Ktoś sobie z nas kiepsko żartuje! To bardzo smutny spektakl. Chciałbym, żeby uświadomili to sobie ludzie, którzy manifestują poparcie dla Francji na ulicach stolic Europy. Kłopot polega na tym, że władze Stanów Zjednoczonych wcale nie są lepsze. Rywalizacja o poparcie ze strony Rosji jest obrzydliwym spektaklem, którego aktorzy przychodzą do Putina oferując mu na tacach roztrzaskane czaszki Czeczenów! To, co się dzieje w Czeczenii, przypomina coraz bardziej zbrodnie ludobójstwa. Wystarczy policzyć na placach. Był milion Czeczenów. W ciągu 10 lat zginęło ich od 100 tys. do 300 tys. - nie wiadomo dokładnie. Wiadomo natomiast, że - jak tak dalej pójdzie - ludności Czeczenii grozi całkowita zagłada. Ta sytuacja jest niezwykle groźna, bo powoduje tam brak nadziei - a co za tym idzie szerzenie się islamskiego ekstremizmu i bandytyzmu.
Marek Gładysz: Czyli to raczej tam można się obawiać pojawiania się nowych bin Ladenów, a nie np. w Iraku?
Andre Glucksmann: Można się tego obawiać wszędzie. Ale wystarczy sobie przypomnieć historię Afganistanu. Sowiecka armia - czyli w praktyce ta sama armia rosyjska co w Czeczenii - wkracza do Afganistanu, wszystko niszczy i zabija prawdopodobnie około miliona ludzi - nie wiadomo ciągle dokładnie. Najpierw w ruinach zaczynają rządzić gangsterzy, później fanatycy, talibowie, bin Laden i wszystko kończy się zamachami na Manhattanie. I teraz świat pozwala Putinowi na powtórzenie afgańskiego scenariusza w Czeczenii, co jest kolosalną głupotą. Bo tamtejsza wojna, prawdziwa wojna, w końcu kiedyś eksploduje nam wszystkim prosto w twarz!