Ciało 11-letniej Magdy Czechowskiej zakopane niedaleko jeziora Chańcza odkrył przypadkowy turysta spacerujący ze swoim psem. Słowa wypowiedziane przez księdza Sławomira do dziś pozostają aktualne. Mimo przesłuchania wielu świadków, wykonania kilku procesowych eksperymentów, do tej pory morderca nastolatki pozostaje nieuchwytny. Największa zagadka kryminalna woj. świętokrzyskiego To jedna z najbardziej tajemniczych spraw kryminalnych w historii województwa świętokrzyskiego. Mimo upływu 16 lat najważniejsze pytanie pozostaje bez odpowiedzi. 11-letnia Magda Czechowska z Kielc była niewysoką blondynką o niebieskich oczach. Uczyła się w Zespole Szkół Ogólnokształcących numer 26 w Kielcach. Była najstarsza z trójki rodzeństwa, ułożona, grzeczna, pomocna. Uwielbiała zwierzęta, w szczególności konie. Miała problemy zdrowotne, chorowała na astmę. Nastolatka wolne chwile lubiła spędzać w towarzystwie swojej 15-letniej cioci - Elizy. Mama Magdy i Eliza były siostrami, ale między nimi była spora różnica wieku. 3 lipca 2007 r. Magda bardzo chciała zobaczyć się z Elizą i pojechać z nią do stadniny koni na obrzeżach Kielc. Mama nastolatki początkowo nie chciała się na to zgodzić. Magda jednak nalegała. Tłumaczyła, że za dwa dni wyjeżdża na wakacje nad morze i nie zobaczy się z Elizą przez dłuższy czas. Ten argument zaważył, a dziewczyna dostała zgodę. Magda i Eliza Dziewczynki pojechały do stadniny autobusem. Mama nastolatki dała ultimatum: w domu ma być o godz. 19, a Eliza ma ją odprowadzić pod same drzwi. Kiedy zbliżała się wyznaczona pora, babcia Magdy zatelefonowała do jej mamy. Poinformowała, że dziewczyny wrócą później, ponieważ klacz się oźrebiła. Dziewczynki miały być tym zafascynowane. Babcia Magdy, która znała właściciela stadniny, powiedziała, że odwiezie on dziewczynki do centrum miasta. Rzeczywiście tak się stało, a potwierdza to miejski monitoring zabezpieczony przez śledczych. Mężczyzna wysadził dziewczynki przy ul. Hipotecznej. Wraz z Magdą i Elizą była jeszcze ich 12-letnia koleżanka Aleksandra. Dziewczynki po tym, jak wysiadły z samochodu, ruszyły w stronę deptaku znajdującego się przy ulicy Sienkiewicza, a następnie poszły w stronę skrzyżowania z ulicą Paderewskiego. Tutaj nastolatki się rozdzielają. Eliza, mimo że obiecała odprowadzić Magdę pod blok, nie robi tego. Dziewczyna od skrzyżowania z ulicą Paderewskiego w kierunku osiedla Czarnów idzie już sama. Do pokonania ma m.in. tunel pod dworcem kolejowym. Kamera monitoringu rejestruje nastolatkę ostatni raz o godzinie 20.43, kiedy ta podąża w stronę wyjścia przy ulicy Mielczarskiego. Do tego momentu wszystko jest jasne. Kilkaset metrów dzieli miejsce, gdzie kamery po raz ostatni uchwyciły dziewczynkę żywą, do bloku, w którym mieszkała. Na nagraniu widać, że Magda idzie tunelem. Ma na sobie różową koszulkę, dżinsy i sportowe buty. Przed nią idą dwie kobiety, za nią jedna. Dopiero po latach śledczym uda się ustalić, kim była ta idąca za nastolatką. Magda nie wraca do domu Kiedy zapadł wieczór, a Magda nie pojawiła się w domu, jej mama zadzwoniła do Elizy. Dziewczyna już spała. Mama Magdy zapytała ją, gdzie jest jej córka. Według relacji kobiety Eliza rozłączyła się. Później Eliza stwierdziła, że odprowadziła Magdę pod dom, by za chwilę zmienić wersję: przekazała mamie Magdy, że towarzyszyła siostrzenicy do tunelu kolejowego. Kolejna wersja była taka, że dziewczyny rozstały się na ulicy Jagiellońskiej. Wersje się zmieniały, a Eliza przez lata nigdy nie wytłumaczyła mamie Magdy, czym było to spowodowane. W 2016 r. dziennikarz śledczy "Interwencji" Polsatu Rafał Zalewski dotarł do Elizy. Dziewczyna wyznała mu, że dręczą ja wyrzuty sumienia. - Nigdy w życiu sobie tego nie wybaczę, że jej nie odprowadziłam. A nuż, może by się nic nie stało. W ostateczności obydwie byśmy nie żyły. Wtedy przynajmniej nie miałabym wyrzutów sumienia - opowiedziała dziennikarzowi. Tak rozmowę telefoniczną z Elizą relacjonowała mama Magdy. "Mówiła, że wróciły już dawno. Najpierw twierdziła, że z jeszcze jedną koleżanką odprowadziły Magdę do domu na ulicę Jagiellońską. Potem, że to ta koleżanka przeprowadziła moją córkę przez tunel. Wreszcie przyznała, że rozstały się na ulicy Sienkiewicza, nieopodal zejścia do tunelu" - opowiedziała dziennikarzowi "Echa dnia". Tuż po rozmowie z Elizą mama Magdy razem z sąsiadem zaczęła poszukiwania córki na własną rękę. Kiedy te nie przyniosły rezultatu, tuż po godz. 23 zawiadomiła policję. Wysoka nagroda Informacja o zaginięciu dziewczynki szybko przedostała się do mediów. "Policja użyła psów tropiących. Niestety padał deszcz, co niemal uniemożliwiło wytropienie przez zwierzęta śladu dziewczynki. Policja przeszukała cały rejon wokół dworca oraz ulice prowadzące na osiedle Czarnów, gdzie mieszka Magda. Sprawdzano studzienki kanalizacyjne, piwnice i bajorka w rejonie zaginięcia. Przeszukano wszystkie drogi, którymi 11-latka mogła wracać do domu" - pisała 5 lipca 2007 r. "Gazeta Wyborcza". Dzień później dziennikarze poinformowali, że komendant wojewódzki policji w Kielcach wyznaczył 5 tys. zł nagrody za pomoc w znalezieniu sprawcy. Kolejne 30 tys. złotych dorzucił ówczesny prezydent Kielc Wojciech Lubawski. Zdjęcie dziewczynki pokazywano w telewizji, drukowano w prasie, a setki policjantów przeszukiwały Kielce, wypytując przechodniów, czy nie widzieli nastolatki. Sprawa stała się medialna, a to spowodowało, że śledczy z Kielc dostawali bardzo dużo informacji. Ktoś widział dziewczynkę w Tarnowie, inny na Helu. Z powodu szumu informacyjnego panował duży chaos, a policjanci musieli sprawdzić każdy trop. Wszystkie z nich okazały się jednak ślepymi zaułkami. Kilka dni po zaginięciu śledczy dotarli do osoby, która podrzuciła ważny trop. Świadek tamtego wieczora przebywał w okolicy dworca kolejowego. Z jego opowieści wynikało, że Magda wyszła z tunelu przy ulicy Mielczarskiego, podeszła do dwóch mężczyzn stojących przy ciemnym vanie i zaczęła z nimi rozmawiać. Jedna z wersji mówi o tym, że mógł to być opel zafir, druga - że citroen Picasso. Informacja ta jednak nie przedostała się od razu do opinii publicznej. Dopiero rok po zniknięciu Magdaleny ujawnił ją dziennikarz śledczy Michał Fajbusiewicz. W sprawę zaangażował się jasnowidz Krzysztof Jackowski. Do Kielc przyjechał również Krzysztof Rutkowski. Detektyw skrytykował policjantów, zaproponował nagrodę za informację o losie dziewczynki. Odnalezienie ciała Mężczyzna wyszedł ze swoim psem na spacer. Nad jezioro Chańcza przyjechał z Małopolski na wakacje. Akwen oddalony jest od Kielc o ok. 60 kilometrów. Był 26 lipca 2007 r. Podczas spaceru niedaleko drogi łączącej Raków z Szydłowem natrafił na wystającą z ziemi nogę. Pod ziemią przysypane było ciało, a na górze ktoś położył gałązkę jałowca. Zwłoki były ukryte ok. półtora kilometra od asfaltowej drogi. DNA pobrane od mamy Magdy potwierdziło, że znajdujące się w ziemi ciało należy do jej córki. Zwłoki dziewczynki były pozbawione odzieży, znajdowały się w płytkim dole i były okaleczone przez zwierzęta. Medycy sądowi ustalili, że Magda zmarła pomiędzy 16 a 19 lipca. Oznacza to, że po zniknięciu żyła jeszcze około dwa tygodnie. Dziewczyna został uduszona, a morderca zasłonił jej usta i nos dłonią lub poduszką. Biegłym udało się ustalić, że dziewczyna jadła przed śmiercią fasolkę, którą bardzo lubiła. To, jak twierdzą śledczy, może być ważnym znakiem. Dla sprawcy lub sprawców, zdaniem niektórych policjantów, Magdalena w jakiś sposób była ważna. Zależało im na tym, żeby dobrze ją traktować. Wyniki sekcji zwłok wskazują również, że Magda nie była pod wpływem narkotyków lub alkoholu. Śledczy uznali również, że do morderstwa doszło na tle seksualnym. Policja po odnalezieniu ciała dziewczyny wyznaczyła nagrodę 20 tys. złotych za pomoc w ustaleniu sprawcy morderstwa. Jednak żadna z przekazanych informacji nie doprowadziła do przełomu. Ostatecznie śledztwo zostało umorzone w listopadzie 2008 roku. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl