Kamilek z Częstochowy był maltretowany, bity, przypalany czy sadzany na rozgrzanym piecu przez ojczyma Dawida B., którego oskarżono o usiłowanie zabójstwa. Ledwo żyjącego chłopca uratował jego biologiczny ojciec, który wezwał pogotowie. Chłopca przetransportowano śmigłowcem do szpitala w Katowicach, gdzie walczy o życie. U dziecka stwierdzono oparzenia jednej czwartej powierzchni ciała i nieleczone złamania, które mogły pojawić się nawet miesiąc wcześniej. Ze śledztwa wynika, że już dużo wcześniej w częstochowskiej rodzinie działo się źle. Od 2021 roku rodzina była objęta opieką pracownika socjalnego. Było w niej tak dużo problemów, że alarmowano, iż dzieci powinny trafić do rodzin zastępczych. Złożono taki wniosek do sądu, jednak został odrzucony. W komunikacie Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej z 7 kwietnia czytamy jednak, że: "Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Częstochowie podczas całego procesu pracy z rodziną nie posiadał, z żadnego źródła, informacji o tym, iż dziecko mogło doświadczać jakiejkolwiek formy przemocy fizycznej". Pokazano zdjęcia zmaltretowanego Kamilka. "Doszło do wypadku" Na Facebooku na profilu Szczyty Alienacji Rodzicielskiej opublikowano zdjęcia ośmioletniego Kamilka. Zrobiono je 8 i 20 marca. Na jednym widać, że chłopczyk ma pękniętą wargę, na drugim złamaną prawą rękę oraz zasiniony lewy policzek. "I teraz zestawcie sobie państwo te zdjęcia z wczorajszą wypowiedzią rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Częstochowie, Pana Bogacza, który przed kamerami stwierdził, że nie było w tej rodzinie w ogóle mowy o problemie przemocy wobec dzieci" - czytamy w poście. Opublikowane zdjęcia postanowił skonfrontować z opinią dyrekcji szkoły "Super Express". Zapytano o rozbitą wargę i złamaną rękę w kontekście podejrzeń o przemoc domową, możliwość weryfikacji prawdziwości słów matki, która mówiła o wypadku oraz o obowiązujące procedury.W piśmie odesłanym "Super Expressowi" czytamy, że matka złożyła pisemne wyjaśnienie, iż dziecko potknęło się o próg i wywróciło przed wyjściem do szkoły. Kolejnego dnia nauczyciel nakazał udanie się do lekarza. Dziecku założono gips. "Po zdarzeniu Kamil wziął udział w zajęciach z psychologiem. W dniu 17.03.2023r wychowawca klasy wykonał telefoniczną rozmowę z pracownikiem socjalnym informując ją, że uczeń ma rękę w gipsie i przekazał informacje o jego funkcjonowaniu po powrocie do szkoły. Gips z ręki został zdjęty u ucznia 21.03.2023r i w tym dniu Kamil był nieobecny w szkole. Szkoła opiera się na informacjach przekazanych przez rodzica bądź opiekuna, a w sytuacjach kiedy rodzina jest pod opieką innych instytucji kontaktuje się z w/w informując o zdarzeniu" - napisano. Zmaltretowany 8-latek walczy o życie. Szkoła odpowiada Dyrekcja szkoły opisała także procedurę, jaką stosuje w przypadku podejrzenia przemocy. Zaznaczono, że rozpoczyna się od wezwania rodziców lub opiekunów, następnie składają oni pisemne oświadczenia. Na kolejnych etapach szkoła informuje o zdarzeniu instytucję wspierającą rodzinę, kieruje dziecko na rozmowę z psychologiem, a w przypadku powtarzających się zdarzeń zgłasza sprawę do policji i sądu rodzinnego z prośbą o wyjaśnienie.Z materiału "Super Expressu" dowiadujemy się, że częstochowska szkoła w stosunku do ośmioletniego Kamilka zastosowała tę procedurę jeden raz. Ojczym przyznał się, że bił dziecko, oblewał je wrzątkiem i przypalał na piecu. Dawidowi B. postawiono zarzuty dotyczące m.in. usiłowania zabójstwa dziecka poprzez polewanie go wrzątkiem i umieszczenie na rozgrzanym piecu. Kobietę prokuratura podejrzewa o narażenie chłopca na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia oraz udzielenie partnerowi pomocy w znęcaniu się nad dzieckiem. Zarówno ojczym, jak i matka przyznali się do winy. Matka miała nie reagować na zachowanie swojego partnera, bo się go bała. Tutaj dodasz swój komentarz!