"Baliśmy się. Jedyna myśl była taka, żeby uratować życie" - mówi jeden z więźniów. Większość z pojmanych ma około 20 lat, najmłodszy to 19-latek. Atak Ukrainy zaskoczył go na posterunku 500 metrów od granicy "Nic nie widziałem, bo byłem pod ziemią, cała ziemianka już się paliła i dymiła, a potem latały i strzelały drony" - opowiada Unianowi. Chłopak podkreślił, że nigdy wcześniej nie brał udziału w działaniach wojennych. Obwód kurski. Walki zawodowców z poborowymi Rosyjscy wojskowi mówią też, że z ich perspektywy wejście do bitwy było głupotą. W obwodzie kurskim stacjonowali przede wszystkim poborowi, którzy musieli mierzyć się z zawodowym wojskiem Ukrainy. "W zasadzie nikt się nie spodziewał, że wszyscy zostaniemy wzięci do niewoli, że będzie jakaś ofensywa, że będziemy musieli uciekać. Nikt o tym nie myślał" - podkreśla poborowy Gimaletdinow. Ma 20 lat. Opowiada, że kiedy jego dowódca zdał sobie sprawę z ataku, kazał żołnierzom na piechotę uciekać do lasu. Niewiele to dało, kilka godzin później Ukraińcy ich okrążyli i wzięli do niewoli. Rozkaz ucieczki do lasu wspomina też inny wojskowy, który miał wyjątkowego pecha. Siergiej Korobow służył na posterunku kilka kilometrów od granicy, ale do wojska został zmobilizowany zaledwie 30 dni wcześniej. Nie spodziewał się, że trafi do rejonu przygranicznego. "Myślałem, że poborowi służą gdzieś w głębi Rosji, gdzieś w pułkach" - opowiada. "Teraz jestem pewien, że poborowych trzeba pilnie rotować. Właściwie nie powinno nas tu być. Nie walczyliśmy, nie strzelaliśmy ani razu" - mówi dalej. Kursk. Z karabinami na czołgi i atak na przedszkole Z kolei 32-letni pogranicznik opowiada, że dostali rozkaz postępowania "stosowanie do sytuacji", ale wydano im jedynie broń maszynową i granatniki. "Czekaliśmy na piechotę, kilka osób, wejście sabotażowe. Ale nikt się nie spodziewał kolumny czołgów" - relacjonuje. Unian nie precyzuje, gdzie przetrzymywani są rosyjscy jeńcy. Wymienia natomiast nazwisko 22-latka, który pochodzi z Groznego i służył w jednostce kadyrowców. Akraman Maschabow jest jednym z więzionych żołnierzy czeczeńskiego batalionu. Z jego słów wynika, że jedynym zadaniem oddziału była obrona granicy. "Zostałem zmobilizowany, nie pytali mnie czy tego chcę, czy nie, nie dali mi wyboru, ja nie przyszedłem dobrowolnie" - twierdzi mężczyzna. Maschobow twierdzi również, że widział, jak rosyjska artyleria ostrzelała przedszkole w obwodzie kurskim. "Nie sądziliśmy, że to tutaj było na przykład atak na przedszkole, na ludność cywilną. Nie sądziliśmy, że nasi będą strzelali do cywilów. Nie widziałem tego w telewizji" - stwierdził. Źródło: Unian ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!