"The Economist": Dlaczego Zełenski może cieszyć się ze zwycięstwa Trumpa
W Kijowie rozczarowanie Joe Bidenem sięgnęło zenitu, a wielu wysokich ukraińskich urzędników po cichu liczyło na zwycięstwo republikańskiego miliardera - nawet w obliczu widma ucięcia pomocy wojskowej. Choć całkowite "sprzedanie" Ukrainy przez Donalda Trumpa jest mało prawdopodobne, to jako polityk transakcyjny prawdopodobnie zażąda od niej czegoś w zamian.
Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski "The Economist", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1843 r. i należy do najpopularniejszych na świecie magazynów poświęconych tematyce politycznej i biznesowej. Ma opinię jednego z bardziej wpływowych tytułów prasowych na świecie. Tygodnik od samego początku niezmiennie trzyma się liberalnego kursu.
Powrót Donalda Trumpa do Białego Domu w teorii przypomina największy ukraiński koszmar. Nowy prezydent USA konsekwentnie odmawiał bowiem potępienia inwazji Władimira Putina. Jak się wydaje, podziwia styl rządzenia rosyjskiego dyktatora, a raz nawet próbował szantażować Ukrainę wstrzymywaniem pomocy wojskowej.
Jest więc sporym zaskoczeniem - oraz wskaźnikiem pogorszenia się sytuacji w ciągu ostatnich miesięcy - gdy okazuje się, że wielu wysokich rangą ukraińskich urzędników liczyło na zwycięstwo Donalda Trumpa. Postawieni przed wyborem: albo dalsze podtrzymywanie egzystencji, albo prezydent z "dziką kartą", który może złamać dotychczasowe zasady i prawie na pewno uciąć wsparcie - byli gotowi zaryzykować.
Donald Trump wraca do Białego Domu. Co to oznacza dla Ukrainy?
Prezydent Wołodymyr Zełenski szybko poparł Trumpa, nie szczędząc republikaninowi ciepłych słów.
"Z niecierpliwością czekamy na erę silnych Stanów Zjednoczonych pod zdecydowanym przywództwem prezydenta Trumpa" - napisał w serwisie X (dawnym Twitterze, obecnie prowadzonym przez protrumpowskiego miliardera Elona Muska). I nie to był tylko spin. Prywatnie sztab Zełenskiego jest coraz bardziej sfrustrowany tym, co określa mianem "samoodstraszania" administracji Bidena. Chodzi o prowadzący do paraliżu strach przed eskalacją przy rosnącej rozbieżności między retoryką "stania za Ukrainą tak długo, jak będzie to konieczne" a działaniami, które sugerują coś zupełnie innego.
Odmowa udzielenia Ukrainie pozwolenia na użycie amerykańskich pocisków dalekiego zasięgu do uderzeń na terytorium Rosji, chroniczne opóźnienia w dostawach pomocy wojskowej (nawet już zatwierdzonych pakietów) i niezdolność do zaoferowania solidnych gwarancji bezpieczeństwa są coraz częściej postrzegane jako słabość i hipokryzja. Zwycięstwo Trumpa może więc dać Zełenskiemu furtkę do wyjścia z tego, co w najlepszym wypadku przypomina krwawy impas, a w najgorszym - porażkę.
Podczas swojej kampanii wyborczej Trump obiecał zakończyć wojnę Rosji z Ukrainą w ciągu 24 godzin. Nikt - być może nawet sam Trump - nie wie, na czym tak naprawdę polega jego plan pokojowy. Na razie więc ukraińscy urzędnicy pracują w oparciu o dwie publicznie ogłoszone strategie.
Pierwsza - związana z kandydatem Trumpa na wiceprezydenta USA, J.D. Vance'em - doprowadziłaby do zamrożenia konfliktu na obecnych liniach frontu i zmuszenia Ukrainy do neutralności, bez zapewnionych gwarancji bezpieczeństwa czy ograniczeń wobec Putina.
Drugi plan, preferowany przez Ukrainę, został przedstawiony przez byłego sekretarza stanu Trumpa, Mike'a Pompeo, na łamach "Wall Street Journal". Skupia się on na wzmocnieniu wsparcia wojskowego i finansowego, jako środka odstraszającego dla Moskwy, przy jednoczesnym utrzymaniu otwartej perspektywy dla członkostwa Ukrainy w NATO. Wiele może zależeć od tego, do którego planu Trump będzie bardziej zachęcany.
Plan pokojowy Donalda Trumpa. Jak zamierza zakończyć konflikt?
Całkowite "sprzedanie" Ukrainy przez Trumpa jest mało prawdopodobne - nie tylko ze względu na opinie w jego własnym republikańskim mateczniku. Na pewno nie będzie chciał podpisać się pod jej klęską. Z drugiej jednak strony, jako polityk transakcyjny, Trump prawdopodobnie zażąda od Ukrainy czegoś w zamian. Może to być na przykład dostęp do jej zasobów naturalnych.
O wiele mniej zależeć mu będzie na jakichkolwiek liberalnych wartościach. Jak sugeruje Wadym Prystajko, minister spraw zagranicznych w czasie skandalu szantażowego "Ukrainegate" w 2019 r., Wołodymyr Zełenski powinien robić wszystko, co w jego mocy, aby narzucić nowej administracji USA własną logikę. Tymczasem Trump cały czas pracuje nad swoimi rozwiązaniami.
Zmiana w Waszyngtonie następuje również w trudnym momencie dla ukraińskiej armii. Po roku zmagań z - przeprowadzoną mimo ogromnych kosztów - rosyjską ofensywą, w której tylko w tym roku zginęło ponad 57 tys. Rosjan, Ukraina odnotowała najgorszy miesiąc pod kątem strat terytorialnych od 2022 r. Bilans wynosi około 620 km kw., choć to tylko 1 proc. przedwojennej powierzchni kraju.
Rosjanie posuwają się naprzód w wielu miejscach, przyspieszając swoje natarcie. Wycofanie się ukraińskich sił ze strategicznego wzniesienia wokół miasta Kurachowe w obwodzie donieckim wydaje się być kwestią czasu. Wówczas rosyjska armia miałaby otwartą drogę do sąsiedniego obwodu dniepropetrowskiego jeszcze przed końcem roku, co miałoby fatalny wpływ na ukraińskie morale.
W obliczu kryzysu zaufania na linii społeczeństwo-armia-przywódcy polityczni Ukraina ma trudności z uzupełnieniem strat na polu bitwy poborem, osiągając zaledwie dwie trzecie swojego celu. Tymczasem Rosja uzupełnia swoje straty rekrutacją opartą na lukratywnych kontraktach, bez konieczności powrotu do masowej mobilizacji. Jak przyznaje wysoki rangą ukraiński dowódca wojskowy, na niektórych z najgorszych odcinków frontu, nastąpił już spadek morale. Źródło w ukraińskim sztabie generalnym sugeruje, że prawie jedna piąta żołnierzy opuściła swoje stanowiska.
Wojna w Ukrainie. Złe wiadomości z frontu. Świat patrzy na Kurachowe
Nic nie wskazuje jednak na to, by ukraińscy żołnierze mieli rezygnować z walki w szerszym zakresie. Na razie posiadają wystarczająco dużo broni, aby stawiać opór, i wystarczająco dużo terenu, na którym mogą to robić - jeśli sytuacja uległaby pogorszeniu. Ukraina wciąż ma też w perspektywie o wiele więcej amerykańskiej broni, która ma zostać dostarczona.
Tymczasem Rosja boryka się z własnymi problemami, m.in. wysoką inflacją, która może dać się we znaki w przyszłym roku. Wszystko wskazuje jednak, że najpierw "dostanie się" Ukrainie, możliwe, że w ciągu około sześciu miesięcy.
Trump bez wątpienia wolałby mieć gotową ofertę pokojową wcześniej - przypuszczalnie do czasu, gdy wróci za swoje biurko w gabinecie owalnym 20 stycznia. Niewiadomą pozostaje Putin. Źródła bliskie rosyjskiemu przywódcy wysyłają sprzeczne sygnały w kwestii jego gotowości do negocjacji: jednego dnia sugerują gotowość do zamrożenia działań wojennych wzdłuż obecnej linii frontu; innego dnia naciskają na coś w rodzaju kapitulacji Ukrainy.
Jedno ze źródeł ostrzega, że - przez wzgląd na "skomplikowane kwestie" - szybkie porozumienie pokojowe jest "nierealne". Co więcej, Putin sądzi, że to jego siły wygrywają, a mając Ukraińców w defensywie, może mieć rację. "To logiczne, że będzie dalej naciskał" - mówi ukraińskie źródło w służbach bezpieczeństwa. "Ale sukces militarny bywa zwodniczy. Nigdy nie można być pewnym, co wydarzy się jutro".
Putin będzie miał swój własny sposób negocjacji. W związku z tym, że temperatury w Ukrainie oscylują obecnie wokół zera, Rosja wznawia swoją kampanię, której celem jest zniszczenie dużej części ukraińskiej infrastruktury energetycznej. Ataki te z pewnością będą się nasilać. "Będą próbowali coś zrobić" - mówi Prystajko. "Zniszczyć sieć, spróbować zabić przywódców. Najbliższe trzy miesiące będą straszne".
Tekst przetłumaczony z "The Economist"© The Economist Newspaper Limited, London, 2024
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł, śródtytuły, lead oraz skróty pochodzą od redakcji
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!