22 listopada 1963 roku. W teksańskim Dallas wizytę składa John F. Kennedy. Buduje poparcie przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Chce się ubiegać o reelekcję. Jego współpracownicy obawiali się tej wizyty. Wiedzieli, że prezydent demokratów będzie musiał zmierzyć się z wyborcami stanu zdominowanego przez republikanów. Jednak wizyta przebiega nadspodziewanie dobrze. Kennedy'ego i jego żonę - uroczą Jackie - na ulicach witają tłumy. Prezydent jest w swoim żywiole. Wita się z ludźmi w odsłoniętej limuzynie lincolna. Kolumna składa się z pięciu pojazdów. Najpierw dwa samochody secret service, potem kabriolet Kennedy'ego, następnie kolejne auto agentów ochrony i na końcu limuzyna wiceprezydenta Lyndona Johnsona. Po godzinie 12:00 kolumna rusza główną ulicą miasta - Main Street. *** W tym samym czasie, na szóstym piętrze magazynu książek na rogu Houston i Elm Street, podniósł się kurz. Całe piętro wypełnione jest pudłami, a między nimi cicho jak kot krąży Lee Harvey Oswald. W końcu zajmuje pozycję. Wybiera okno na rogu budynku. Chowa się za pudłami. Nawet gdyby teraz ktoś tu wszedł, nie zauważy go. A Oswald wszedł bez problemu, to jego miejsce pracy. W dłoniach trzyma karabin snajperski Mannlicher-Carcano włoskiej produkcji. *** Przed magazynem rozciąga się Dealey Plaza. Ni to plac, ni ogród. Rozległy trawnik, na którym teraz stoją gapie i czekają, by zobaczyć prezydenta. Po to tej samej stronie ulicy, na której znajduje się magazyn książek, na przejazd kolumny czeka krawiec z Dallas - Abraham Zapruder. Ma ze sobą niewielką kamerę, którą chce uwiecznić wizytę Kennedy'ego. Klatki jego filmu wkrótce staną się najważniejszym dowodem kryminalnym w USA. Około godziny 12:30 kolumna dociera na Dealey Plaza. Wyjeżdża z ulicy Main, skręca w Houston i dalej w lewo, na Elm Street. Pada pierwszy strzał. Na filmie Zaprudera widać, że ludzie wokół nie reagują, jeszcze nie wiedzą, co się dzieje. Zdają sobie z tego sprawę tylko dwie osoby. Oswald i Kennedy, który podnosi ręce do szyi. Tam trafiła pierwsza z kul. Jackie Kennedy powoli odwraca głowę w stronę męża. Podnosi ręce i próbuje pomóc. Wtedy pada kolejny strzał. Kula rozrywa czaszkę prezydenta. Kiedy John Kennedy trafił do szpitala, nie miał wyczuwalnego pulsu. Lekarze wykonali tracheotomię, by ułatwić oddychanie. Walczyli o jego życie przez pół godziny, ale była to walka nierówna, z góry przegrana. Po godzinie 13:00 doktor Kemp Clark wyszedł z sali operacyjnej i oświadczył, że 35. prezydent Stanów Zjednoczonych nie żyje. Interesuje cię ten temat? Więcej reportaży i ciekawostek historycznych znajdziesz TUTAJ Komisje, śledztwa, kolejne śmierci Śmierć Kennedy'ego od lat owiana jest teoriami spiskowymi, bo dalszy ciąg zdarzeń jest co najmniej niezwykły. Zabójcę prezydenta szybko wykryto i choć stawiał opór, ujęto. Niespodziewanie jednak, dwa dni po zamachu, podczas transportu aresztanta, z tłumu dziennikarzy wybiegł powiązany z mafią Jack Ruby i strzelił w brzuch Oswalda. Zabójca prezydenta zmarł w tym samym szpitalu, co jego ofiara. Zabójca zamachowca został skazany na karę śmierci, ale nie wykonano jej, bo zmarł na raka. Działały różne organy, które miały wyjaśnić okoliczności zdarzenia. Najważniejszy z nich to komisja, której przewodniczył Earl Warren - prezes Sądu Najwyższego. Ustalono, że Oswald działał sam, bo był zagorzałym marksistą i chciał się zapisać na kartach historii. Ruby też miał działać sam, a motywacją miała być zemsta. Jednak jak pokazują przez lata prowadzone badania, większość Amerykanów w to nie wierzy i skłaniają się raczej do teorii o zorganizowanym zamachu. Zamach na życie Kennedy'ego wciąż jest bolesnym i ważnym wydarzeniem. Gasnące światło w Dallas W każdy weekend przed starym magazynem książek w Dallas gromadzi się kolejka. Urządzono tu Muzeum Szóstego Piętra - miejsca, z którego padły tragiczne w skutkach strzały. W muzeum zgromadzono liczne przedmioty związane z zamachem oraz osobiste należące do Oswalda. Jest np. jego obrączka, którą wykonano w ZSRR. Jest też karabin, identyczny jak ten, z którego strzelał Oswald. Jedna z sal jest natomiast poświęcona filmowi Zaprudera i na zdjęciach pokazano, klatka po klatce, przebieg zamachu. Najważniejsze jest jednak okno. Stąd strzelał zamachowiec i tak jak przed dekadami, to jedno okno przysłonięte jest stosami pudeł na książki. Z kolejnego mamy niemal identyczny widok na Dealey Plaza. Na ulicy widać białe znaki "X", którymi zaznaczono, gdzie padły tragiczne strzały. Po wyjściu z muzeum spotykam starszego mężczyznę i chwilę rozmawiamy. Jest rodowitym Teksańczykiem. - O tak, po zamachu wiele ludzi patrzyło na Dallas z niechęcią. Źle im się kojarzyło. Dla mnie Kennedy był prezydentem nowych czasów, możliwości. Nowej nadziei. I tutaj w Dallas ta nadzieja zgasła - mówi. - To niesprawiedliwe. Ale cóż, takie jest życie - dodaje smutno.