- Postępowanie toczy się. Muszą być wykonane wszystkie czynności - wskazywała w rozmowie z Interią prok. Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Przypomnijmy, 44-letni Grzegorz Borys jest podejrzany o zabójstwo swojego sześcioletniego syna. Mężczyzna ukrywał się przed służbami. Wydano za nim europejski nakaz aresztowania. W obławie brało udział ok. 1000 funkcjonariuszy policji, straży pożarnej, Straży Granicznej i Żandarmerii Wojskowej. Ostatecznie jego ciało odnaleziono 6 listopada w gdyńskim zbiorniku wodnym Lipusz. Na głowie Grzegorza Borysa ujawniono wtedy ranę postrzałową głowy. Sprawa Grzegorza Borysa. Nie znaleziono ważnego dowodu Śledczy czekają na wszystkie opinie, które zostały zlecone w tej sprawie. Chodzi m.in. o stanowisko grafologa w sprawie odręcznie napisanego listu. Grzegorz Borys napisał w nim: "Przepraszam za wszystko, wszyscy jesteście bestiami". Wawryniuk przyznała, że "wyjaśniane są motywy, jakimi kierował się podejrzany". Rzeczniczka prasowa potwierdziła, że nie udało się odnaleźć broni, z której padły strzały w skroń. - Powodem tego jest budowa zbiornika wodnego Lipusz, w obrębie którego to zdarzenie miało miejsce - poinformowała. Wawryniuk przypomniała, że mowa o broni pneumatycznej. Przyczyną utonięcie Jak wcześniej ustalono, dwa strzały, które miał oddać Grzegorz Borys, nie doprowadziły bezpośrednio do jego śmierci. Mogły jednak spowodować ogłuszenie mężczyzny. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci Borysa było utonięcie. Podczas badania natrafiono też na rany cięte. Do zgonu doszło na około dwa tygodnie przed ujawnieniem ciała 44-latka. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!