Dzieci z przedszkola miejskiego nr 12 "Niezapominajka" w Słupsku pojechały na wycieczkę do domu strachów, który znajduje się na terenie Parku Dinozaurów w Łebie. Portal gp24.pl, który jako pierwszy opisał sprawę, poinformował, że maluchy przeżyły traumę. Podczas zwiedzania dzieci były przerażone, płakały i chciały uciekać. "Trzeba być twardym" Na nagraniu zamieszonym w mediach społecznościowych słychać krzyki maluchów. - Nie bójcie się, wytrzymamy - mówi jedna z wychowawczyń. - A widzicie, tak chcieliście się bać, a teraz co? - dodaje kobieta. - Ja chcę wracać - mówi w pewnym momencie jedno z dzieci. - Nie, idziemy do przodu, trzeba być twardym - odpowiada opiekunka. Dzieci były przestraszone do tego stopnia, że wołały swoje mamy. Wychowawczyni prosiła dzieci, żeby się uspokoiły. Powtarzała, ze "to są zabawki i nie ma się czego bać". Na niewiele się to jednak zdało, bo dzieci uspokoiły się dopiero, gdy dotarły do wyjścia. Dyrektorka przedszkola: Nie było przymusu Jak się okazało, film został opublikowany w mediach społecznościowych przez dyrektorkę przedszkola, która również brała udział w wycieczce. Nagranie zostało później usunięte. Kobieta odniosła się do sprawy w rozmowie z lokalnymi mediami. Tłumaczyła, że z atrakcji skorzystały tylko te dzieci, które się zgłosiły. Przyznała jednak, że część z nich wystraszyła się, ale nie było sensu zawracać. - Byliśmy w Łeba Parku z dwiema grupami dzieci sześcioletnich. Dom strachów jest jedną z atrakcji tego obiektu. Nie ma przy nim żadnego oznaczenia z ograniczeniami wiekowymi. Przyjeżdżając do parku z atrakcjami przeznaczonymi dla małych dzieci uznałam, że wszystkie są bezpieczne. Czekając w kolejce obserwowałam, że z domu strachów wychodzą rodzice z dużo młodszymi dziećmi. Przed wejściem pytałam podopiecznych, kto chce z tej atrakcji skorzystać. Weszły te, które się zgłosiły. Nie było przymusu i nikt nikogo nie brał tam na siłę - stwierdziła dyrektorka przedszkola "Niezapominajka", cytowana przez gp24.pl. - Przyznaję jednak uczciwie, że będąc w środku z dziećmi miałam sygnały od nich, że są przestraszone, że się boją, ale było to już w połowie drogi. Zatem, czy zawrócić, czy iść do przodu, wychodziło na to samo - wyjaśniła. Dyrektorka stwierdziła również, że strach to naturalna emocja, a przełamanie go przynosi pozytywne skutki. Jej zdaniem nic wielkiego się nie stało, a przerażone było co najwyżej dwoje dzieci. Później w rozmowie z Polsat News kobieta podkreśliła, że dom strachu był jedną z atrakcji w parku rozrywki dla dzieci. - Uważam, że skoro taka atrakcja, która teraz w ocenie społeczeństwa okazała się nie być atrakcją, jest tam, to można z niej skorzystać - stwierdziła. Właściciele parku rozrywki, na którego terenie jest dom strachów, przekonują jednak, że to opiekunowie muszą zdecydować z których atrakcji korzystać. Urzędnicy miejscy nie widzą problemu O sytuacji wypowiedzieli się psychologowie. Małgorzata Gierszewska, psycholog w Poradni Pedagogiczno-Psychologicznej w Słupsku uważa, że dzieci przeżyły prawdziwą traumę. Według niej opiekunki popełniły błąd, ponieważ powinny natychmiast wyprowadzić dzieci na zewnątrz. - Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że to było przeżycie traumatyczne dla dzieci, które wzięły udział w tym zdarzeniu. Trauma nie daje o sobie znać od razu. Poczekajmy, co się zadzieje za dwa, trzy miesiące. Mogą wracać do tego, jako do trudnej sytuacji emocjonalnej, którą przeżyły - powiedziała w rozmowie z portalem gp24.pl. Podobnego zdania jest psycholog dziecięca Aleksandra Piotrowska. - To jest w stanie utkwić w psychice człowieka na dziesiątki lat, nawet mimo tego, że on dorasta i zdobywa wiedzę o tym wszystkim. Ale traumatyczny charakter tych przeżyć nie znika - oceniła w rozmowie z Polsat News. Sprawę skomentowały również władze miasta. Anna Sadlak, dyrektor Wydziału Edukacji w Urzędzie Miejskim w Słupsku, przekazała, że do urzędu nie wpłynęła żadna skarga od rodziców dotycząca tej wycieczki. - Pani dyrektor przedszkola sama do mnie zadzwoniła po wizycie dziennikarki w przedszkolu i opowiedziała o wizycie dzieci w domu strachów. Jej zdaniem bało się tylko dwoje dzieci, które zostały uspokojone. W ramach edukacji zawsze na koniec roku szkolnego są organizowane wycieczki do miejsc dedykowanych dzieciom i Łeba Park jest takim miejscem. Można więc było zakładać, że wszystkie atrakcje są dla nich przeznaczone - powiedziała lokalnym mediom urzędniczka. Później w rozmowie z Polsat News kobieta stwierdziła, że "była to nauczka, z której wyciągnęliśmy lekcję". - Przeprowadziłam rozmowę z panią dyrektor, niemniej jednak wydaje mi się, że ta sytuacja jest zbyt rozdmuchana - dodała. Po stronie wychowawczyń stoją również rodzice dzieci. - Gdybym miała je wysłać raz jeszcze z panią dyrektor i grupą pań, które się nimi opiekują, zrobiłabym to - powiedziała Polsat News matka jednej z dziewczynek, które uczęszczają do przedszkola nr 12 w Słupsku.