Świadek ataku na Adamowicza: Chodził z nożem i się cieszył
"Ten człowiek, który trzymał nóż, cały czas chodził po scenie" – powiedziała pani Joanna, która była świadkiem ataku na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Jej zdaniem, ochroniarze zareagowali po dłuższej chwili. "Nikt go tak naprawdę nie był w stanie obezwładnić. On chodził i się cieszył" – mówiła.

Do ataku na Pawła Adamowicza doszło w Gdańsku w niedzielę wieczorem (13 stycznia) podczas finału WOŚP. Atak przeprowadził mężczyzna, który podczas odliczania do "Światełka do nieba" o godz. 20.00 wtargnął na scenę i ranił nożem prezydenta Gdańska. Paweł Adamowicz trafił do szpitala. Jego operacja trwała pięć godzin. Prezydent Gdańska przeżył, ale lekarze wciąż określają jego stan jako bardzo ciężki.
"Nikt nie był w stanie go obezwładnić"
Pani Joanna w rozmowie z TVN24 wyjaśniła, że wraz z córką uczestniczyła w "Światełku do nieba" WOŚP. Relacjonowała, że po tym, jak prezydent miasta skończył przemówienie, zaczynało się odliczanie.
"Córka do mnie mówi po chwili: 'Mamo zobacz, ten pan ma nóż, ten ktoś trzyma nóż'. Ja zwróciłam uwagę, że się ktoś tam po prostu przewrócił, ale nikt z nas nie był świadomy tego, że to był właśnie Paweł Adamowicz. Byłyśmy na tyle przerażone, że tak naprawdę zaraz się stamtąd zwinęłyśmy, odeszłyśmy od sceny" - powiedziała kobieta.
W jej ocenie, "jedyne, co było tak naprawdę bardzo widoczne, to to, że ten człowiek, który trzymał nóż, cały czas chodził po scenie". "Nikt go tak naprawdę nie był w stanie obezwładnić. On chodził i się cieszył z tego" - podkreśliła.
Zapytana w rozmowie, czy powodem tego była nieobecność służb, czy szok, odparła, że ta sprawa na pewno zszokowała wszystkich, którzy tam stali. "Aczkolwiek policji nie było widać tam żadnej. Tam była firma, która była firmą ochroniarską zewnętrzną, obezwładnili go tak naprawdę młodzi chłopcy z tej firmy" - powiedziała pani Joanna.

"On po prostu chlubił się tym, co zrobił"
Kobieta zaznaczyła przy tym, że reakcja ochrony nastąpiła "po dłuższej chwili". "On chodził po scenie i trzymał nóż w prawym bodajże ręku, jak dobrze pamiętam, i tylko wykrzyczał, że siedział pięć lat w więzieniu przez PO" - dodała.
Pytana, czy napastnik zachowywał się agresywnie, odpowiedziała, że on się cieszył. "On się cieszył, że to zrobił. To było widać. To nie był taki agresywny człowiek, który wbiega, coś robi i zaraz ucieka. On po prostu chlubił się tym, co zrobił" - podkreśliła pani Joanna.
Atak na prezydenta Gdańska. Zdjęcia
W niedzielę, 13 stycznia, podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy doszło do ataku na prezydenta Gdańska. Podczas "Światełka do nieba" na scenę wtargnął 27-letni mieszkaniec Gdańska, który zadał ciosy nożem Pawłowi Adamowiczowi. Prezydent Gdańska był reanimowany, a następnie został przewieziony do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, gdzie przeszedł poważną, pięciogodzinną operację. Jak poinformowali lekarze, stan Pawła Adamowicza jest bardzo poważny. Ma rany serca, przepony i narządów wewnętrznych jamy brzusznej.







"Byliśmy przekonani, że reanimacja dotyczy napastnika"
Napaść na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza opisało także małżeństwo stojące przed sceną WOŚP w Gdańsku. Według nich, nikt na scenie ani bezpośrednio przed nią nie zdawał sobie sprawy w momencie ataku, co zaszło.
"Napastnik trzymał nóż w jednym ręku i mikrofon, który wydarł prowadzącemu" - mówiła dziennikarzom Bożena Koniecka, która z mężem stała w pierwszym rzędzie przed sceną, na której trwała gdańska impreza WOŚP.
"Myśmy myśleli, że to jakiś przerywnik przed występem następnego zespołu. Mnie się wydawało, że ten człowiek śpiewa. Dopiero po jakimś czasie zobaczyliśmy nóż" - powiedziała kobieta.
Jak podkreśliła, było to tak nagłe zdarzenie, że mało kto - nawet na scenie - zorientował się, co się dzieje i co się stało.
"Myśmy byli przekonani, że reanimacja dotyczy tego zbrodniarza, że może się prądem poraził, bo tyle tam było przewodów" - powiedziała.
Kobieta stwierdziła, że napastnik po przemówieniu prezydenta "kręcił się po scenie". "Widziałam go dwa razy" - stwierdziła kobieta. Jej mąż, Jerzy Koniecki, dodał, że zauważył, iż po ataku prezydent Gdańska przysiadł.
Zdaniem kobiety, "reakcja ochroniarska była trochę późna". Dodała, że nóż został odrzucony w kierunku barierek i widowni. "To był czarny sztylet, długi na 30 cm" - dodała.
Oboje mieszkańcy Gdańska byli na tym koncercie od godziny 16.00 i - jak twierdzili - nie było tam policji. Zaznaczyli jednak, że przed wejściem do najbliższego sektora przy scenie ochrona sprawdzała wszystkie osoby.