Tacy poeci, jaka jest publiczność
Robert Walenciak
To był piękny dzień, ale zakończył się koszmarnie.
Koszmarny był atak nożownika na prezydenta Gdańska, koszmarne były komentarze, które niemal natychmiast na różnych portalach się pojawiły. Nie wszystkie, na szczęście, ale było ich wystarczająco wiele. I mam o to żal, że ich nie blokowano, bo to ośmielało następnych.
To pokazuje, na jakiej beczce prochu żyjemy.
I jak to wszystko jest pomieszane. Bo z jednej strony mamy święto, kolejną zbiórkę na sprzęt dla maluchów, tysiące wolontariuszy, koncerty, zabawy, atmosferę zimowego pikniku, i takie zakończenie...
Polityczne jak najbardziej. Prezydent Adamowicz nie miał przecież z napastnikiem nic wspólnego. Został zaatakowany tylko za to, że bandyta uznał go za przedstawiciela formacji, która - w jego mniemaniu - była winna jego nieszczęść. Była złem. Platforma go w więzieniu torturowała - tak krzyczał ze sceny - więc postanowił zabić człowieka, który mu się z Platformą kojarzył. Tyle.
Rozumiem, w tej jego głowie, źle funkcjonującej, wszystko się źle skojarzyło. Ale jakiś powód, że skojarzyło mu się tak, a nie inaczej, chyba był? Coś go do tego czynu pchnęło.
Słabe głowy łatwo ulegają różnym podszeptom, dają się ponieść atmosferze. I nie mam wątpliwości, że ta atmosfera, w której przyszło nam żyć, sączonej nienawiści, kłamstw, opluskwiania, wpłynęła na jego decyzję.
Więc co, będziemy się sztyletować, jak stadionowi bandyci?
Wierzę, że tak być nie musi. Że obniżenie poziomu agresji jest możliwe.
Na początek u polityków. Bo to oni ją nakręcają, oni odbierają swoim przeciwnikom człowieczeństwo, dehumanizują ich. Nie-człowieka, "element animalny", można kopnąć, można niszczyć. Przeciwko nie-człowiekowi łatwiej jest mobilizować zwolenników. Wyrwać chwasta! Czy to grzech? Minister spraw wewnętrznych apeluje o spokój i zapowiada, że będzie ścigał autorów nienawistnych wpisów i haseł. OK. Więc przy okazji powinien się zastanowić, czy nie powinien zamknąć się sam, bo to on swego czasu krzyczał z zapałem "komuniści i złodzieje!".
Podobnych krzykaczy jest więcej, po obu stronach politycznej sceny. Oni też powinni dokonać rachunku sumienia. Oraz bilansu zysków i strat - owszem, nakręcanie atmosfery, wyzwiska, służą i PiS-owi, i PO, ale - w świetle tragedii prezydenta Adamowicza - czy to jest tego warte?
Tragedia w Gdańsku, to jest też czytelny sygnał dla nas, dla dziennikarzy, byśmy miarkowali się w swoich ocenach.
Bo "podkręcając" swoje komentarze, podkręcamy też atmosferę, przesuwając granice tego co akceptowalne. Ośmielamy różnych świrów, łobuzów, do agresji.
No i grupa najważniejsza - wy wszyscy, czytelnicy, użytkownicy mediów społecznościowych. Hejt, który wybuchł gdy Orkiestra Owsiaka zaczęła grać, a potem, gdy nastąpił atak na prezydenta Adamowicza, to nie było takie nic.
To przecież jest sygnał, że społeczeństwo kipi, że emocje są wielkie, i tylko czekają, żeby eksplodować. I proszę nie zwalać wszystkiego na polityków - że podpuszczają, i człowiek, sam nie wie kiedy, dostaje małpiego rozumu. Owszem, podpuszczają, ale to ziarno trafia na przygotowaną glebę.
I nic w tym nowego, tak było zawsze, co swego czasu, w roku 1869, spuentował Adam Asnyk w "Poetach do publiczności":
"Lecz tę rozważcie smutną okoliczność:
Tacy poeci, jaka jest publiczność!"
Święte słowa. Żadni politycy, żadni dziennikarze, nie będą krzyczeć i wołać, gdy odpowiadać będzie im milczenie. Oni szukają poklasku. Tego, na co ludzie przychylnie reagują. Więc to my wszyscy musimy się uspokoić.
I nie chodzi mi o to, byśmy się nagle zaczęli obejmować, tak jak po śmierci Jana Pawła II obejmowali się kibice Cracovii i Wisły, bo jak to się skończyło - wiemy. Chodzi mi o coś innego - byśmy uznali, że jesteśmy różni, że nie jesteśmy jednością. Że mamy różne przekonania, różne doświadczenie życiowe, różne zasoby. Ale żyjemy w jednym kraju. Więc różnijmy się, ale się szanujmy.
Spory, różne punkty widzenia - to rzecz naturalna, i dla społeczeństwa zdrowa. Ale chore jest, gdy w tym innym, co inaczej mówi, widzimy nie innego Polaka, innego człowieka, tylko złodzieja, agenta, sprzedawczyka, zdrajcę.
I nie są to takie sobie słowa, bo one mają moc. Ze zdrajcą przecież się nie rozmawia, zdrajcę stawia się pod murem! Więc jedni drugich chcą stawiać pod murem... I to jest ta choroba, która nas dotknęła, i z której powinniśmy się wyleczyć...