Piekło na Ziemi
Nowy Jork, Londyn i Tokio pod wodą, potop w Polsce, szalejące pożary, głód i nędza - czy taki los czeka Ziemię za 15 lat?
Niektórzy uczeni uważają, że katastrofa klimatyczna na Ziemi zacznie się za 15-20 lat. Odpowiedzialny będzie za to najbardziej szkodliwy gaz cieplarniany - dwutlenek węgla.
W wyniku jego koncentracji średnie temperatury na naszej planecie wzrosną o 2 stopnie w porównaniu z początkiem XX stulecia. Co to oznacza? Biorąc pod uwagę niezwykle szybkie tempo tych zmian, Ziemi grożą poważne wahania pogody. Katastrofy klimatyczne, które do tej pory oglądaliśmy na ekranach kin, mogą stać się rzeczywistością.
Wachlarz skutków raptownego ocieplenia jest szeroki. Zmieni się układ monsunów i prądów morskich, duża część regionów świata zostanie zniszczona przez powodzie lub susze. Niektóre z nich zdziesiątkują głód i nędza wynikające z załamania się rolnictwa i turystyki. Wiele gatunków zwierząt i roślin, które nie będą w stanie dostosować się do drastycznych zmian klimatycznych, zostanie skazanych na zagładę.
Poziom wody w oceanach podniesie się, a wieczna zmarzlina stopnieje. W efekcie do atmosfery zostaną uwolnione ogromne ilości gazów cieplarnianych. Zagrożone są też lasy i tereny podmokłe, których rolą jest oczyszczanie powietrza i wody. W wyniku ocieplenia klimatu pożary występowałyby częściej i niszczyły więcej niż dotychczas.
Na Ziemi jak w szklarni
Efekt cieplarniany, odpowiedzialny za zwiększanie się temperatury na Ziemi, opisał po raz pierwszy Jean Baptiste Joseph Fourier w 1824 roku. Wyjaśnił go Svante Arrhenius w 1896 roku określając efekt cieplarniany jako proces zachodzący w atmosferze, ograniczający wypromieniowywanie energii z planety do przestrzeni kosmicznej. Proces ten zachodzi dla wszystkich planet posiadających atmosferę. Szacuje się że dzięki efektowi cieplarnianemu średnia temperatura na Ziemi wynosi 14,8 C, a nie -19 C.
Efekt cieplarniany często jest nazywany efektem szklarniowym, bo jego mechanizm wywołuje skojarzenia właśnie ze szklarnią. Ściany szklarni działają w jedną stronę, zatrzymując więcej ciepła wewnątrz. Podobnie jak atmosfera zawierająca więcej gazów cieplarnianych. Zachowuje się ona jak otulająca Ziemię coraz grubsza kołdra. W efekcie w zastraszającym tempie ubywa lodowców, a poziom wody w oceanach niebezpiecznie się podnosi stanowiąc zagrożenie dla najniżej położonych terenów.
Jeśli w wyniku topnienia lodów na biegunach poziom oceanu podniósłby się o 1 metr, w konsekwencji Nowy Jork, Londyn czy Tokio zostałyby zatopione. Według obliczeń naukowców stopienie lodowców na Grenlandii i Antarktydzie spowodowałoby, że prawie cała Holandia, Dania oraz znaczna część Belgii i Bangladeszu znalazłyby się pod wodą. Także Polski nie ominąłby potop. Gdyby ten scenariusz się sprawdził, pod wodą znalazłby się obszar leżący nawet w odległości 100 km od wybrzeża.
Papierowe regulacje
Z początkiem 2005 roku wszedł w życie słynny na całym świecie Protokół z Kioto. Warto zauważyć, że stało się to z siedmioletnim opóźnieniem. Dokument nakłada na kraje wysoko rozwinięte obowiązek ograniczenia produkcji dwutlenku węgla. Do 2012 roku poziom jego emisji ma w nich spaść średnio o 5 procent w porównaniu z rokiem 1990. Umowy nie ratyfikowały jednak Stany Zjednoczone, które odpowiadają za produkcję jednej czwartej dwutlenku węgla na świecie.
Porozumienie z Kioto ma swoich zwolenników i przeciwników. Ci pierwsi podkreślają, że stanowi ono przejaw mądrości gatunku ludzkiego, który walczy o ratowanie swojej planety. Krytycy protokołu argumentują swoje racje niepewnymi przesłankami naukowymi, na których opiera się dokument.
Zdaniem wielu klimatologów obniżenie emisji dwutlenku węgla do poziomu zapisanego w protokole nic nie zmieni. Globalne ocieplenie nie straci swojej dynamiki. Efekt taki można by osiągnąć ograniczając emisję tego gazu o 30-40 procent w ciągy co najmniej dwóch dekad. Biorąc pod uwagę zapotrzebowanie na energię pozostaje to w sferze marzeń obrońców Ziemi.
Na ratunek
Międzynarodowe regulacje bez wątpienia są potrzebne dla ograniczenia zgubnego wpływu efektu cieplarnianego. Ale to nie wystarczy. Ekolodzy apelują o to by każdy mieszkaniec Ziemi zaangażował się w jej ochronę.
Jednym ze sposobów jest segregacja śmieci oraz używanie surowców wtórnych. Dzięki temu zostaje ograniczona emisja dwutlenku węgla, która towarzyszy procesowi produkcji opakowań i zmniejsza się ilość wydzielanego metanu (inny gaz cieplarniany) na wysypiskach śmieci.
Do ograniczenia zgubnego wpływu efektu cieplarnianego ma przyczynić się tzw. idea zrównoważonego rozwoju. Zakłada ona stały postęp gospodarczy i społeczny zharmonizowany ze środowiskiem naturalnym. Mówiąc wprost, chodzi o poprawę jakości życia ludzi na świecie bez rabunkowej eksploatacji zasobów naturalnych naszej planety.
Kolejnym sposobem na powstrzymanie zmian klimatycznych jest stosowanie energooszczędnych technologii i zastępczych źródeł energii, które w przeciwieństwie do energii czerpanej z paliw kopalnych lub syntetycznych (węgiel, gaz ziemny, ropa) charakteryzują się czystą produkcją (brak uciążliwych produktów ubocznych) oraz niewielkim bądź zerowym zużyciem surowca. Za doskonały przykład mogą posłużyć tu elektrownie wiatrowe i wodne.
Jeśli tylko świat nie zlekceważy zagrożenia spowodowanego ociepleniem klimatu, ograniczenie katastrofalnych zmian środowiska może się powieść.
INTERIA.PL/GW