Decyzja sądu to pokłosie działań komisji weryfikacyjnej, która powstała w marcu 2017 r. i zajęła się sprawą reprywatyzacji nieruchomości w Warszawie. To właśnie jej członkowie podjęli decyzję, z której wynikało, że niektóre z nieruchomości mają wrócić we władanie warszawskiego ratusza. Te decyzje zaskarżyli niektórzy handlarze roszczeń oraz władze Warszawy, a do ich argumentacji przychylił się Wojewódzki Sąd Administracyjny. Naczelny Sąd Administracyjny, który w poniedziałek rozpatrywał cztery skargi kasacyjne, wydał jednak wyrok, z którego wynika, że handlarze roszczeniami nie mogli domagać się zwrotu nieruchomości. Orzeczenie jest prawomocne i odnosi się do nieruchomości znajdujących się przy: ul. Senatorskiej 7 i 9, ul. Szarej 3, 5, 7, i 9 oraz ul. Rozbrat 42 oraz gruntów przy ul. Szarej i Czerniakowskiej. Przeczytaj także: Brakuje tysięcy nauczycieli. Jest dwa razy więcej wakatów, niż rok temu "Wypłacono setki milionów zł ludziom, którzy nie mieli żadnego tytułu prawnego" - To jest sprawa precedensowa. Sąd spojrzał na dekret Bieruta, który został zapisany na jednej stronie i powiedział, że z dokumentu wynika, że stroną postępowania może być tylko właściciel nieruchomości oraz jego spadkobiercy. Zaznaczył, że spadkobiercą nie jest osoba, która kupiła roszczenia. To oznacza, że handlarze roszczeniami nie powinni być beneficjentami decyzji reprywatyzacyjnych - mówi w rozmowie z Interią Jan Śpiewak, działacz miejski od lat zajmujący się kwestią dzikiej reprywatyzacji. Sam Śpiewak był jedną ze stron postępowania przed Naczelnym Sądem Administracyjnym. Chodzi o sprawę Ogrodu Jordanowskiego znajdującego się przy ul. Szarej. - To była jedna z pierwszych spraw, którą jako miejscy aktywiści się zajęliśmy w 2013 r. Ten teren został zreprywatyzowany przez handlarza roszczeniami, który chciał tam wybudować apartamentowiec. Wtedy podjęliśmy decyzję, że trzeba o ten teren zawalczyć - opowiada miejski aktywista. Zobacz: Pomarańczowe rzeki i niebieskie drzewa w Jaworznie Jak przyznaje, decyzją sądu był zaskoczony. - Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Wyrok sądu oznacza, że przez 20 lat w Warszawie oddano setki nieruchomości i wypłacono setki milionów złotych odszkodowania ludziom, którzy nie mieli żadnego tytułu prawnego, aby się o to ubiegać - przyznaje. I opowiada, że z jego obserwacji dekret Bieruta przez lata był interpretowany w taki sposób, aby sprzyjać osobom, które handlowały roszczeniami. "Miejsce Gronkiewicz-Waltz jest na ławie oskarżonych" - Dekret wydano po to, aby odbudować miasto po wojnie. Miasto, które było ruiną. A przez lata ten dekret był wykorzystywany do masowego uwłaszczania się handlarzy roszczeniami na majątku publicznym. Choć, jak się okazuje po latach, nie mieli do tego żadnego tytułu prawnego. To jest największa afera III RP. Tutaj tysiącom ludzi zniszczono życie, wyrzucając ich na bruk. Reprywatyzacja to zbrodnia bez kary - mówi. - Jak to się stało, że przez tyle lat kolejni prezydenci Warszawy, w tym Hanna Gronkiewicz-Waltz, profesor prawa, nie umiała przeczytać dekretu, który liczy jedną stronę A4. To jest nieprawdopodobne. Moim zdaniem jej miejsce jest na ławie oskarżonych. Tymczasem była prezydent wykłada prawo na Uniwersytecie Warszawskim - opowiada Śpiewak. - Pamiętajmy jednak, że roszczenia kupowały osoby, które były kandydatami do Sądu Najwyższego, przedstawiciele wielu renomowanych warszawskich kancelarii prawnych. Te decyzje przechodziły też przez ręce sędziów, mecenasów, trafiały do Sądowych Kolegiów Odwoławczych. I nikt na to nie zareagował. To każe do zadania sobie pytania, czy Polska faktycznie jest państwem prawa - dodaje. Jakie działania podejmie miasto? Śpiewak zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz. Prawowici spadkobiercy, którzy próbowali odzyskać nieruchomości należące do ich przodków, mieli z tym problemy. - Mówiono im, że trudno będzie odzyskać prawo własności. Czasem urząd utrudniał postępowanie. Wtedy pojawiali się handlarze roszczeń i je odkupowali za bardzo małe kwoty - wyjaśnia aktywista. Jak przykład podaje pałac Błękitny. Aktywista zastanawia się również nad tym, jakie działania teraz podejmą władze Warszawy i komisja weryfikacyjna. Zwraca on też uwagę na to, że zmienił się artykuł 156 kodeksu postępowania administracyjnego. Zgodnie z nim można unieważnić decyzję reprywatyzacyjną do 10 lat od jej wydania. - Nie dotyczy to spraw, którymi zajęła się komisja weryfikacyjna oraz gdy doszło do nieodwracalnych konsekwencji prawnych. W praktyce oznacza to, że zreprywatyzowana nieruchomość została sprzedana. "Władze miasta nas nie słuchały" - Ratusz powinien w tym momencie natychmiast wysłać wnioski do sądu do wydziału wieczystoksięgowego o wzmianki w księgach wieczystych. Chodzi o te przypadki, w których nieruchomości trafiły w ręce handlarzy roszczeniami. Ratusz doskonale zna te adresy. To jest pierwsza rzecz. Druga to urzędnicy powinni zobaczyć, gdzie handlarze roszczeń sprzedali kamienice i takim osobom urząd powinien wytoczyć sprawy i wyegzekwować od nich pieniądze ze sprzedaży - tłumaczy Śpiewak. Aktywista zapewnia, że nadal będzie zajmować się tematami reprywatyzacyjnymi. - Ten wyrok jest precedensowy. Pokazujący, jakim kierunkiem powinny teraz pójść władze Warszawy. My, jako aktywiści, od lat mówimy o tym, że działania reprywatyzacyjne były niezgodne z prawem. Władze miasta jednak nas nie słuchały. W tym czasie na bruk trafili mieszkańcy, często ludzie mieszkający w danych kamienicach od okresu powojennego. Nikt nie reagował. Teraz okazuje się, że mieliśmy rację, a to cała reprywatyzacja okazała się jednym wielkim kantem - konkluduje. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl