W sekretariacie Witolda Kozłowskiego, marszałka małopolski i ważnego w regionie polityka PiS, znajduje się niewielkich rozmiarów szafa z lustrem. Dla osób chcących załatwić urzędowe sprawy wygląda ona jak zwyczajny mebel. W rzeczywistości w środku szafy na krzesełku siedzi rosły mężczyzna. Widzi on, co dzieje się w gabinecie polityka PiS, kto do niego wchodzi i wychodzi oraz o czym rozmawia. Wszystko dzięki weneckiemu lustru. Dodatkowo ma on dostęp do monitoringu. Obok ochroniarza znajduje się aneks kuchenny: jest ekspres do kawy, lodówka oraz naczynia. Mężczyzna siedzący w szafie to członek wewnętrznej służby ochrony, którą postanowił utworzyć marszałek Kozłowski. Jak wynika z informacji Interii, polityk PiS 28 marca zeszłego roku wystąpił do komendanta wojewódzkiego policji z wnioskiem o pozwolenie na stworzenie takiej służby w urzędzie. Zgodnie z ustawą o ochronie osób i mienia musi stać za tym ważny interes gospodarczy lub społeczny. Jakie argumenty przemawiały za wysłaniem wniosku? Tego nie wiadomo, ponieważ marszałek Kozłowski nie znalazł czasu, aby skomentować sprawę. Tymczasem 15 kwietnia 2022 r. urząd zatrudnił dwóch mężczyzn. Jeden z nich otrzymał stanowisko szefa ochrony, a drugi został jego zastępcą. Do ich obowiązku należy m.in. zapewnienie bezpieczeństwa ludzi znajdujących się w budynku oraz ochrona budynku przed dostępem osób nieuprawnionych. Ostatecznie pod koniec maja zeszłego roku Komenda Wojewódzka Policji w Krakowie dała zielone światło na utworzenie wewnętrznej służby ochrony. Pałki teleskopowe, kajdanki, gaz To nie wszystko. Jak wynika z dokumentów, którymi dysponuje Interia, pod koniec zeszłego roku na wyposażenie urzędu zakupione zostały pałki teleskopowe, gazy pieprzowe i kajdanki. Te służą dwóm ochroniarzom zatrudnionym przez urząd. - Cel powołania tej służby przez marszałka jest dla mnie wielką zagadką, a sposób jej funkcjonowania jest wielką zagadką - wyjaśnia Tomasz Urynowicz, radny sejmiku. - Pracownicy wewnętrznej służby ochrony są nieumundurowani oraz w żadnym obiekcie urzędu nie występuje oznaczenie z informacją o pełnionej przez nich służbie. Zgodnie z rozporządzeniem ministra (...) takie osoby powinny być umundurowane, a co więcej kierownik jednostki ochranianej ma obowiązek zapewnić im pomieszczenie na wartownie oraz pokoje socjalne - wyjaśnia radny Urynowicz. Podobnego zdanie jest radny sejmiku Krzysztof Nowak. To on razem z Urynowiczem wysłał pismo do komendanta wojewódzkiego policji z prośbą o przeprowadzenie kontroli. - Kilka dni temu przyszedłem do sekretariatu marszałka, chcąc zrobić zdjęcie nietypowego mebla. Wtedy z szafy wyszedł dwumetrowy mężczyzna. Zaprosił mnie do środka. Wszedłem i zobaczyłem krzesło ustawione na wprost lustra weneckiego, przez które widać, co dzieje się w sekretariacie. Wyglądało to tak, jakby siedział w kabinie samolotu - opowiada radny Nowak. W kuluarach ochrona i słynna już "szafa" marszałka Kozłowskiego rozgrzewa nie tylko samorządową opozycję: - Dziwię się, że sprawa wypłynęła dopiero teraz. Urząd Marszałkowski huczał o tym od dłuższego czasu, wiedza o ochroniarzach była dość powszechna. Kompromitacja - komentuje jeden z doświadczonych samorządowców Zjednoczonej Prawicy. - To na pewno nie służy PiS, bo takie wymysły są niezrozumiałe dla opinii publicznej. Zabudowa miała służyć paniom z sekretariatu. Żeby w ludzkich, normalnych warunkach mogły zjeść, zaparzyć kawę. Pomysł był więc rozsądny - zapewnia nas rozmówca z Krakowa. Wojewoda się nie boi Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego w Krakowie mieści się przy ul. Basztowej 22. Pod tym samym adresem funkcjonuje również Małopolski Urząd Wojewódzki. Czy wojewoda Łukasz Kmita także może pochwalić się prywatną ochroną? Co sądzi o pomyśle Witolda Kozłowskiego? - Ochrona to indywidualna decyzja marszałka. Nie była z nami w żaden sposób konsultowana. Zakres obowiązków ochroniarzy Urzędu Marszałkowskiego nie dotyczy Urzędu Wojewódzkiego, który znajduje się obok - podkreśla Kmita. Jak powiedział nam wojewoda, w jego urzędzie nie ma ochroniarzy, którzy chroniliby gabinetów najważniejszych urzędników. Poza incydentem z awanturującą się obywatelką Ukrainy nie odnotowano tu niebezpiecznych sytuacji. - Oczywiście zdarzali się awanturniczy mieszkańcy, ale nigdy nie było to związane z zagrożeniem zdrowia i życia - usłyszeliśmy od polityka PiS, który w terenie reprezentuje premiera. "Nie ma mowy o lustrze weneckim" W sprawie ochrony w Urzędzie Marszałkowskim skontaktowaliśmy się bezpośrednio z Witoldem Kozłowskim. Marszałek przekazał nam, że nie będzie mógł rozmawiać - prowadzi posiedzenie klubu i sesję sejmiku. Do sprawy odniosła się Magdalena Opyd, rzecznik prasowa polityka. - Pomieszczenie powstało w 2020 r. Stanowisko (ochroniarskie - red.) pojawiło się w 2021 r. po różnych incydentach związanych z bezpieczeństwem. Nie mieliśmy lokalowo podobnego miejsca, dlatego ochrona trafiła do wydzielonego aneksu przy sekretariacie. Początkowo pracowała u nas firma zewnętrzna, w 2022 r. trzeba było zmian - tłumaczy Interii Opyd. - Nie tylko ze względu na brak kontroli nad zewnętrznymi pracownikami, ale też napięcia za wschodnią granicą. Dlatego złożyliśmy wniosek do komendanta wojewódzkiego policji. Ochroniarze zmieniają się co osiem godzin. Wcale nie strzegą pana marszałka tylko całego budynku. Nie ma również mowy o lustrze weneckim. To po prostu przyciemniona szyba - stwierdziła. Chcesz porozmawiać z autorami? Napisz: jakub.szczepanski@firma.interia.pl, dawid.serafin@firma.interia.pl