Sytuacja bez precedensu w TOPR. Ratownik został wykluczony
Oprac.: Aleksandra Wieczorek
To sytuacja bez precedensu w historii działań TOPR. Mowa o ratowniku, który zabrał i sprzedał czekan kobiety, która zginęła w ubiegłym roku w Tatrach. Sam mężczyzna tłumaczy, że czekan znalazł kilka tygodni po wypadku i nie miał pewności, czy należał on do zmarłej. Ratownik został wykluczony z Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Sprawę opisuje "Tygodnik Podhalański". Mowa o młodym ratowniku Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, który dopuścił się kradzieży czekana tragicznie zmarłej w górach kobiety.
Wypadek w Tatrach. TOPR w akcji ratunkowej
Wypadek miał miejsce rok temu na Kościelcu. Wówczas kobieta, która razem z chłopakiem schodziła ze szczytu, spadła, ponosząc śmierć na miejscu. Ratownicy TOPR, którzy przybyli na miejsce, zabrali jej ciało, pomagając też jej partnerowi, który nie był w stanie sam zejść. Czekana, który wypadł kobiecie w momencie upadku, nikt nie wziął, gdyż priorytetem było przeprowadzenie akcji ratunkowej.
Rok później jeden z ratowników sprzedał czekan swojej koleżance. Żądając za niego 200 zł przekazywał, że miał on został kupiony w sklepie za 250 zł. Jak podaje informator TP, mężczyzna na miejsce tragedii wybrał się po miesiącu i tam odnalazł sprzęt.
Ratownik TOPR zabrał czekan z miejsca wypadku. Tłumaczył, że nie był pewny
Czekan rozpoznała wkrótce jedna ze znajomych zmarłej kobiety, która szybko poinformowała o tym nową nabywczynię. Ta odniosła go do TOPR, który przez kilka tygodni obradował, by zdecydować o losach ratownika.
- Jednogłośnie podjęliśmy decyzję o wykluczeniu ratownika z naszych szeregów - przekazał Jan Krzysztof, naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, cytowany przez "Tygodnik Podhalański". - To postawa nieakceptowalna. Złamany został kodeks ratownika, choć mówienie o okradaniu zwłok jest daleko posuniętym nadużyciem.
Sam ratownik, który nie brał udziału w działaniach ratowniczych na miejscu wypadku kobiety, tłumaczył się, że czekan znalazł na Kościelcu kilka tygodni po wypadku. Stąd też nie był pewien, czy należał od do zmarłej.
- Nie daliśmy wiary w te wyjaśnienia. Stąd decyzja o wykluczeniu tego młodego człowieka z TOPR - mówił Jan Krzysztof. Jak dodał, nie pamięta on, by w historii działań TOPR doszło do wykluczenia któregoś z ratowników pod takim zarzutem - przywłaszczenia przedmiotów osoby tragicznie zmarłej w Tatrach. W statucie TOPR wykluczenie to najwyższa kara.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!