Sprawa pani Joanny, której sprawę nagłośniły w tym tygodniu "Fakty TVN" wywołała poruszenie opinii publicznej. Teraz pojawiło się nagranie z ukrytej kamery, na którym widać kobietę w szpitalu. Na sali nie była jednak sama, a w towarzystwie policjantów, których wezwał lekarz. Nagranie z ukrytej kamery. "Na nic nie wyrażałam zgody" Na filmie widać roztrzęsioną panią Joannę. Ratownik medyczny pyta kobietę, gdzie miała komputer (sprzęt wraz z telefonem został zabrany przez funkcjonariuszy). - W walizce go miałam. Nie wiem, czy patrzyłam cały czas na walizkę. Byłam zestresowana, zabrali mi bez pytania z walizki komputer - mówi kobieta. Nagranie z ukrytej kamery można zobaczyć na stronie polsatnews.pl - Pani mówi, że ktoś przeszukał bez pani zgody pani dane - dopytuje ratownik, na co Joanna odpowiada twierdząco i powtarza, że nie wyraziła na to zgody. Cały czas nerwowo rozgląda się po pokoju. - A mogą panowie tak robić? Do osobistych rzeczy wchodzić i sprawdzać? Bez informowania kogokolwiek? Tak pytam, bo może policję trzeba wezwać do was? - zwraca się do policjanta medyk, jednak w tle słychać jedynie niewyraźnie głosy. Zdenerwowana całą sytuacją pani Joanna po raz kolejny próbuje wytłumaczyć zajście i powtarza, że nie zgodziła się na zabranie jej rzeczy. - Byłam w karetce. Nie wiem, gdzie była moja walizka! Na nic nie wyrażałam zgody - podkreśla. Ratownik nie odpuszcza i dopytuje, czy jego rzeczy osobiste także mogą być sprawdzone przez funkcjonariuszy. - To jest moja pacjentka, ja odpowiadam za pacjentów. W tym momencie pacjentka jest pod wzburzeniem z waszego powodu - oświadcza ratownik. Tym razem dokładnie słychać słowa, jakie wypowiada policjant. - Proszę pana, istnieje podejrzenie, że zostało popełnione przestępstwo - mówi, na co pada odpowiedź ze strony medyka: - I to upoważnia? Tak? To fajnie. Czytaj też: Zażyła tabletki poronne, przeżyła horror. "Trzeba było zwyczajnie kłamać" Zażyła tabletkę poronną. Powiadomiono policję Sprawa pani Joanny ujrzała światło dzienne po trzech miesiącach odkąd doszło do zdarzenia. Kobieta źle się poczuła po zażyciu tabletek poronnych, dlatego skontaktowała się ze swoją lekarką. Na miejsce wezwano karetkę i policję, a jak podał w rozmowie z Interią mł. insp. Sebastian Gleń, funkcjonariuszy powiadomiono, że kobieta dokonała aborcji i ma myśli samobójcze. Chociaż kobieta próbowała tłumaczyć, że nie ma zamiaru zrobić sobie krzywdy, w asyście policji trafiła do szpitala przy ul. Wrocławskiej w Krakowie. W rozmowie z "Wydarzeniami" Polsatu kobieta relacjonowała, że po badaniu ginekologicznym do sali weszły dwie policjantki. - Kazały mi się rozebrać do naga, robić przysiady i kaszleć, ale jeszcze krwawiłam, dlatego nie zgodziłam się na zdjęcie bielizny - mówiła. W tej sprawie Naczelna Izba Lekarska wydała oświadczenie, w którym stwierdzono m.in.: "Wedle uzyskanych przez nas informacji służby zostały zawiadomione ws. podejrzenia próby samobójczej. Lekarz, który podejrzewa taką próbę ma obowiązek powiadomić odpowiednie służby by ratować zagrożone życie". *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!